Rosnąca liczba zachorowań na koronawirusa oznacza coraz większe braki lekarzy i środków ochrony. „Pracujemy 24 godziny na dobę, brakuje testów, brakuje masek, kombinezonów, brakuje rąk do pracy. […] Pracujemy wszyscy cały czas przy chorych i nie jesteśmy w stanie odbierać telefonów, które dzwonią non stop przez całą dobę”- pisze na Facebooku Lidia Stopyra, lekarka ze Specjalistycznego Szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie, który na oddziale zakaźnym hospitalizuje pacjentów z COVID-19. Dla innych chorych placówka medyczna wstrzymała przyjęcia.

Brakuje szkoleń i pielęgniarek

Wtóruje jej na Instagramie ginekolog Michał Strus, zatrudniony w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie.

„Nie przeprowadzono z nami żadnego szkolenia/demonstracji z odpowiedniego zakładania oraz ściągania zestawów ochrony osobistej, które mają służyć do pracy z pacjentem podejrzanym o infekcje Covid-19. Może głównie dlatego, że w moim szpitalu takich zestawów nie ma. Mamy 5 zestawów do użycia w przypadku konieczności wykonania cięcia cesarskiego u pacjentki z COVID-19, zamknięte pod kluczem, w pokoju bez klamek. Pielęgniarek epidemiologicznych, które mogłyby takie szkolenie przeprowadzić, też nie ma. W czasach zarazy wolały wziąć wolne i trudno im się dziwić [...] Do ochrony osobistej lekarzy, przy kontakcie z pacjentem podejrzanym o infekcję COVID-19, ma służyć zwykła maska oraz jednorazowy fartuch, taki bardziej bezrękawnik niż fartuch. […] Mam nieodparte wrażenie, że ta historia dla wielu z nas skończy się tragicznie… Nie mamy środków ochrony osobistej, nie mamy procedur, nikt nie przygotowuje nas na najgorsze... chociaż wszyscy klepią po ramieniu.”

Czytaj w LEX: Jakie obowiązki nakłada specustawa o koronawirusie na podmioty lecznicze? >

Braki lekarzy z powodu opieki nad dziećmi

Lekarze się przestraszyli i niektórzy z nich ratują się jak mogą. W krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim ok. 100 pielęgniarek i ok. 60 lekarzy skorzystało z wolnego ze względu na opiekę nad dziećmi. W szpitalu im. Stefana Żeromskiego ok. 10 proc. personelu korzysta z opieki nad dziećmi – głównie pielęgniarki.
- Dopinamy dyżury - możemy to robić przed dwa tygodnie, maksymalnie miesiąc, ale gdy potrwa to dłużej, nie jesteśmy w stanie na dłuższą metę pracować w ograniczonym składzie - mówi Dorota Gołąb-Bełtowicz, dyrektor ds. finansowych Szpitala im. Stefana Żeromskiego.

Z kolei Rafał Janiszewski, prowadzący kancelarię doradczą obsługującą szpitale zaznacza, że lekarze z obawy o zagrożenie swego życia - uciekają na zwolnienia. Wypisują je sobie po koleżeńsku, bo lekarz sam sobie nie może wystawić L-4. Gdy lekarzy brakuje, na chwilę obecną nie można ich zmusić do pracy. Szpital nie może ich odwołać z L-4.

Czytaj w LEX: Zagrożenie koronawirusem a prawo do prywatności >

Brakom lekarzy może zapobiec tylko stan wyjątkowy

Do tego musiałby być wprowadzony stan wyjątkowy. Mamy wówczas do czynienia z mobilizacją służby zdrowia. Można ją zobowiązać do walki z epidemią nie tylko w szpitalach - wskazuje prof. Monika Gładoch, ekspert  prawa pracy. Wojewoda, którzy zarządza sztabem kryzysowym w regionie, może zobowiązać lekarzy, pielęgniarki i innych pracowników medycznych do pracy na odcinku potrzebnym do zwalczania epidemii.
- Ma prawo zdecydować, przykładowo, że ortopedzi ze szpitala ortopedycznego mają się udać do zakaźnego i tam wspomagać personel medyczny w opiece nad pacjentami z koronawirusem - mówi Rafał Janiszewski. Tak przewiduje art. 47 ustawy o chorobach zakaźnych.

Czytaj w LEX: Obowiązki personelu medycznego w związku z rozpoznaniem zakażeń i chorób zakaźnych >

Ale nie można do tego zobowiązać osób poniżej 18 roku życia, ani lekarzy emerytów. – Rozumiem z jednej strony lekarzy, że próbują się chronić i uciekają na zwolnienia. Ale oni są jak żołnierze, a z tych ze służby nie zwalnia fakt posiadania dzieci - zaznacza Rafał Janiszewski.

 

W systemie działa jeszcze garstka lekarzy wojskowych. W Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie na 800 wszystkich medyków, lekarzy wojskowych jest zaledwie 134.
-W wojsku też pracuje garstka lekarzy. Żeby zmobilizować ich do pracy na innymi odcinku, potrzebne byłoby specjalne rozporządzenie- mówi płk Jarosław Kowal z warszawskiego szpitala.

Czytaj w LEX: Zadania i obowiązki podmiotów leczniczych wynikające ze specustawy o koronawirusie >

Protesty przeciwko szpitalom zakaźnym

Lekarze uciekają, bo najbardziej obawiają się tego, że zabraknie dla nich środków ochrony osobistej - maseczek, kombinezonów, gogli. Warszawski Wojewódzki Szpital Zakaźny na razie kombinezonów i masek ma pod dostatkiem, ale w innych miejscach wygląda to znacznie gorzej. Szpital Wojewódzki w Łomży, wyznaczony - ku zaskoczeniu mieszkańców - na szpital monoprofilowy, nie miał zabezpieczeń dla personelu medycznego. W poniedziałek minister Łukasz Szumowski zapewniał, że materiały jadą już do wszystkich szpitali monoprofilowych. Ale braki sprzętu i fakt, że w pobliżu nie ma innych szpitali spowodowały, że Rada Miejska Łomży  sprzeciwiła się mocą uchwały przekształceniu szpitala w zakaźny. "Żądamy od premiera, ministra zdrowia, wojewody podlaskiego, natychmiastowych działań dotyczących wycofania się z podjętych decyzji o umiejscowieniu na terenie miasta Łomży szpitala zakaźnego, obsługującego zarażonych koronawirusem w województwie podlaskim" - napisali łomżyńscy radni.

Zaś szpitale, które same chcą złożyć zamówienie np. na maseczki, mają z tym problem. Maseczka chirurgiczna kosztowała jeszcze dwa tygodnie temu kilkanaście groszy. Dziś szpital musi za nią zapłacić 5 złotych. Placówki same ratują się jak mogą.  Szpital w Zielonej Górze im. Karola Marcinkowskiego zatrudnił szwaczki do szycia maseczek. Na Facebooku powstaje wiele lokalnych inicjatyw, w których ludzie organizują się i szyją maseczki dla szpitali.

Minister Łukasz Szumowski podaje, że na jednego pacjenta zarażonego COVID-19 potrzeba osiem kompletów kombinezonów, maseczek i gogli.

Czytaj w LEX: Sprawozdawczość podmiotu leczniczego z działalności przeciwepidemicznej >