Jak poinformowała rzeczniczka wojewody podlaskiego Joanna Gaweł, Centrum działa już dwie doby. Na razie działa na terenie Białegostoku i powiatu białostockiego, a docelowo system ma objąć całe województwo. W piątek zaprezentowano Centrum dziennikarzom.
Przed uruchomieniem Centrum Powiadamiania Ratunkowego, gdy ktoś wybierał numer 112 z telefonu komórkowego, sygnał odbierała policja, gdy ze stacjonarnego – straż pożarna. Obecnie operator centrum, po analizie sytuacji, wybiera właściwą służbę. "Wcześniej zdarzało się, że telefon odbierała policja, a na miejscu potrzebna była straż pożarna, bo chodziło np. o udrożnienie zablokowanej przez drzewo drogi. Teraz operator od razu powiadomi odpowiednią służbę" - dodała Gaweł.
Jak podkreśliła, Centrum w ogromnym stopniu odciąży służby od fałszywych i nieuzasadnionych zgłoszeń. Dodała, że takie zgłoszenia to aż dwie trzecie wszystkich telefonów.
Jako przykład podała pierwszą dobę, podczas której operatorzy Centrum odebrali 376 telefonów, z czego 99 przekazali do innych służb: policji, pogotowia i straży pożarnej, a 277 było niezasadnych.
"To głuche telefony od bawiących się dzieci, telefony z niezablokowanych aparatów, które uruchamiają numer +niechcący+ , po włożeniu do kieszeni, wreszcie telefony z pytaniem o taksówkę, czy sklep całodobowy. Operator Centrum +odsiewa+ tego typu zgłoszenia, filtruje je i przekazuje do odpowiednich służb tylko te zasadne" - wyjaśniła Gaweł.
Wojewoda podlaski Maciej Żywno powiedział w piątek, że numer 112 ma służyć ratowaniu życia, dlatego w żadnym przypadku nie wolno go używać jako punktu informacyjnego. Przestrzegał, że blokowanie tej linii może kogoś, kto rzeczywiście potrzebuje pomocy, kosztować życie.
Uruchomienie i wyposażenie WCPR kosztowało 1,6 mln zł ze środków z rezerwy celowej budżetu państwa, przeznaczonej na rozwój systemu ratownictwa. W Centrum dyżuruje po dwóch przeszkolonych operatorów, którzy pracują w systemie dwunastogodzinnym. W sytuacji kryzysowej zgłoszenia może odbierać nawet sześciu operatorów.