Unijna dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady nr 2019/790 (tzw. dyrektywa DSM od „digital single market”) dotyczy w przeważającej mierze aspektów eksploatacji utworów w środowisku cyfrowym. Wprowadza nowe postacie dozwolonego użytku (eksplorację tekstów i danych, korzystanie z utworów w działalności dydaktycznej oraz zwielokrotnianie utworów w celu zachowania dziedzictwa kulturowego). Polska miała implementować tę regulację do 7 czerwca 2021 r. - poprzedni rząd przygotował projekt ustawy wdrażającej te przepisy, ale prace nie zaowocowały wejściem w życie ustawy.

Czytaj też: Artyści i dziennikarze apelują do marszałka Sejmu o zagwarantowanie tantiem od gigantów cyfrowych

 

Skutki opłakane dla twórców

Na opieszałości polskich władz mocno ucierpieli twórcy, w tym autorzy utworów, które zdobyły ogromną popularność na całym świecie. W odróżnieniu od swoich kolegów z innych krajów UE, polscy filmowcy nie otrzymywali wynagrodzeń od platform streamingowych, nawet w przypadku filmów czy seriali, które okazywały się międzynarodowymi hitami. O wdrożenie dyrektywy od lat walczy Stowarzyszenie Filmowców Polskich, które podkreśla, że wielkość rynku VOD (video on demand) to ponad 2,5 mld zł i są to pieniądze, którymi platformy nie muszą dzielić się z twórcami.

O wdrożenie dyrektywy od zabiega również Izba Wydawców Prasy, Stowarzyszenie Dziennikarzy i Wydawców Repropol oraz Stowarzyszenie Autorów ZAiKS, które rozpoczęły w czerwcu kampanię na rzecz implementacji przepisów. - Obecnie wielkie serwisy zamieszczają całe artykuły, ekstrakty z artykułów lub linki do nich w swoich wyszukiwarkach, mediach społecznościowych czy podstronach newsowych, z których czerpią zyski reklamowe - zwracali uwagę wydawcy, apelując o wdrożenie przepisów.

Czytaj też w LEX: Dozwolony użytek edukacyjny – implementacja art. 5 dyrektywy DSM – uwagi krytyczne >

 

Nowe prawo pokrewne

Na początku roku za wdrażanie dyrektywy wzięła się obecna ekipa rządząca - obecnie projekt ustawy nowelizującej prawo autorskie znajduje się na etapie prac w Sejmie. W odniesieniu do publikacji prasowych zakłada wprowadzenie do prawa autorskiego nowego prawa pokrewnego – prawa wydawcy prasowego do wyłącznej eksploatacji online jego publikacji prasowych przez platformy internetowe zdefiniowane jako „dostawcy usług społeczeństwa informacyjnego”. Treść nowego prawa pokrewnego ma przysługiwać „wydawcom” na dwóch polach eksploatacji: zwielokrotnianie i publiczne udostępnianie w taki sposób, aby każdy miał do publikacji dostęp w miejscu i czasie przez siebie wybranym. Co ważne, podobnie jak przy innych prawach pokrewnych, nowe prawo wyłączne będzie funkcjonować „bez uszczerbku” dla praw twórców i pozostałych uprawnionych - w celu uniemożliwienia im korzystania z ich utworów niezależnie od publikacji prasowej, w skład której te utwory wchodzą, autorzy będą zatem mogli korzystać ze stworzonych przez siebie utworów.

Prawo to nie będzie obejmowało „własnego użytku osobistego, niezwiązanego z celem zarobkowym”, „publicznego udostępniania hiperłącza do publikacji prasowej” (tj. czynności „linkowania” w terminologii dyrektywy) oraz „pojedynczych słów lub bardzo krótkich fragmentów publikacji prasowej”.

Czytaj też w LEX: Komentarz do dyrektywy o prawach autorskich w ramach jednolitego rynku cyfrowego >

 

Pieniądze również dla dziennikarzy

Co istotne - autorzy publikacji prasowych mają partycypować we wpływach uzyskiwanych przez wydawców z eksploatacji nowego prawa wyłącznego. Dyrektywa nie określa jednak, w jakim zakresie. Według projektu w polskich przepisach zostanie przyjęta kwota 50 proc. wpływów. - Taka propozycja, jak się wydaje - bardzo korzystna dla autorów (dziennikarzy), została przedstawiona przez samo środowisko wydawców.

Nowe prawo pokrewne będzie chronić publikacje prasowe opublikowane od dnia wejścia w życie ustawy, ale również te wcześniejsze, co do których nie upłynął jeszcze czas ich ochrony określany w nowych przepisach. Mają to być dwa lata od dnia publikacji. Nie do końca wiadomo jednak, czy polepszy to sytuację wydawców i dziennikarzy, bo polskie władze z wdrożeniem dyrektywy zwlekały tak długo, że sytuacja na rynku zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni.

 

AI żeruje na dostępnych treściach

Wszystko przez rozwój generatywnej AI, która już od dawna uczy się na treściach dostępnych w internecie i coraz lepiej je rozumie oraz syntetyzuje (a jej wytwór nie jest objęty prawem autorskim). Narzędzia oparte na AI zmieniają też sposób, w jaki użytkownicy wyszukują informację, bo zamiast czytać całe teksty i "klikać w linki", mogą od razu przeczytać streszczenie informacji i to oparte na wielu źródłach. To wszystko może sprawić, że ustawa będzie nieaktualna, zanim w ogóle wejdzie w życie. Jak zwracał uwagę prof. Ryszard Markiewicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego w rozmowie z Prawo.pl, dyrektywa DSM przed takimi praktykami twórców nie ochroni, wręcz legalizuje korzystanie z cudzych utworów, a także przedmiotów praw pokrewnych na potrzeby ChatGPT ze względu na:

  1. „uczenie się” tego rodzaju AI (przy założeniu automatycznego usuwania plików po ich wykorzystaniu, co nie ogranicza stałego przechowywania uzyskanych w ten sposób informacji i danych nieobjętych ochroną autorską);
  2.  przesyłanie użytkownikom generowanych w ten sposób informacji – nieobejmujących elementów utworu chronionych prawem autorskim.

Eksperci wskazują, że twórcy i wydawcy mogą jedynie – na podstawie art. 3 i 4 dyrektywy – wyłączyć możliwość przeszukiwania ich tekstów i danych przez AI (tzw. TDM – text&data mining), jeżeli będzie to wykorzystywane w celach komercyjnych, ale może być to postępowanie przeciwskuteczne w sytuacji, gdy na AI opierać się będzie większość wyszukiwarek.

Czytaj też w LEX: Scouting technologiczny z punktu widzenia ochrony praw autorskich >

 

Rząd nie chce negocjować z platformami

Te i inne kwestie podnoszą organizacje z branży wydawniczej - w tym Izba Wydawców Prasy (IWP), która zdecydowała się interweniować u marszałka Sejmu. Za problematyczne, poza kwestiami związanymi z uczeniem AI, IWP uważa wyłączenie odpowiedzialności administratorów platform za prezentowanie materiałów prasowych online (a taka ochrona przewidziana jest w przypadku innych utworów). Rząd uchylił się także od wprowadzenia przepisów, które umożliwiłyby interwencję organu państwowego (np. UOKiK) w przypadku, gdy wydawcy nie osiągną porozumienia z platformami cyfrowymi w sprawie zapłaty za eksploatowane treści. Może to utrudnić wyegzekwowanie przepisów.

Czytaj też w LEX: Godziwe wynagrodzenie twórców i wykonawców w ramach umów o eksploatację w świetle dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2019/790 >

- Pomimo oczekiwań dziennikarzy i wydawców do rządowego projektu nie wprowadzono istotnych, koniecznych zmian, bez których prawo nie będzie chroniło polskich wydawców i dziennikarzy, a ponadto będzie nie do wyegzekwowania, a tym samym martw - mówi Prawo.pl Marek Frąckowiak z Izby Wydawców Prasy. - Budzi to nasze zdziwienie, gdyż nasze stanowisko, z uzasadnieniem i propozycją konkretnych, właściwych przepisów przekazaliśmy nie tylko Ministerstwu Kultury, ale i wszystkim członkom sejmowej Komisji - podkreśla. Wskazuje, że nie było dyskusji na ten temat, a spotkanie miało charakter zamknięty.  - Ponownie wyraźnie widzimy, iż wydawców nie traktuje się poważnie, a dziennikarzy nie uznaje się za twórców, skoro wprowadzano poprawki pod hasłem „powinniśmy pomóc twórcom”.  Jesteśmy zdumieni i przykro zaskoczeni. Wydawcy i dziennikarze zadają sobie – i powinni to pytanie zadawać politykom – dlaczego decydenci nie chcą bronić dziennikarzy i wydawców przed hegemonią technologicznych gigantów. To jakieś nieporozumienie – zamiast chronić rodzimą kulturę, sprzyja się zagranicznym koncernom. Chyba nie wszyscy rozumieją, co oznaczają proponowane regulacje, a jednocześnie nie są otwarci na rzeczową dyskusję i poznanie stanowisk - podkreśla.

Marek Frąckowiak dodaje, że wydawcy wystosowali w tej sprawie list otwarty do premiera, jednak nie uzyskali odpowiedzi. - W związku z zaistniałą sytuacją temat implementacji został podjęty podczas czwartkowego Walnego Zgromadzenia Członków IWP. Uczestnicy zjazdu postanowili wystosować apel do najważniejszych osób w Sejmie i Senacie, by zwrócić im uwagę, iż zbytni pośpiech może skutkować wprowadzeniem prawa, które pozostanie martwe, bowiem przepisów nie da się wyegzekwować. A przyjęte pośpiesznie złe regulacje zaszkodzą krajowym wydawcom i dziennikarzom. Byłoby to wbrew intencjom dyrektywy DSM i, co ważniejsze, wbrew interesowi polskich mediów i ze szkodą dla funkcjonowania demokracji w Polsce - podkreśla.

Karol Kościński, dyrektor ds. licencjonowania, Stowarzyszenie Autorów ZAiKS:
 
Cieszymy się, że projekt najważniejszej reformy prawa autorskiego został przyjęty przez Sejm. Przede wszystkim, dzięki naszym poprawkom zawiera teraz zapis o godziwym i proporcjonalnym wynagrodzeniu należnym twórczyniom i twórcom, co jest kluczowe dla zrównoważenia sił na rynku kreatywnym. Z zadowoleniem przyjęliśmy fakt, że wycofano się z poprawki zmieniającej definicję reemisji, co byłoby niezwykle groźne dla twórców i artystów, a działałoby wyłącznie na korzyść operatorów kablowych. Dziękujemy posłankom i posłom za uważną pracę nad projektem i za przyjęcie wielu poprawek istotnych dla osób tworzących kulturę. Zwracamy uwagę, że kwestie takie jak droit de suite (czyli prawo do wynagrodzenia autorskiego z tytułu odsprzedaży utworu plastycznego) i rozszerzone zbiorowe licencje wymagają dalszego doprecyzowania. Mamy nadzieję, że na tymi aspektami pochyli się Senat. Będziemy wysyłać nasze kolejne uwagi. Zależy nam, żeby prawo, na które tak długo czekały środowiska kreatywne, odpowiadało unijnym standardom.

 

Karol Kościński, dyrektor ds. licencjonowania, Stowarzyszenie Autorów ZAiKS:
 
- Cieszymy się, że projekt najważniejszej reformy prawa autorskiego został przyjęty przez Sejm. Przede wszystkim, dzięki naszym poprawkom zawiera teraz zapis o godziwym i proporcjonalnym wynagrodzeniu należnym twórczyniom i twórcom, co jest kluczowe dla zrównoważenia sił na rynku kreatywnym. Z zadowoleniem przyjęliśmy fakt, że wycofano się z poprawki zmieniającej definicję reemisji, co byłoby niezwykle groźne dla twórców i artystów, a działałoby wyłącznie na korzyść operatorów kablowych. Dziękujemy posłankom i posłom za uważną pracę nad projektem i za przyjęcie wielu poprawek istotnych dla osób tworzących kulturę. Zwracamy uwagę, że kwestie takie jak droit de suite (czyli prawo do wynagrodzenia autorskiego z tytułu odsprzedaży utworu plastycznego) i rozszerzone zbiorowe licencje wymagają dalszego doprecyzowania. Mamy nadzieję, że na tymi aspektami pochyli się Senat. Będziemy wysyłać nasze kolejne uwagi. Zależy nam, żeby prawo, na które tak długo czekały środowiska kreatywne, odpowiadało unijnym standardom.