O tym jak pomóc twórcom obywatelskich inicjatyw, dyskutowali na poniedziałkowej konferencji w Warszawie działacze społeczni, eksperci i politycy.
"Do dziś do kosza trafiło ponad 4,5 mln obywatelskich podpisów" - alarmował Rafał Górski z Instytutu Spraw Obywatelskich (INSPRO). Przypomniał, że w ramach akcji społecznej "Obywatele decydują" organizacje społeczne nawoływały do nowelizacji ustawy o wykonywaniu inicjatyw obywatelskich; przygotowały długą listę postulatów.
Wśród nich wymieniał: wyłączenie zasady dyskontynuacji wobec projektów obywatelskich tak, by z nową kadencją Sejmu nie trzeba było rozpoczynać prac nad projektem od zera, wydłużenie czasu zbiórki podpisów, przerzucenie na marszałka Sejmu obowiązku pozyskania opinii różnych urzędów. Państwo powinno także - zdaniem organizacji społecznych - zapewnić bezpłatny czas antenowy na debatę poświęconą tematyce projektów oraz kampanie informacyjne, a także umożliwić zwrot kosztów podróży, promocji i pomocy prawnej do 20 tys. zł.
Z kolei Tomasz Terlecki z Komitetu "Ocalmy ogrody" wskazywał na konieczność złagodzenia przepisu nakazującego wskazanie szczegółowych skutków finansowych projektów obywatelskich. Postulował też, by podpisujący się pod projektami nie musieli podawać części danych - np. adresu czy miejsca zameldowania - bo to zniechęca obywateli i utrudnia zbieranie podpisów.
Problemem - zdaniem Terleckiego - jest też niewłaściwa praca nad projektami w Sejmie, która nazbyt się przeciąga. Byłoby sensowne - wskazał - by Sejm musiał przeprowadzić drugie czytanie projektu najpóźniej w pół roku po pierwszym. Zastanawiał się też, czy nie należałoby tworzyć nadzwyczajnych podkomisji do kolejnych inicjatyw obywatelskich tak, by zajmowali się nimi fachowcy.
Według niego stwierdzanie niekonstytucyjności projektów obywatelskich nie powinno - jak jest obecnie - należeć do sejmowej komisji konstytucyjnej. Przekonywał, że bardzo często posłowie, którzy nie mają argumentów merytorycznych, posługują się tym zarzutem, podczas gdy nie ma instytucji, która mogłaby wydać w tej sprawie wiążące opinie.
Z kolei Robert Biedroń (RP) mówił, że głównym problemem jest nie prawodawstwo, a zły stan społeczeństwa obywatelskiego. Proponował, by państwo organizowało obowiązkowe debaty na temat zgłaszanych inicjatyw obywatelskich, a także zezwoliło na podpisywanie się pod projektami ustaw przez internet.
Zaznaczył, że choć wspiera instytucję referendum, to pewne obszary - np. kwestia kary śmierci - są elementem różnego rodzaju umów międzynarodowych. "Jeśliby społeczeństwo zdecydowało na przykład, że wprowadzamy karę śmierci w Polsce, to automatycznie wyrzucilibyśmy się z Rady Europy i dołączylibyśmy do Białorusi" - mówił.
Do wypowiedzi Biedronia nawiązał prezydencki doradca prof. Jerzy Regulski. "Społeczeństwo obywatelskie trzeba budować od przedszkola, tymczasem jesteśmy w tej kwestii spóźnieni o jakieś 25 lat. Gdybyśmy wprowadzili w odpowiednim czasie stosowną reformę edukacji, mielibyśmy już wykształcone jedno pokolenie" - przekonywał.
Zwrócił też uwagę - w kontekście referendów ogólnokrajowych - na problem odpowiedzialności politycznej. "Bo jeśli naród w referendum podjąłby diametralnie inną decyzję niż rządzący - to automatycznie zdejmowałby z nich odpowiedzialność. Czy tak można?" - pytał.
Ponadto - przekonywał - w niektórych kwestiach, np. wprowadzenia GMO lub energii atomowej, nie sposób zadać pytania, na które odpowiedź brzmiałaby jednoznacznie "tak" lub "nie", jak tego wymaga instytucja referendum, bez wypaczania idei tych rozwiązań.
"Polsce jest potrzebne kompleksowe spojrzenie na zagadnienie demokracji bezpośredniej" - przekonywał z kolei poseł PiS Kazimierz M. Ujazdowski. Zaznaczył, że jego zdaniem obywatele powinni mieć prawo - obok prezydenta i posłów - inicjować także zmiany w konstytucji. Podkreślił, że według niego należy doprowadzić do sytuacji, w której obywatele - po zebraniu np. miliona podpisów - mogliby zobligować marszałka Sejmu do zwołania referendum krajowego. Dodał, że takie referendum nie mogłoby dotyczyć kwestii dot. armii, amnestii lub innych, „które mogłyby skutkować destrukcją państwa".
"Jeśli będziemy mieć referendum obligatoryjne, to zmieni się i spojrzenie na inicjatywy obywatelskie" - przekonywał Ujazdowski.
O instytucji referendum krajowego mówił także działacz Solidarnej Polski Jacek Czabański. Przekonywał, że obywatele w czasie między wyborami mają znikomy wpływ na działanie państwa. Postulował, by objąć obowiązkiem przeprowadzania referendum jak najwięcej obszarów działalności państwa. Postulował, by obniżyć próg potrzebny do złożenia wniosku o referendum krajowe z obecnie obowiązujących 500 tys. podpisów do 300 tys.