Sławomir Badurek zwraca uwagę, że Bartosz Arłukowicz chce zmieniać KEL, bo brakuje mu innych pomysłów na aktywność.
Kiedy Bartosz Arłukowicz obejmował tekę ministra zdrowia, uważano, że jego atutem będzie dobry kontakt ze środowiskiem lekarskim. Przemawiało za tym nie tylko medialne obycie zwycięzcy „Agenta” i aktywnego członka komisji hazardowej, ale również całkiem jeszcze świeże doświadczenie klinicysty. Wydawało się naturalne, że młody szef resortu, niebędący ani politycznym wygą, ani autorytetem lekarskim, będzie wręcz parł do kontaktów z lekarzami i nie powtórzy błędu poprzedniczki, która unikała bezpośredniej konfrontacji poglądów z przedstawicielami swojej profesji. Nic więc dziwnego, że mimo pozostawienia przez Ewę Kopacz systemu w fatalnym stanie oraz rosnącego napięcia, spowodowanego wejściem w życie ustawy refundacyjnej, Bartosz Arłukowicz mógł liczyć na spory kredyt zaufania w swoim środowisku. I przejmując stery na Miodowej, z tego kredytu skorzystał. W grudniu 2011 roku udało mu się namówić Naczelną Radę Lekarską do zawieszenia protestu pieczątkowego w zamian za zapewnienie, że wspólny resortowo-samorządowy zespół wypracuje kompromisowy wzór umowy uprawniającej do wypisywania leków refundowanych. Decyzja NRL spotkała się wówczas z ostrą krytyką izb okręgowych.
Więcej www.pulsmedycyny.pl/3201279,24787,walka-ministra-z-lekarzami-nie-usprawni-systemu
Źródło: Puls Medycyny, stan z dnia 28 czerwca 2013 r.
\