Jak zauważa w Rzeczpospolitej Bogusława Garczyńska-Wąs, prawnik, specjalista z zakresu zamówień publicznych, w zamierzeniu Rekomendacje miały stanowić remedium na niepokojąco dużą skalę umów zawieranych w trybie z wolnej ręki, wynikającą z uzależnienia się przez zamawiającego od dostawcy systemu. Cel ten w znacznym stopniu został osiągnięty – liczba zamówień udzielonych w trybie z wolnej ręki zmniejszyła się od 2009 r. o prawie połowę. W związku ze stosowaniem Rekomendacji pojawiły się jednak problemy bardziej subtelne i przez to mniej zauważane i komentowane przez UZP, a w praktyce mogące powodować negatywne konsekwencje dla budżetu.
Jedną z bardziej problematycznych kwestii jest prawidłowe określenie zakresu uprawnień do modyfikacji oprogramowania przekazywanego w ramach realizacji umowy. Zakres ten jest ważny zarówno dla zamawiających, jak i wykonawców.
Bogusława Garczyńska-Wąs podkreśla, że zamawiający nie powinni wymagać od wykonawców przeniesienia majątkowych praw autorskich do oprogramowania, jeśli jedynym uzasadnieniem tego wymagania jest obawa przed ryzykiem związania się dostawcą systemu. Oczywiście są sytuacje, w których przeniesienie majątkowych praw autorskich do oprogramowania jest uzasadnione (dotyczy to szczególnie systemów budowanych w celu zapewnienia bardzo specyficznych potrzeb konkretnego podmiotu). Jednak wybór takiego rozwiązania powinien być świadomą decyzją zamawiającego, poprzedzoną analizą rozwiązania alternatywnego, czyli uzyskania uprawnień do korzystania z oprogramowania na podstawie odpowiednio sformułowanej umowy licencyjnej.
Po drugie, wymaganie przeniesienia majątkowych praw autorskich nie może dotyczyć każdego rodzaju oprogramowania (...).
Po trzecie, niezależnie od przyjętego modelu (przeniesienie praw/licencja) nieracjonalne jest wymaganie przekazania uprawnień do modyfikacji każdego rodzaju oprogramowania składającego się na system. Wykonawca zazwyczaj uprawniony jest do dokonywania modyfikacji tylko tego oprogramowania, które tworzy. Nie może więc zapewnić zamawiającemu uzyskania uprawnień, których sam nie posiada.
Źródło: Rzeczpospolita