Renata Krupa- Dąbrowska: Jest Pan współautorem Komentarza do Aktu o Usługach Cyfrowych, którego premiera jest właśnie dziś, w piątek, 26 lipca. O tym rozporządzeniu często mówi się, że jest konstytucją internetu. Nie bez powodu zresztą. To pierwsza od 20 lat tak duża próba „ucywilizowania” świata wirtualnego. „Utemperowania” monopolistycznych zapędów dużych graczy, takich jak Google czy Facebook. Czy Pana zdaniem udana?

Prof. dr hab. Jacek Gołaczyński: Myślę, że tak. Internet i usługi internetowe rozwijają się w zawrotnym tempie. Tymczasem, jak już Pani wspomniała, ostatnia duża regulacja na ten temat, czyli dyrektywa o handlu elektronicznym powstała 20 lat temu! Te przepisy kompletnie już nie odpowiadały współczesnym wyzwaniom. Trąciły mocno myszką. Dyrektywa nie zniknie, dalej będzie obowiązywać, ale dzięki Aktowi zostanie dostosowana do obecnych realiów. A wracając do rozporządzenia, dzięki niemu doczekaliśmy się odrębnych uregulowań dla dużych i małych graczy hostingowych, platform cyfrowych oraz wyszukiwarek internetowych. Wcześniej takich rozwiązań nie było. Dyrektywa traktowała małe i globalne firmy jednakowo.

Jakie więc nowe obowiązki nakłada na Facebooka czy Google?

Duże i małe firmy hostingowe dalej są traktowane jako dostawcy hostingu na podstawie art. 6 dyrektywy. Natomiast globalne firmy, takie jak Google czy Facebook, są dużo ostrzej oceniane pod kątem zachowania należytej staranności. Mam tutaj na myśli obowiązki w zakresie oceny, jak i reagowania na ryzyka systemowe takie jak: dezinormacja, mowa nienawiści czy negatywny wpływu na wybory i demokrację. Nie można też zapomnieć o stosowaniu środków reakcji czy nawet odpowiedniego przygotowania na sytuacje kryzysowe, co w dużej mierze wynika z doświadczeń związanych z dezinformacją, jaka pojawiła się w czasie pandemii czy też wraz z wybuchem wojny na Ukrainie. Niebagatelne znaczenie ma także wymuszenie na tych platformach większej transparentności, czego przejawem jest konieczność udzielenia dostępu do danych dla niezależnych badaczy i obowiązek posiadania repozytorium prezentowanych reklam. Na ile przynajmniej te przepisy będą miały znaczenie zobaczymy w sprawie toczącej się przeciwko X (dawniej Twitter), który podszedł dosyć swobodnie do tych obowiązków. Najciekawsze zatem cały czas przed nami.

Przeciętny internauta w starciu z firmą z Doliny Krzemowej jest z reguły bez szans, nawet gdy ma ewidentnie rację. Przypomina to trochę walkę Dawida z Goliatem. Akt o Usługach Cyfrowych to zmienia, jak?

Oprócz obowiązków w zakresie należytej staranności, o czym wcześniej rozmawialiśmy, rozporządzenie narzuca obowiązek tworzenia punktów kontaktowych, w tym także lokalnych. Mają one chronić odbiorców internetowych. Takie punkty będą musiały być zorganizowane przez wszystkich internetowych usługodawców. Informacja na ich temat ma być widoczna na ich stronach i co jest istotne, punkty powinny być proste w obsłudze. W takim punkcie internauta, który nie będzie zadowolony z jakości usług, będzie mógł złożyć skargę tylko w formie elektronicznej, co moim zdaniem jest słusznym rozwiązaniem.

Już teraz można w wielu sklepach internetowych składać skargi na formularzach elektronicznych. Takie punkty kontaktowe istnieją już więc w wielu miejscach w internecie. Z ich jakością bywa jednak różnie. Nie zawsze otrzymuje się odpowiedź, a na ponaglenia odpowiadają boty. Na stronie internetowej sklepu nie ma też często numeru telefonu ani żadnej innej alternatywnej formy nawiązania kontaktu. Jest Pan przekonany, że to faktycznie dobra forma rozwiązywania sporów?

Akt  o Usługach Cyfrowych daje możliwość korzystania z pozasądowego systemu rozpatrywania sporów. Podobnie, jak w wypadku RODO, kary administracyjne powinny tutaj zadziałać na wyobraźnię wielu dostawców platform internetowych.

Do tej pory też nie było uregulowań, które narzucały stworzenie takich punktów. Niektóre sklepy tworzyły je z własnej woli. Teraz będą one obligatoryjne. I to, uważam, jest dobrym rozwiązaniem. W każdym bowiem wypadku będzie można zareklamować wadliwą usługę.

Poza tym w każdym państwie unijnym będą działać koordynatorzy ds. usług cyfrowych. W Polsce będą to dwaj Prezesi: Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Internauta, którego sprawa nie zostanie należycie rozwiązana, będzie mógł składać do tych dwóch urzędów skargi. Prezes UODO będzie odpowiadał za ochronę i przetwarzanie danych osobowych, a reszta problemów trafi do Prezesa UOKiK-u. Propozycje w tym zakresie zawiera projekt polskiej ustawy wdrażającej Akt o Usługach Cyfrowych, co moim zdaniem jest dobrym rozwiązaniem. Nie trzeba będzie bowiem czekać, aż powstanie nowy urząd.

Obecnie trwają prace nad polską ustawą wdrażającą Akt o Usługach Cyfrowych, a to oznacza, że rozporządzenie musi być dostosowane do polskich realiów. Jak ocenia Pan projekt ustawy?

Prawdę mówiąc, samo poważne opóźnienie w jej wprowadzeniu - ustawa powinna być zasadniczo gotowa w lutym 2024 r. - należałoby ocenić negatywnie. Potrzebę dostosowania polskich przepisów widziałbym szczególnie w aspekcie administracyjnoprawnym, czyli stworzenia uwarunkowań systemowych pozwalających na realną kontrolę wykonania wielu przepisów, jak i np. w wypadku przepisów dotyczących certyfikowanego pozasądowego rozstrzygania sporów oraz zaufanych pomiotów sygnalizujących, co dopiero uczyni zastosowanie tych przepisów realnym. Martwi mnie, prawdę mówiąc, jedna rzecz pozaprawna – budżet przeznaczony dla wyznaczonych organów na kontrolę przestrzegania DSA jest bardzo niski. W ten sposób nawet najlepsze prawo może być trudno egzekwowalne.

Czy rozporządzenie można już stosować  w Polsce, chociaż nie ma jeszcze ustawy?

Tak, jak najbardziej. Zwróćmy uwagę, że zasadniczo większość obowiązków jak punkty kontaktowe, mechanizm działania i zgłoszenia, wewnętrzne systemy rozpatrywania sporów, a zatem spora część gwarancji użytkowników takich platform już obowiązuje i powinna być przestrzegana od 17 lutego 2024 r., czyli od dnia wejścia w życie rozporządzenia. Pozwala to też na zachowanie jednolitości w zakresie uwarunkowań prawnych dostawców świadczących usługi w sposób transgraniczny. W tym właśnie jest też wyższość wybranej metody regulacyjnej – rozporządzenia nad dyrektywą. Kończąc, DSA już z nami jest, rozgościło się i wygląda na to, że zostanie z nami na dłużej. Być może na 20 lat - tak jak dyrektywa o handlu elektronicznym.

Prof. dr hab. Jacek Gołaczyński,  profesor doktor habilitowany nauk prawnych, kierownik Centrum Badań Problemów Prawnych i Ekonomicznych Komunikacji Elektronicznej na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego, specjalista oraz autor wielu publikacji z zakresu prawa i postępowania cywilnego, członek Komisji kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego poprzednich kadencji, sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu a ostatnio współautor Komentarza do Aktu o Usługach Cyfrowych (wyd. Wolters Kluwer Polska).

  

Cena promocyjna: 244 zł

|

Cena regularna: 305 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 274.5 zł