Prokuratura Rejonowa Łódź-Śródmieście skierowała do sądu akt oskarżenia w tej sprawie - powiedział w piątek rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
Według prokuratury 1 marca ub. roku pokrzywdzona w 29 tygodniu ciąży zgłosiła się w nocy z dolegliwościami bólowymi do szpitala im. Rydygiera w Łodzi. Została zbadana przez dyżurującą w izbie przyjęć lekarkę. Z relacji pokrzywdzonej wynika, że badanie miało charakter powierzchowny, a lekarka nie zapoznała się z dokumentacją medyczną przyniesioną przez pacjentkę.
Według śledczych lekarka stwierdziła, że po stronie pokrzywdzonej doszło do "błędu dietetycznego", który miał - według niej - być przyczyną dolegliwości bólowych. Odesłała ciężarną kobietę do domu i zaleciła zażywanie leków rozkurczowych i wizytę u lekarza prowadzącego, jeśli dolegliwości nie ustąpią.
Kobieta kupiła lek rozkurczowy, jednak ból nasilił się, pojawiło się też krwawienie. Pokrzywdzona wezwała rano pogotowie i trafiła do Centrum Zdrowia Matki Polki. Tam poród przeprowadzono metodą cesarskiego cięcia. Niestety dziecko nie dawało oznak życia. Pomimo wysiłków lekarzy i próby ratowania noworodka tego samego dnia wieczorem stwierdzono jego zgon.
Jak ustalono dziecko urodziło się niedotlenione, co było konsekwencją odklejenia się łożyska. Kluczowe dowody w tej sprawie to wyniki sądowo-lekarskiej sekcji zwłok i opinie biegłych w tym zakresie, zeznania lekarzy oraz opinia z Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku.
Ustalono, że dziecko w okresie płodowym rozwijało się prawidłowo. Z opinii biegłych wynika, że gdyby urodziło się bez cech niedotlenienia okołoporodowego, miałoby szanse przeżycia.
Według biegłych doszło do błędów ze strony lekarki, która badała pacjentkę w izbie przyjęć. "Przede wszystkim dotyczy to niedokładnego przeprowadzenia wywiadu lekarskiego i w konsekwencji złej oceny sytuacji. Biegli wskazali jakie badania powinny być przeprowadzone jako podstawowe czy jako dodatkowe laboratoryjne. Żadne z tych badań nie zostało jednak przeprowadzone" - wyjaśnił rzecznik prokuratury.
Dodał, iż w ocenie biegłych kobieta powinna być hospitalizowana a ciąża powinna być monitorowana. Lekarka - według pokrzywdzonej - nie zapoznała się z dokumentacją medyczną, nie sprawdziła również zapisów dotyczących wcześniejszej jej hospitalizacji w elektronicznej bazie danych szpitala.
Z relacji pokrzywdzonej wynika, że zgłosiła się do tego właśnie szpitala, bowiem cztery lata wcześniej była hospitalizowana w związku z podobnymi problemami przy porodzie i wówczas wszystko odbyło się prawidłowo. Wierzyła więc - jak mówiła śledczym - że i tym razem prawidłowo zostanie jej udzielona pomoc. Z ustaleń prokuratury wynika też, że nie było żadnych innych nagłych przypadków tej nocy, kiedy kobieta zgłosiła się do szpitala.
67-letniej lekarce przedstawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka oraz narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo życia i zdrowia matki. Grozi za to kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Oskarżona nie przyznał się do winy i neguje ustalenia prokuratury. "W naszej ocenie zebrany materiał dowodowy daje jednak podstawy do skierowania aktu oskarżenia" - powiedział Kopania.