„Russkij wojennyj korabl, idi na ch*j” (w wolnym tłumaczeniu: „Rosyjski okręcie wojenny, p…l się”), wiadomość przekazana załodze rosyjskiej jednostki pływającej przez ukraińskiego funkcjonariusza straży granicznej broniącego Wyspy Węży, urosła do rangi symbolu. W marcu 2022 r. poprzednik prawny Państwowej Służby Granicznej Ukrainy zgłosił do Urzędu UE ds. Własności Intelektualnej (EUIPO) białą planszę z czarnym, ocenzurowany napisem w języku rosyjskim i jego tłumaczeniem na język angielski: RUSSIAN WARSHIP, GO F**K YOURSELF. Wniósł o rejestrację takiego oznaczenia graficznego w charakterze unijnego znaku towarowego.

Ani EUIPO, ani izba odwoławcza tego organu nie zgodziły na rejestrację. Ich stanowisko podzielił w tym tygodniu Sąd UE, oddalając skargę ukraińskich pograniczników (wyrok z 13 listopada 2024 r. w sprawie T‑82/24). Zdaniem ekspertów – słusznie.

Zobacz również: Sąd UE: Ukraińskie hasło bojowe nie może być znakiem towarowym

 

„Russkij wojennyj korabl" bez charakteru odróżniającego

Anna Gołębiowska, radca prawny z GKR Legal, wskazuje na stanowisko sądu i izby odwoławczej EUIPO - zgłoszony znak towarowy jest pozbawiony charakteru odróżniającego. - Trudno byłoby się z taką opinią nie zgodzić. Podstawową funkcją znaku towarowego jest odróżnianie towarów lub usług jednego przedsiębiorstwa od towarów lub usług innego przedsiębiorcy – mówi ekspertka.

Dr Wojciech Gierszewski, LL.M. radca prawny, rzecznik patentowy z kancelarii BG Patent, zwraca uwagę, że w sprawie mamy do czynienia przede wszystkim ze sloganem, co czyni ją bardziej skomplikowaną, wyrażonym w dwóch językach. - Kwestia „polityczności” owego sloganu ma w tej sprawie znaczenie o tyle, że podkreśla ono jego niehandlowy charakter, co stanowi dodatkowy aspekt przemawiający za odmową udzielenia ochrony. W doktrynie i orzecznictwie przyjmuje się, że slogany - w szczególności slogany reklamowe - nie są postrzegane przez odbiorców jako znaki towarowe, nie pozwalają bowiem na powiązanie opatrzonych nim towarów i usług jako pochodzących od konkretnego przedsiębiorcy – wyjaśnia dr Gierszewski.

- Zgłoszony znak ma cechy sloganu politycznego związanego z określonym wydarzeniem w historii Ukrainy, wyrażającym poparciem dla walki obrońców Ukrainy z agresją Rosji na ten kraj i tak będzie postrzegane przez odbiorców. Odbiorca nie dostrzeże w nim wskazania źródła pochodzenia towaru lub usługi nim oznaczonej – podsumowuje mec. Gołębiowska.

Przeczytaj także: Znak towarowy roku. Trwa głosowanie w konkursie UPRP

Czytaj w LEX: Charakter znaku towarowego jako dobra prawnego > >

 

Nie wszystko co chwytliwe można zarejestrować

Jak zaznacza Wojciech Gierszewski, w wielu przypadkach możliwe byłoby uzyskanie rejestracji dopiero po wykazaniu tzw. wtórnej zdolności odróżniającej. Chodzi o pokazanie, że na moment zgłoszenia znaku do ochrony miał on już oczekiwaną rozpoznawalność wśród docelowych odbiorców. W rozpatrywanej sprawie argument o wtórnej zdolności odróżniającej nie został jednak nawet podniesiony.

- Zgłoszenie do rejestracji takiego sloganu w moim przekonaniu było tak naprawdę próbą monopolizacji chwytliwego hasła, które ma potencjał tożsamościowo-narodowy, ale niekoniecznie komercyjny – mówi Wojciech Gierszewski.

Tego typu działania były podejmowane także w przeszłości. - Po zamachu na redakcję francuskiego tygodnika Charlie Hebdo w Paryżu i powstaniu sloganu „Je suis Charlie” jako wyrazu solidarności z ofiarami i poparcia dla wolności prasy, do urzędów na całym świecie wpłynęło wiele wniosków o rejestrację tego hasła jako znaku towarowego. Głos w tej sprawie zabrał nawet OHIM (obecnie EUIPO), wskazując, że rejestracja byłaby sprzeczna z porządkiem publicznym i dobrymi obyczajami, a znak taki byłby pozbawiony zdolności odróżniającej – przypomina Anna Gołębiowska.

Czytaj także w LEX: Znak towarowy napoju alkoholowego > >

 

Cena promocyjna: 60.3 zł

|

Cena regularna: 67 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 46.9 zł


Czemu ma służyć znak towarowy

Otwarte pozostaje pytanie, po co ukraińska instytucja chciała zarejestrować slogan. Zgodnie ze zgłoszeniem miałby on odnosić się do szerokiej gamy towarów, należących do klas 9 (urządzenia nawigacyjne, ale też m.in. określone tokeny NFT), 14 (biżuteria), 16 (różnego rodzaju materiały papierowe i drukowane), 18 (m.in. walizki, torby i pudełka), 25 (odzież i obuwie), 28 (sprzęt sportowy, zabawki), a także usług z klasy 41 ( m.in. w zakresie nauczania, rekreacji i pisania tekstów).

- Wydaje się, że było to działanie mające na celu zabezpieczenie praw do hasła, być może też w jakiejś mierze o charakterze defensywnym tj. nastawione na uniemożliwienie rejestracji znaku towarowego przez inny podmiot – spekuluje dr Gierszewski. - Zgłoszenie tego rodzaju znaku do ochrony nie było jednak chyba do końca ruchem przemyślanym – dodaje.

Jak wskazuje, zgłaszający to organ władzy publicznej, państwo nie jest zaś normalnym uczestnikiem obrotu rynkowego - powstaje zatem pytanie o samą prawną dopuszczalność rejestracji znaku towarowego. Zarejestrowany znak musi być też używany na rynku, w przeciwnym razie po pięciu latach można stwierdzić jego wygaśnięcie. - Czy zatem Państwowa Służba Graniczna Ukrainy zamierza wprowadzać na rynek unijny koszulki czy kalendarze opatrzone tym znakiem? Trudno mi to sobie wyobrazić – podsumowuje ekspert.

 

Wulgaryzm w znaku towarowym

Pierwotną przyczyną odmowy rejestracji znaku, jaką wskazał ekspert EUIPO, była niezgodność z porządkiem publicznym lub dobrymi obyczajami (art. 7 ust. 1 lit. f) rozporządzenia 2017/1001 w sprawie znaku towarowego UE). Chodziło o zawarte w oznaczeniu wulgarne słowo. Izba odwoławcza podtrzymała decyzję o odmowie rejestracji, ale z zupełnie innego powodu – jak już wskazaliśmy, stwierdziła brak charakteru odróżniającego (art. 7 ust. 1 lit. b) rozporządzenia 2017/1001). Uznała, że skoro znak i tak nie może zostać zarejestrowany, nie ma już potrzeby badania, czy rosyjskie słowo na „ch” albo angielskie na „f” naruszają dobre obyczaje. Zgodził się z tym Sąd UE, który również nie analizował tej kwestii.

W ocenie Anny Gołębiowskiej każda z tych przesłanek samodzielnie jest wystarczającym powodem, aby odrzucać ukraiński slogan jako znak towarowy. - Wulgaryzmy, wyrażenia obraźliwe, bluźnierstwa mogą i bardzo często są podstawą odrzucenia zgłoszenia znaku towarowego jako sprzecznego z porządkiem publicznym lub z dobrymi obyczajami – wskazuje mec. Gołębiowska.

Dr Gierszewski uważa natomiast, że rezygnacja z badania przesłanki odnoszącej się do dobrych obyczajów jest wyrazem pewnej elastyczności w podejściu do oceny słów – wulgarnych, z uwzględnieniem kontekstu ich użycia i też kwestii wolności słowa. - Wcześniejsze orzecznictwo unijne, jak również krajowe, było w tej mierze raczej restrykcyjne. Sytuacja zmieniła się po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie znaku „Fack ju Göhte”- mówi.

O niejednolitym stanowisku w takich sprawach świadczy też sprawa znaku „FUCKING AWESOME”. Ekspert EUIPO odmówił przyznania mu ochrony z uwagi na sprzeczność z dobrymi obyczajami. Izba odwoławcza uznała natomiast, że nie jest on „obraźliwy” („offfensive”), a raczej „nieco wulgarny” („slightly vulgar”), ostatecznie jednak odmówiła ochrony z uwagi na brak zdolności odróżniającej, z czym zgodził się Sąd UE (wyrok w sprawie T‑178/22).

Sprawdź także w LEX: Funkcje znaku towarowego a naruszenie prawa ochronnego na znak towarowy, cz. I. > >