W chwili aneksji Krymu przez Rosję Donald Tusk, ówczesny premier Polski, zaproponował na forum międzynarodowym koncepcję unii energetycznej, która umocniłaby bezpieczeństwo Unii Europejskiej, głównie dzięki spójnej polityce wobec importu rosyjskiego gazu. Wspólne zakupy tego surowca, wzrost importu skroplonego gazu (LNG), a także liberalizacja regulacji unijnych w zakresie lokalnych paliw kopalnych miały zredukować rosyjskie wpływy polityczne i gospodarcze na Europę.
W ciągu niespełna roku koncepcja, będąca okrętem flagowym nowej Komisji Europejskiej kierowanej przez Jeana-Claude’a Junckera, który wyznaczył nawet specjalnego wiceprezesa ds. unii energetycznej, przeszła poważną ewolucję. Znalazła ona swoje odzwierciedlenie w dokumencie opublikowanym przez Komisję Europejską 25 lutego. W tym czasie Donald Tusk został prezydentem Rady Europejskiej i w swojej nowej roli jest zobligowany do wypracowania kompromisu opartego na zróżnicowanych opiniach członków UE na unię energetyczną. Większość z nich widzi w dyskusji o unii energetycznej okoliczności sprzyjające promocji własnych krajowych strategii w zakresie energii i surowców. Dlatego też, jeśli Europa poważnie myśli o redukcji swojej zależności od Rosji, rozsądnym posunięciem byłoby skupienie się na dwóch kluczowych i osiągalnych priorytetach, które niosą ze sobą spory potencjał transformacyjny, tj. na zakończeniu prac nad wspólnym rynkiem energii i na dalszym rozwoju energetyki odnawialnej.
Chociaż wciąż istnieje szansa na to, by wykorzystać unikatowy polityczny moment i ukończyć prace nad wspólnym rynkiem energii, to stajemy dziś w obliczu poważnego ryzyka wynikającego z faktu, że kompromisowe rozwiązanie, łączące elementy różnych strategii krajowych, nie wniesie oczekiwanej wartości dodanej do tej europejskiej koncepcji.
Więcej przeczytasz w serwisie Dziennik Gazeta Prawna>>>