Sąd apelacyjny zmienił tym samym wyrok sądu pierwszej instancji, który w lipcu oddalił powództwo lekarza, domagającego się wówczas 312 tys. zł i zasądził połowę tej kwoty, czego w apelacji domagał się lekarz i jego pełnomocnik. Wyrok jest prawomocny.
W 2005 roku Tomasz Hirnle został zatrzymany w wyniku policyjnej prowokacji i trafił na prawie dwa miesiące do aresztu. Po dwóch procesach został prawomocnie uniewinniony od zarzutu przyjęcia 5 tys. zł łapówki. Potwierdził to Sąd Najwyższy. Okazało się, że za całą akcją stał podwładny lekarza, a dowody przeciwko lekarzowi były zbierane niezgodnie z prawem.
W pierwszym procesie o odszkodowanie i zadośćuczynienie prawomocnie zasądzono lekarzowi 90 tys. zł za niesłuszny areszt (70 tys. zł zadośćuczynienia i 20 tys. zł odszkodowania).
Częściowo wyrok został jednak uchylony, co otworzyło Tomaszowi Hirnle (zgadza się na podawanie danych) drogę do dochodzenia wyższego odszkodowania, przede wszystkim z tytułu utraconych zarobków, które po opuszczeniu przez niego aresztu były przez dłuższy czas o wiele niższe, bo nie podpisano z nim kontraktu a przyjęto inną formę zatrudnienia.
Sąd pierwszej instancji, który oddalił jego powództwo w całości ocenił, że można mówić o przyczynieniu się lekarza do takiej sytuacji poprzez własną bierność, bo nie złożył on swojej oferty w konkursie.
Pełnomocnik Tomasza Hirnle, uzasadniając apelację zwrócił jednak uwagę, że przyczynienie się oznacza, iż sąd powinien był jednak stosownie zmniejszyć wysokość należnego odszkodowania a nie oddalić powództwo w całości. Mówił, że w takiej sytuacji nie można byłoby mówić o przyczynieniu się, ale o 100-procentowym zawinieniu ze strony lekarza, a taka sytuacja nie miała miejsca.
Sąd apelacyjny uwzględnił to powództwo i zasądził 156 tys. zł odszkodowania od Skarbu Państwa, z odsetkami od dnia uprawomocnienia się orzeczenia, do dnia zapłaty.
Jak mówił sędzia Leszek Kulik, Tomasz Hirnle mógł domagać się odszkodowania z tytułu utraconych zarobków nie tylko za czas aresztu, ale i po wyjściu na wolność, jeśli utracony zarobek był następstwem tego aresztu.
Sąd przypomniał, że po opuszczeniu aresztu lekarz wrócił do pracy, ale już nie na podstawie kontraktu, ale w oparciu o umowę o pracę na stanowisku asystenta, potem także kierownika kliniki. Na warunki finansowe takie, jak przed aresztowaniem, wrócił w maju 2008 roku.
"Strata materialna jaką poniósł z tytułu spodziewanych a utraconych korzyści, pozostawała więc w bezpośrednim związku przyczynowo-skutkowym z jego tymczasowym aresztowaniem" - mówił sędzia Kulik.
Sąd apelacyjny uznał, że oddalanie wniosku lekarza w całości byłoby możliwe jedynie wtedy, gdyby przyjęto, że wyłącznie poszkodowany jest sprawcą szkody. A sąd okręgowy przyjął, iż lekarz jedynie przyczynił się do powstania szkody, choć nie ustalił w jakim zakresie.
Sąd apelacyjny ocenił, że lekarz przyczynił się do powstania szkody, czyli do tego iż nie miał lepszych warunków płacowych, tylko w ten sposób, że nie złożył swej oferty w konkursie na kontrakt w szpitalu. A w pozostałym zakresie odpowiedzialność za szkodę ponosi Skarb Państwa.
Dlatego zasądził mu odszkodowanie - połowę kwoty, której kardiochirurg dochodził pierwotnie w pierwszej instancji, czyli 156 tys. zł. O tyle Tomasz Hirnle wnioskował w swojej apelacji.
Prokuratura chciała oddalenia apelacji. Biorąc pod uwagę wysoką, w ocenie prokuratury, kwotę odszkodowania, chce poprosić o uzasadnienie środowego wyroku i wówczas rozważy, czy będzie wnosiła kasację do Sądu Najwyższego.(PAP)