W pierwszej połowie stycznia premier Donald Tusk, przedstawiając program walki z bezrobociem, zapowiedział, że jego elementem ma też być zmiana w podejściu do przetargów. Dziś, z uwagi na dyktat najniższej ceny, często wygrywają je firmy zatrudniające na umowy cywilnoprawne.
"Z zamówień publicznych będą korzystali ci, którzy zatrudniają na umowę o pracę. Chcemy ograniczyć przewagę firm, które budują przewagę na zatrudnianiu pracowników na różnych formach umów śmieciowych” – taki komunikat wciąż widnieje na stronie internetowej rządu.
Po styczniowej deklaracji premiera wydawało się, że sprawa jest już przesądzona. Teraz jednak okazuje się, że rząd całkowicie zmienił zdanie i już nie zgadza się na wymóg zatrudniania pracowników na etat.
- Nie wiem, czym można to tłumaczyć. Nie wiem, dlaczego jednego dnia premier mówi jedno, a następnego robi co innego. Przecież dla każdego jest oczywiste, że publiczne pieniądze powinny trafiać do firm, które zatrudniają pracowników na podstawie umowy o pracę – mówi Henryk Nakonieczny z NSZZ „Solidarność”.
- To niebezpieczne zjawisko, gdy z jednej strony słyszymy, że rząd chce, by pracownicy zarabiali godnie, ale gdy chodzi o pieniądze wydawane z budżetu, to już zasada ta nie musi obowiązywać. A później zdarzają się oferty ze stawką godzinową 5 zł, bo i takie już widziałem – zauważa Marek Kowalski, ekspert Konfederacji Lewiatan i prezes zarządu Polskiej Izby Gospodarczej Czystości.
"Nałożenie w drodze ustawy obowiązku zatrudnienia przez wykonawcę lub podwykonawcę osób wykonujących czynności przy realizacji zamówienia na podstawie umowy o pracę należałoby traktować jako arbitralną ingerencję w sferę zachowań podmiotów gospodarczych, niedopuszczalną na gruncie przepisów konstytucji” – można przeczytać w stanowisku podpisanym przez premiera Donalda Tuska.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna