Premier przegrał walkę o redukcję wśród urzędników, bo jego bronią miała być specustawa. Skuteczniejsza od przepisów byłaby zwykła rozmowa z podległymi mu szefami urzędów.
Za kilka tygodni miną dwa lata od pierwszej próby zredukowania etatów urzędniczych. Pierwszy projekt zmian w tej sprawie trafił do kosza, bo zablokowali go sami urzędnicy. Rząd planował audyt w administracji, ale tego pomysłu też nie zrealizował. Ostatecznie wrócił do pierwotnego pomysłu zwalniania za pomocą specustawy. W sprawie tej trudno będzie znaleźć salomonowe rozwiązanie. Trybunał nie powinien bronić interesów urzędników, ale musi zadbać o to, aby przepisy o redukcji ich zatrudnienia były zgodne z Konstytucją. A wielu prawników i ekspertów prawa konstytucyjnego nie zostawiło na tej ustawie suchej nitki. W efekcie w tym roku redukcje nie wystartują, bo większość zawartych w ustawie terminów ich realizacji jest już nieaktualnych. Premier, przed ostatecznym rozstrzygnięciem trybunału, faktycznie przyznał się, że walkę o zmniejszenie zatrudnienia w urzędach przegrał. Zamiast kapitulować, powinien jednak posłuchać rad Sędziów Trybunału, którzy uważają, że ustawa nie jest konieczna do przeprowadzenia redukcji. Wystarczy, że Premier wyda polecenie dyrektorom generalnym, aby zaczęli zarządzać urzędami jak menedżerowie w dobrze funkcjonujących korporacjach.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna, 13 maja 2011 r.
Opublikowano: www.samorzad.lex.pl