W piątkowy wieczór zebranych w Filharmonni Bałtyckiej na Ołowiance gości przywitał Tito Paris wraz z zespołem. Niezwykle skromny, a jednocześnie ujmujący muzyk z Cabo Verde dał koncert, który stanowił doskonały wstęp do całego festiwalu. Jego muzyka była ciepła i kołysząca, zabarwiona nostalgią, a wśród wykonywanych utworów znalazły się także piosenki znane z repertuaru zmarłej niedawno Cesarii Evory.

Miłym akcentem, choć nie można powiedzieć, że niespodzianką, był gościnny występ Anny Marii Jopek towarzyszącej artyście w kilku utworach.Pomimo niezwykłej precyzji i profesjonalizmu nie można powiedzieć, iż Tito Paris wywołał ogromne poruszenie wśród widzów.

Muzyka ta chyba najbardziej przesycona była atmosferą siesty - bezpretensjonalna, optymistyczna i uspokajająca stanowiła idealne wprowadzenie do późniejszych, bardziej wymagających koncertów.

Drugiego dnia na scenie Filharmonii wystąpiła Buika - artystka obdarzona charakterystycznym, chropowatym głosem oraz chyba niewyczerpanymi pokładami energii. W porównaniu do muzyki Tito Paris jej występ można określić mianem ascetycznego (towarzyszyli jej jedynie perkusista i pianista), ale z pewnością nie nieefektownego. Z jednej strony piosenki, znane choćby z filmów Pedro Almodovara, pełne były pasji, gorących emocji, niekiedy nawet szaleństwa. Sam koncert jednak przypominał raczej spotkanie z przyjaciółmi, pełne przekomarzania się, zachwytów nad Gdańskiem i dialogu z publicznością.

Była to dobra formuła, gdyż swoją otwartością Buika podbiła serca gdańskiej widowni, za co nagrodzono ją owacją na stojąco.

Największym wydarzeniem drugiej edycji Siesta Festival był niedzielny koncert Yasmin Levy - izraelskiej wokalistki pielęgnującej tradycje muzyczne Żydów Sefardyjskich. Jeżeli miałbym ten występ określić jednym słowem, powiedziałbym, że był intymny. Pomimo około tysiąca osób zgromadzonych w Filharmonii, artystce udało się nawiązać niezwykle osobisty, przejmujący do granic kontakt z publicznością.

Niewątpliwie była to zasługa niezwykłego głosu, ale też i ogromu emocji w muzyce Yasmin Levy - przede wszystkim smutku. Artystka dość często przytaczała historie powstania utworów, niekiedy bardzo poruszające. Wyrazy ogromnego uznania należą się zespołowi jej muzyków, których, jak sama żartobliwie określiła, powybierała z miejsc, które odwiedziła. To wybitni artyści, doskonale uzupełniający zjawiskowy głos Yasmin Levy.

Na zakończenie festiwalu wystąpił Blick Bassy - młody, ale bardzo utalentowany muzyk pochodzący z Kamerunu, na codzień mieszkający w Paryżu. Wraz z towarzyszącym mu zespołem rozładował on emocje nagromadzone po poprzednim koncercie i rozkołysał klub Parlament, gdzie na zakończenie przeniósł się Siesta Festival. Niekiedy optymistyczna, niekiedy liryczna, ale zawsze bezpretensjonalna muzyka ujęła widzów, podobnie jak zachwyty Blicka Bassy nad urodą Polek. Występ ten stanowił doskonałe zakończenie festiwalu - lekkie, pogodne i pozostawiające nadzieję na więcej takiej muzyki w kolejnej edycji Siesta Festival.

Przez cały czas trwania festiwalu zastanawiałem się, co może być jego motywem przewodnim. Doszedłem do niestety banalnego wniosku, że różnorodność. Siesta Festival nie jest na szczęście tym, czym obawiałem się, że się stanie - zgromadzeniem przesiąkniętych snobizmem ludzi słuchających podobnej, łatwej w odbiorze i nieco egzotycznej muzyki. To tygiel, w którym kotłują się skrajnie odmienne osobowości artystów, ogromne emocje, pasja dla muzyki i perfekcyjne wykonanie. Ta różnorodność doskonale wpisuje się w historię Gdańska - miasta hanzeatyckiego, które tętniło kulturą Polaków i Niemców, Żydów, ale także i osiedlających się tu Szkotów, uciekinierów z Niderlandów - Mennonitów, a w latach po II wojnie światowej ludności napływowej z Kresów. Pomimo zaledwie drugiej edycji Siesta Festival stał się jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w Gdańsku, obok choćby Festiwalu Szekspirowskiego czy też Festiwalu Teatrów Ulicznych FETA.

Szkoda tylko, że Miasto Gdańsk nie doceniło rangi festiwalu pozostawiając rozkopaną ulicę prowadzącą do Filharmonii, która przedstawiała fatalny obraz i wybitnie utrudniała życie gościom. Krytyka należy się również obsłudze technicznej tak w Filharmonii, jak i w klubie Parlament. Pewne problemy z nagłośnieniem (zupełnie nie było słychać głosu basisty na koncercie Blick Bassy), obsługą muzyków w trakcie występu czy też scenografią w Filharmonii to nieprzyjemne zgrzyty, z którymi należy się liczyć, ale które drażnią i rozpraszają w trakcie koncertu. Niemniej na trzecią edycję Siesta Festival wybiorę się już nie z obawami, ale z ogromną ciekawością i wiarą, iż organizatorzy ponownie wrzucą mnie w tygiel muzyki, emocji i osobowości artystów.