Szpital powiatowy w Żywcu, który ma w swoich strukturach trzy przychodnie medycyny rodzinnej, w czasie dwóch ostatnich lat ten podmiot leczniczy zadłużył się na 20 mln zł
-To przez sieć szpitali i finansowanie nas sztywnym, z góry narzuconym ryczałtem. Wcześniej się bilansowaliśmy. Teraz oddziały generują straty, a jedyny zysk w kwocie 500 tys. zł za 2019 r., przyniosły nam trzy przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) - mówił na ostatnim parlamentarnym zespole ds. szpitali powiatowych Andrzej Kalata, starosta powiatu żywieckiego. Jego zdaniem ta sytuacja świadczy o tym, że przez ostanie dwa lata rząd uciął finansowanie szpitalom, a podwyższył przychodniom podstawowej opieki zdrowotnej i powstała z tego dysproporcja. - To jest absurd. Lekarze z przychodni rodzinnych, które są w naszej okolicy, są lepiej wynagradzani przez NFZ, a wypisują skierowania do szpitala. My musimy brać na szpital koszt zdiagnozowania pacjenta - zaznaczał Andrzej Kalata.
Czytaj w LEX: Sieć szpitali a ambulatoryjna opieka specjalistyczna >
Wtórował mu Józef Swaczyna, starosta strzelecki (woj. opolskie). - Niech rząd popatrzy na sytuację kompleksowo. 10 procent z kontraktu lekarz w POZ powinien przeznaczać na koszty badań pacjentów. Albo to szpital, do którego kieruje on chorych, niech wystawia fakturę przychodni za skierowanego pacjenta - zaznaczał starosta strzelecki.
Czytaj w LEX: Zasady wystawiania skierowań na leczenie oraz rehabilitację uzdrowiskowe >
Ponad 400 tys. zł rocznie przychodu
Dziś lekarz rodzinny może mieć pod opieką maksymalnie 2,5 tys. osób. NFZ wynagradza go stawką kapitacyjną, płacąc przychodni co miesiąc stałą kwotę. Niezależnie od tego czy pacjenci, spośród grona 2,5 tys. osób zapisanych na listę, zgłoszą się do rodzinnego po pomoc czy nie. Za każdego zapisanego przychodnia obecnie dostaje 164 zł i 16 gr. Mnożąc tę kwotę przez liczbę 2,5 tys. pacjentów, wychodzi ok. 410 tys. zł rocznie. W lipcu 2020 r. stawka kapitacyjna ma wzrosnąć do 170 zł. Z tego lekarz powinien utrzymać przychodnię, a w razie potrzeby zlecić badania pacjentowi i za nie zapłacić. Wachlarz diagnostyki jest dość szeroki, gdyż rodzinny może dziś zlecić: badania na hormony tarczycy, USG nerek czy ślinianek, RTG płuc, gastroskopię, kolonoskopię, spirometrię, badanie moczu, kału czy EKG.
Czytaj w LEX: Uprawnienia i zasady wystawiania recept dla pacjentów w wieku powyżej 75 roku życia >
Dyrektorzy szpitali bulwersują się, że lekarze rodzinni nie zlecają tych badań, wysyłają im pacjentów do szpitala a co więcej podkupują personel medyczny. Ze szpitali uciekają interniści i pediatrzy. Ale lekarze rodzinni odpierają te zarzuty. - My nie podkupujemy specjalistów szpitalom. Owszem, korzystamy z ich pomocy, ale wynajmujemy ich na godziny czy na dyżury popołudniowe od godz. 15 do 18. Stawki za godzinę dyżuru w szpitalach są obecnie tak wysokie, że przychodni nie stać aby tyle zapłacić specjaliście- mówi Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, która prowadzi praktykę w miejscowości Kożuchów w woj. Wielkopolskim.
Czytaj w LEX: Wypalenie zawodowe pracowników ochrony zdrowia z perspektywy osoby zarządzającej jednostką ochrony zdrowia >
Tyle, że jeśli specjalista przyjdzie na popołudnie do POZ, to nie weźmie popołudniowego dyżuru w szpitalu. W POZ nie musi pracować też nocą. Niemniej jednak w wielu powiatach negocjacje z pediatrami zaczynają się już od 140 zł za godzinę. - To właśnie szpitale podkupują sobie specjalistów. Ot, choćby jak u nas o lekarzy konkurują ze sobą szpitale w Koninie, Słupcach, Turku i Kole - zaznacza Bożena Janicka
Sprawdź w LEX: Jakie wymagania musi spełnić szpital, aby prowadzić szkolenia specjalizacyjne lekarzy? >
Przychodnie widma
Inna sprawa jest taka, że szpitale powiatowe są zmuszane aby przejmować przychodnie rodzinne i włączać je w swoje struktury. Około 20 proc. lekarzy rodzinnych to emeryci. Odchodzą z zawodu albo i umierają. – Szacujemy, że w zeszłym roku w strukturach POZ przestało pracować około tysiąca lekarzy i często nie ma komu po nich przejąć praktyki - mówi Bożena Janicka. Problem dotyka zwłaszcza małych miejscowości. POZ prowadzą często gminy i nie mogąc miesiącami znaleźć chętnego do objęcia przychodni, zwracają się do powiatu, aby to podległy mu szpital włączył w swoje struktury lekarza rodzinnego. Tak dzieje się np. w woj. wielkopolskim.
Czytaj w LEX: Telemedycyna - przydatne narzędzie pracy i korzyść wizerunkowa >
Okazuje się jednak, że dla szpitalników przychodnia rodzinna bywa nie do końca atrakcyjnym zajęciem. Kilka lat temu minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, umożliwił zakładanie placówek POZ internistom wespół z pediatrami. - Ostatnio jak pytałam się w NFZ ile całym kraju takich przychodni było, to odpowiedziano mi, że siedem. To prawie nic - komentuje Bożena Janicka.
A szpitale powiatowe i gminy mają problem z narybkiem lekarskim, bo ten woli kształcić się a później pracować w dużych miastach. W klinikach.