Śmieciowym pożarom miały już zapobiec mocno zaostrzone w 2018 roku przepisy ustawy z 14 grudnia 2012 r. o odpadach (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 1587) - dotyczyło to zarówno wymagań wobec składowisk, jak i kar. Tak się jednak nie stało. Gdy nadchodzą ciepłe dni, składowiska nadal płoną. Pożary w Siemianowicach Śląskich czy stolicy, to tylko niektóre z tegorocznej serii. Zdaniem pytanych przez nas ekspertów kolejne zaostrzanie przepisów może jednak okazać się nieskuteczne, a być może nawet pogorszy sytuację. Bo przysparza kosztów tym, którzy działają zgodnie z prawem. A pożary to w zdecydowanej większości domena nie całkiem legalnych lub całkiem nielegalnych biznesów.

Czytaj też: Odpady rzadziej płoną, ale szara strefa wciąż groźna

Niewidzialni dla systemu

- Problem w tym, że mamy grupy podmiotów, które działają legalnie, zgodnie z przepisami i te które ciągle kombinują. Tych drugich jest trudno wyłapać, bo kombinują tak, żeby nikt o tym nie wiedział. Głośno jest dopiero, gdy takie składowisko płonie – mówi Mateusz Karciarz, prawnik w kancelarii Jerzmanowski i wspólnicy. Dlatego nie jest przekonany do "dorzucania" kolejnych przepisów. Zachęca natomiast do skuteczniejszego stosowania prawa. Bo bardzo często płonie obiekt, który jednak ma zezwolenie. Zaniedbanie mogło pojawić się już na etapie wydawania zezwoleń (starosta , marszałek). Prawnik mówi, że zdarza się to częściej przy zgodach wydawanych przez starostów, bo w tych urzędach trudniej o fachową obsadę. Może też szwankować cykliczna kontrola podmiotów. Warto dowiedzieć się, czy Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska (WIOŚ) je sprawdzał, kiedy i w jakim zakresie.

Jeszcze trudniej jest w sytuacji, gdy śmieci są składowane całkiem nielegalnie, na terenie należącym do osoby fizycznej. Wciąż zdarza się, że niektóre inspektoraty nie chcą wówczas interweniować, tłumacząc, że nie mają do tego kompetencji. - W takich sytuacjach warto przekonywać, że skoro inspektorzy na miejscu nie byli, to nawet nie wiedzą, czy ktoś prowadzi tam działalność, czy nie i nalegać na wizję lokalną – radzi Mateusz Karciarz.

 


Czytaj w LEX: Kontrola działalności w zakresie utrzymania czystości i porządku oraz unieszkodliwiania odpadów komunalnych >

Trzeba skuteczniej egzekwować

- Regulacje o odpadach na pewno mamy dobre, musimy poprawić egzekucję przepisów zawartych w ustawie z 20 lipca 1991 r. o Inspekcji Ochrony Środowiska (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 425). Ci, którzy działają bez zezwoleń, do żadnych regulacji o odpadach stosować się nie muszą, a dziś palą się przede wszystkim nielegalne wysypiska. Dlatego kluczowe są skuteczne kontrole inspekcji i to nie tylko w podmiotach zarejestrowanych w bazie danych o odpadach – mówi Karol Wójcik, przewodniczący Rady Programowej Izby Branży Komunalnej.

Filip Piotrowski, ekspert ds. United Nations Environment Programme (Programu Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Środowiska) jest zdania, że walka z szarą strefą powinna odbywać się niejako dwutorowo. Takie miejsca powinna sprawdzać nie tylko Inspekcja Ochrony Środowiska, ale i samorządy. Inspekcja zdecydowanie musi mieć zwiększone uprawnienia, finansowanie i stan osobowy. Samorządy powinny jednak aktywnie kontrolować podejrzaną działalność na swoim terenie a także, chociażby poprzez współpracę z policją, ruch samochodów z podejrzanymi ładunkami – uważa Piotrowski.

W gminie, zwłaszcza małej, niełatwo się z tym ukryć. Nie jest też tak, że nikt tego nie widzi, wręcz przeciwnie - tego typu działalność często od początku zgłaszana jest lokalnym władzom przez mieszkańców. Należy uczulać obywateli, by zawiadamiali swój samorząd, gdy tylko pojawią się podejrzenia o nielegalnym składowaniu odpadów. Jeśli gmina nie podejmie na czas odpowiednich działań i nie zgłosi tego dalej, to powinna ponosić koszty oczyszczenia działki z zalegających tam odpadów. Jeżeli z kolei nie zareagują zawiadomione odpowiednio szybko o dzikim składowisku instytucje kontrolne, to według Piotrowskiego, koszty powinny przejść na Skarb Państwa. 

- Nieskuteczne egzekwowanie przepisów to też kwestia  braku pracowników i niskich zarobków w inspekcji. Tam nie ma kto pracować – dorzuca Mateusz Karciarz. Podobnego zdania są też inni pytani przez nas eksperci.

Czytaj w LEX: Katalog kar za przestępstwa i wykroczenia przeciwko środowisku >

Warto ustalić przyczynę

- Bardzo dokładnie należy też sprawdzać, co się paliło i z jakiej przyczyny – mówi Karol Wójcik. Dziś płoną często dzikie składowiska odpadów niebezpiecznych, stare opony czy chemikalia. To praca dla prokuratora i straży pożarnej. Do tego celu można by też zaprząc bazę danych o odpadach (BDO), tyle tylko, że wciąż nie wszystko da się z niej wyłowić.

Dr inż Jacek Pietrzyk, ekspert BCC w zakresie odpadów, jest zdania, że łatwiej byłoby poradzić sobie z pożarami składowisk, gdyby naklejki na pojemnikach z niebezpiecznymi substancjami były generowane przez Bazę Danych o Odpadach (BDO), wiadomo byłoby wtedy, kto odpady wytworzył i co się pali. A jak przypomina ekspert, za niebezpieczne odpowiada wytwórca do ostatecznego ich zagospodarowania. - Jeśli będzie musiał pokrywać koszty pożaru to nie wybierze najtańszego odbiorcy na rynku, a pewnego. Poważne firmy, zanim oddadzą takie odpady, to nierzadko jadą na miejsce i sprawdzają czy taki zakład istnieje i ma odpowiednie zgody.

Czytaj w LEX: Kontrola WIOŚ w zakładzie przemysłowym >

Natychmiastowa likwidacja zagrożenia

Powstawaniu pożarów sprzyja także to, że nawet gdy gmina czy WIOŚ wiedzą, że gdzieś są nieprawidłowo składowane odpady, to nie od razu się je usuwa. Bo nie wiadomo, kto ma ponieść tego koszty.

- Nie może być tak, że jak nie wiadomo, czyje to jest, to wszystko stoi. Trzeba odwrócić procedurę, żeby nie było jak w Siemianowicach, gdzie od dawna wiedziano, że są nieprawidłowości. W takiej sytuacji odpady powinny być bezzwłocznie zutylizowane i prawidłowo zagospodarowane – mówi dr Pietrzyk.

Ekspert proponuje, żeby procedura wyglądała następująco: jeśli nielegalny biznesmen nagromadzi niebezpieczne śmieci i porzuci, to powinno być maksimum 14 dni, na zidentyfikowanie i zawiadomienie wytwórcy odpadów (on za nie odpowiada aż do utylizacji). A jak się to nie uda, to samorząd powinien wydać dyspozycję o usunięciu odpadów, zapłacić za to, w międzyczasie szukać winnego i ściągać z niego opłaty i kary. Wysokość opłat można by określić np. rozporządzeniem.

LINIA ORZECZNICZA w LEX: Dopuszczalność zaskarżania do sądu administracyjnego zarządzenia pokontrolnego wydanego przez organy Inspekcji Ochrony Środowiska >

Niebezpieczne elektrośmieci

Eksperci przestrzegają też przed możliwymi, choć nie tak spektakularnymi (bo monitorowanymi) pożarami legalnych składowisk, zwłaszcza gdy temperatura jest wysoka. Mamy bowiem oraz więcej elektroniki w odpadach komunalnych. - Bardzo często palą się choćby baterie litowo- jonowe – wyjaśnia Karol Wójcik. I apeluje do mieszkańców, by nie wyrzucali elektrośmieci czy baterii do odpadów komunalnych, obowiązkiem jest oddawanie ich odrębnie. Uważa, że pilnie potrzebna jest akcja edukacyjna mieszkańców na ten temat. 

O potrzebie takiej akcji przekonuje też Filip Piotrowski. - Zwłaszcza, że takie śmieci mogą się zapalić nawet w przydomowej altanie śmietnikowej czy podczas transportu. Do samozapłonu może także dojść na terenie instalacji komunalnej czy na składowisku– mówi ekspert. Kluczowa jest edukacja mieszkańców, być może nawet kampania informacyjna na poziomie ogólnopolskim.