23 kwietnia wchodzi w życie nowelizacja ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych ( Dz.U. z 2023, poz. 553). Nowe przepisy mają odblokować budowę farm wiatrowych. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że "wysypu" nowych nie ma co się spodziewać.  

Obowiązujące od niedzieli przepisy tylko połowicznie pomogą. Wbrew pozorom głównym hamulcowym będzie nie tylko zmieniona z 500 na 700 odległość wiatraków od zabudowań mieszkaniowych, ale też obowiązek lokowania farm tylko na podstawie miejscowych planów. Nie do końca będzie wiadomo, dla jakiego obszaru mają być uchwalane oraz jak mierzyć odległość, po nowemu czy staremu.  W Sejmie trwają też prace nad reformą zagospodarowania przestrzennego. Wywraca ona do góry nogami obecne zasady dotyczące ładu przestrzennego. Zobowiąże samorządy do uchwalenia nowego typu planu - planu ogólnego. Przez kilka  najbliższych lat tym głównie będą gminy zainteresowane. 

Czytaj też: Jest nowela ustawy 10 h, ale budowa elektrowni wiatrowych nadal będzie blokowana>>

Tylko na podstawie planu i 10 proc. energii dla mieszkańców

Od 2016 roku nowe instalacje wiatrakowe muszą być budowane w odległości mniej więcej 1500 -1700 m od najbliższego budynku mieszkalnego, zgodnie z zasadą odległościową, która określa minimalną odległość od wiatraka na poziomie 10-krotności jego wysokości (czyli 10H). Według nowych zasad turbiny wiatrowe będą mogły być wznoszone tylko na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, zachowując minimalną odległość od budynków mieszkalnych – 700 metrów.
Określenie dokładnej odległości, między 10H (10-krotnością wysokości turbiny), a 700m od zabudowy będzie następowało na podstawie wyników przeprowadzonej strategicznej oceny odziaływania na środowisko (SOOŚ), wykonywanej w ramach miejscowego planu. Od wykonania SOOŚ gminy nie będą mogły odstąpić. 

Czytaj w LEX: Opodatkowanie wiatraków – zróżnicowane stanowisko gmin >>>

Pierwotnie projekt noweli  zakładał minimalną odległość od budynków, w jakiej mogłyby być lokowane wiatraki na poziomie 500 metrów. W styczniu br. posłowie Prawa i Sprawiedliwości zaproponowali poprawkę, zwiększającą tę odległość (w przypadku budynków mieszkalnych albo budynków o funkcji mieszanej) do 700 metrów i taką zmianę przyjął Sejm i podpisał prezydent.

Ponadto nowela zakłada, że inwestor zaoferuje co najmniej 10 proc. mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej mieszkańcom gminy, którzy korzystaliby z energii elektrycznej na zasadzie prosumenta wirtualnego. Każdy mieszkaniec tej gminy będzie mógł objąć udział nie większy niż 2 kW i odbierać energię elektryczną w cenie wynikającej z kalkulacji maksymalnego kosztu budowy.

Czytaj w LEX: Umowa o korzystanie z gruntu na cele farmy wiatrowej jako umowa dzierżawy >>>

10 h czy 700 m, czyli błędne koło po zmianie przepisówOkazuje się jednak, że nowe przepisy budzą poważne wątpliwości interpretacyjne.  Nie do końca wiadomo bowiem, dla jakiego obszaru należy uchwalić miejscowy plan przywidujący budowę elektrowni wiatrowej. 

- Zgodnie z art. 7 nowelizacji miejscowy plan sporządza się co najmniej dla obszaru znajdującego się w odległości, o której mowa w art. 4 ust. 1. Wskazany przepis mówi o odległości 10 h, chyba, że plan miejscowy określą inną nie mniejszą od 700 m. W związku z tym nie wiadomo, czy należy prace planistyczne prowadzić dla obszaru 10h czy 700 m - zastanawia się Jacek Kosiński, adwokat, z Kancelarii Prawnej Adwokaci i Radcowie Prawni, ekspert w dziedzinie odnawialnej energetyki. 

Czytaj też: Ustawa o elektrowniach wiatrowych a zmiany w planowaniu przestrzennym >>>

Według niego, co więcej na etapie podjęcia uchwały o przystąpieniu do prac nad planem nie jest znana dokładna lokalizacja elektrowni ani dokładny obszar, który ma być przeznaczony pod elektrownie. Nowelizowany bowiem art. 5 ust. 1 pkt. 6 definiuje odległość, nakazując jej liczenie od linii rozgraniczającej teren, którego sposób zagospodarowania określony w miejscowym planie dopuszcza budowę elektrowni wiatrowej. Oznacza to, że faktycznie na etapie podejmowania uchwały o przystąpieniu do prac na uchwaleniem planu, muszą być już znane szczegółowe dane co do lokalizacji elektrowni wiatrowych oraz zakładana dopuszczalna odległość od budynków.  
Ponadto dalej nie wiadomo, czy plan należy opracowywać dla obszaru 10h. Teoretycznie 700 m może wynikać dopiero z uchwalonego planu. - Czyli można rozumieć przepisy nowelizacji w ten sposób, że dopóki nie ma uchwalonego miejscowego zmniejszającego odległość do 700m, obowiązuje 10h. Nawet jeżeli gmina chce zmniejszyć odległość do 700 m to i tak musi pracować nad planem dla olbrzymiego obszaru 10h.

- Co więcej, dopóki nie ma planu przewidującego obszar pod elektrownię wiatrową, to nie można obliczyć w ogóle tej odległości. Wynika to z zacytowanego powyżej pkt. 6. Nakazuje on liczyć odległość od linii rozgraniczającej teren, określonej w miejscowym planie. Zapewne trzeba tutaj będzie przyjąć jakąś zdroworozsądkową interpretację. Niemniej wystąpi tutaj ryzyko stwierdzenia nieważności uchwały uchwalającej miejscowy plan - ostrzega Jacek Kosiński. 

Czytaj też: Ile wspólnego ma antena satelitarna z elektrownią wiatrową? >>>

Zmiana odległości od budynków mieszkalnych o 200 metrów na pozór wydaje się nieznaczna. - Ale analiza obszaru naszego kraju (w szczególności pod kątem zabudowy) prowadzi do wniosku, że postawienie elektrowni wiatrowej w odległości 700 metrów od zabudowań będzie bardzo trudnym zadaniem - dodaje Łukasz Świercz, adwokat  z kancelarii Czupajło Ciskowski & Partnerzy.

Według niego dodatkowym utrudnieniem będzie obowiązkowe uchwalenie  miejscowego planu, określające obszar dopuszczający postawienie elektrowni wiatrowej. - Ograniczona ilość obszarów spełniających ustawowe kryteria, niewątpliwie zniechęci potencjalnych inwestorów do zaangażowania środków w tego typu przedsięwzięcia - podkreśla Łukasz Świercz. 

 

Reforma planistyczna zamrozi budowę farm 

Na tym jednak nie koniec problemów. Samorządowcy ostrzegają, że planowana reforma planistyczna dużo zmieni. Trudno też będzie budować farmy w pobliżu granic gminy. 

- Największy problem pojawi się w wypadku farm wiatrowych zlokalizowanych na granicy różnych gmin, a takich będzie najwięcej, ponieważ tego rodzaju inwestycje lokalizuje się jak najdalej od ludzkich zabudowań. Miejscowe plany będą musiały uchwalić wszystkie gminy w pobliżu, których będą znajdowały się wiatraki. Wystarczy, że mieszkańcy  jeden z sąsiednich gmin nie zgodzą się na inwestycje i  powstanie sytuacja  patowa. Dlatego wielu inwestorów ściga się  obecnie z czasem i  stara się załatwić formalności jeszcze na starych zasadach, czyli  pozwalających  budować farmy na podstawie warunków zabudowy - tłumaczy  Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich.

Czytaj w LEX: Nowak Maciej Jacek, Jak zmienić przeznaczenie działki w obowiązującym studium i mpzp? - poradnik dla mieszkańca >

Nie można też zapominać, że szykuje się rewolucja w zagospodarowaniu przestrzennym.  - W Sejmie prawdopodobnie jeszcze w maju zostanie uchwalony projekt nowelizacji ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Zastępuje on obecne studia planami ogólnymi. Oprócz miejscowych planów, będą również zintegrowane plany inwestycyjne. Po wejściu w życie tych przepisów  będzie spore zamieszanie, co wydłuży mocno realizację inwestycji w czasie. Gminy będą bowiem musiały  uchwalić plany ogólne, mają mieć na to czas do  końca  2025 r. Z jednej strony dzięki nowym planom dla inwestorów pojawi się szansa na przekonanie samorządowców co do swojej inwestycji. Z drugiej jednak strony, jak plan ogólny nie będzie przewidywał tego rodzaju inwestycji, jak obecnie studium, to pojawia się problem, duży problem - twierdzi Marek Wójcik.

Natomiast Konfederacja Lewiatan postuluje, żeby umożliwić opracowywanie zintegrowanego planu inwestycyjnego również dla elektrowni wiatrowych.

Czytaj też: Elektrownie wiatrowe w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego – problemy praktyczne >>>

Ślimacze tempo przez ocenę oddziaływania przedsięwzięcia

Blokadą dla szybkiej budowy farm będzie również obowiązek przeprowadzenia długotrwałej procedury oceny oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko.

- Przed 2016 rokiem procedura środowiskowa w tym monitoringi itp., mogły być prowadzone równolegle z pracami nad miejscowymi planami. Często taka procedura może trwać nawet dwa lata. Inwestor mógł tutaj zaryzykować na własny koszt i faktycznie przeprocesować środowisko w trakcie prac planistycznych. Teraz ustawa nakazuje brać pod uwagę odległość (10h lub mniejszą wynikającą z planu) przez organ wydający decyzję środowiskową. Oznacza to, że regionalna dyrekcja ochrony środowiska powinna odmówić procedowania na każdy wniosek, który nie będzie spełniał tych odległości. Istnieje tutaj oczywiście interpretacja umożliwiająca procedowanie z oceną przed przyjęciem nowego planu. Natomiast nie ma pewności, że organy będą chciały procedować - zauważa mec. Jacek Kosiński.

Blokady nie będzie, ale ustawę trzeba poprawić 

Eksperci Rady OZE Konfederacji Lewiatan uważają natomiast, że przyjęta odległość minimalna 700 m nie pozwali na wykorzystanie pełnego potencjału rozwoju polskiej energetyki wiatrowej.  - Zmiana chroni branżę przed całkowitą blokadą – umożliwia przygotowanie nowych inwestycji, jednak pod specjalnym reżimem dodatkowych konsultacji społecznych, wydłużonych procedur i specjalnych wymagań dookreślanych w ostatniej chwili; wymagań, dodajmy, których nie stawia się innym technologiom OZE - uważa Jan Ruszkowski  z  Departamentu Energii i Zmian Klimatu Konfederacji Lewiatan.

Czytaj w LEX: Wilk Jakub, Zmiany w zakresie projektu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego >

Zdaniem ekspertów Rady OZE Konfederacji Lewiatan znowelizowane przepisy – nawet w tej formule – zaowocują nowymi mocami w energetyce wiatrowej. Nowe wiatraki pojawią się jednak  dopiero za 4-6 lat i na zdecydowanie mniejszą skalę. 

Jan Ruszkowski nie ma bowiem wątpliwości, że po zmianie przepisów nie tylko proces przygotowania i realizacji nowych inwestycji w lądową energetykę wiatrową będzie bardziej skomplikowany i będzie trwał dłużej niż dotychczas. Szereg dodatkowych obowiązków dotyczyć będzie także elektrowni już będących w eksploatacji. Wytyka też błędy w wchodzących  w życie przepisach. 

 - Przepisy dające osobom indywidualnym możliwość korzystania z 10 proc.  mocy nowych turbin zostały dodane do ustawy na ostatniej prostej i wymagają dopracowania. Odsyłają wprost do przepisów innej ustawy (OZE) dotyczących prosumentów wirtualnych, których to regulacji nie da się przenieść wprost na osoby, które nie będą posiadały tytułu prawnego do elektrowni OZE. Nie będą mogły więc brać udziału w zarządzaniu ich pracą.  Zważywszy zobowiązania wytwórcy wobec operatorów systemu, przepisy powinny się odnosić nie do mocy, ale do ilości energii dostarczonej przez farmy wiatrowe do sieci - postuluje Jan Ruszkowski.