Magdalena Kożuchowska, prezes Fundacji Osób po Przeszczepach Wątroby "Transplantacja OK!", powiedziała, że co roku przybywa w naszym kraju 1,5 tys. osób po transplantacji. Najczęściej przeszczepia się nerki. W 2012 r. takiej operacji poddano 1136 pacjentów, najwięcej od stycznia 1966 r. gdy przeprowadzono pierwszy w Polsce przeszczep nerki. Wymieniane są także wątroby, serca, trzustki oraz płuca; nie przeszczepia się jedynie jelit.
"Jesteśmy ludźmi w pełni aktywnymi i samodzielnymi, wracamy do pracy, płacimy podatki, nie jeździmy na wózku inwalidzkim – podkreśliła Kożuchowska, która od 13 lat jest po przeszczepie wątroby. – Musimy jedynie być pod stałą opieką lekarzy i dwa razy dziennie zażywać leki zmniejszające odporność organizmu, co chroni przeszczepiony narząd przez odrzuceniem".
Pacjenci po przeszczepach narzekali, że coraz większe są kolejki w przychodniach transplantacyjnych, do których muszą się regularnie zgłaszać. Nie chcą jednak, tak jak planuje Ministerstwo Zdrowia, przejść pod opiekę lekarzy w przychodniach podstawowej opieki zdrowotnej. Twierdzą, że nie są oni przygotowani do opieki nad nimi i że sytuacja pacjentów po przeszczepach pogorszy się wtedy jeszcze bardziej.
Ryszard Kozłowski, prezes Stowarzyszenia Osób po Przeszczepach "Dar Życia", powiedział, że Polska uzyskuje jedne z najlepszych wyników w transplantacji narządów w Europie. Na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym jest 1 tys. osób po przeszczepie wątroby, aż 60 proc. z nich przeżyło 18 lat, co jest lepszym wynikiem niż średnia w Unii Europejskiej.
"Te znakomite efekty mogą się jednak pogorszyć, gdy będzie spadać poziom opieki nad pacjentami po transplantacjach" – podkreślił Kozłowski, który jest 14 lat po przeszczepie nerki.
Prof. Zbigniew Włodarczyk, prezes Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego, przekonywał, że pacjenci po przeszczepach w takich krajach jak USA i Wielka Brytania, są pod opieką lekarzy rodzinnych. Przyznał, że polscy medycyny nie są jeszcze w pełni do tego przygotowani, dlatego przejmowanie przez nich pacjentów po przeszczepach powinno nastąpić dopiero w przyszłości. Na razie są oni na ogół pod opieką tego samego ośrodka transplantacyjnego, gdzie wymieniono im narząd.
Specjalista przekonywał również, że przesadzone są obawy pacjentów przed zażywaniem leków odtwórczych zamiast oryginalnych, które są zwykle droższe. Mogą oni bezpiecznie je stosować. "Generyk nie uśmierci chorego po jednaj dawce" – podkreślił prof. Włodarczyk.
Prof. Leszek Pączek, szef kliniki immunologii, transplantologii i chorób wewnętrznych WUM, powiedział, że nie należy jedynie zbyt często zmieniać leków. Nie powinno być tak, że chory otrzymuje jakiś lek podczas pobytu w szpitalu, a potem w przychodni przepisywany jest mu inny preparat.
"Leki generyczne i oryginalne mogą być wchłaniane przez organizm chorego w nieco innych stężeniach" – przyznał specjalista. Różnice te nie są jednak duże, ale może się zdarzyć, że będą sięgać 20 proc., czego należałoby jednak unikać.
Prof. Włodarczyk powiedział, że w Wielkiej Brytanii na recepcie nie podaje się nazwy handlowej leków zapobiegających odrzuceniu narządów, a jedynie ich nazwy chemiczne (jednakowych zarówno dla leków oryginalnych jak i generyków – przyp. PAP).
Prof. Pączek dodał, że na transplantacje co roku przeznacza się w naszym kraju 45 mln zł. Opieka nad jednym pacjentem po przeszczepie rocznie kosztuje ponad 20 tys. zł. Roczny koszt dializoterapii u chorych z przewlekłą niewydolnością nerek przekracza 60 tys. rocznie.
Zbigniew Wojtasiński (PAP)