W stosunku do 2018 r. w ostatnich kwietniowych wyborach samorządowych wzrosła liczba gmin, w których o kandydowanie na włodarza ubiegał się tylko jeden kandydat. W 2018 r. było ich 332, teraz aż 412. Pewnych swego miejsca w radzie było 3330 kandydatów na radnych, bo nie mieli kontrkandydata. Najstarszy kandydat na radnego miał aż 94 lata.

W małych gminach do 20 tys. mieszkańców kandydowało średnio 3 kandydatów na jeden okręg, w tych powyżej 20 tys. mieszkańców średnio 6 kandydatów przypadało na jeden mandat. W wielu gminach trzeba było bardzo namawiać mieszkańców do tego, aby chcieli kandydować do rad gmin, bo sami nie wykazywali takiej inicjatywy. Niektórzy z tych, którzy wystartowali zrobili to po to, aby na kandydata na wójta, burmistrza czy prezydenta miasta mógł wystartować ktoś inny.

Zgodnie z art. 478 kodeksu Wyborczego prawo zgłaszania kandydatów na wójta przysługuje:

  1. komitetowi wyborczemu partii politycznej,
  2. koalicyjnemu komitetowi wyborczemu,
  3. komitetowi wyborczemu organizacji,
  4. komitetowi wyborczemu wyborców

- Podkreślić jednak należy, że prawo zgłaszania kandydatów na wójta ma komitet wyborczy, który zarejestrował listy kandydatów na radnych w co najmniej połowie okręgów wyborczych w danej gminie. Ponadto w każdym z tych okręgów liczba zarejestrowanych przez ten komitet kandydatów na radnych nie może być mniejsza niż liczba radnych wybieranych w tym okręgu – wskazuje prof. Marek Chmaj, radca prawny, konstytucjonalista, wykładowca na SWPS autor komentarza „Prawo wyborcze w Polsce”.

 

Cena promocyjna: 43.07 zł

|

Cena regularna: 59 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 43.07 zł


 

Polowanie na radnych

- Ten przepis jest nie do końca przemyślany. Często pojawiają się osoby, które na tyle mają dużą rozpoznawalność, siłę przebicia, że mogłyby kandydować na wójta, burmistrza, prezydenta ot tak, po prostu. I tu pojawia się problem, liczbę kandydatów na radnych, którą muszą zgłosić - wskazuje Dariusz Figura, prezes fundacji Teatrikon, który w minionych wyborach samorządowych kandydował na burmistrza Bełżyc (woj. lubelskie). Jako, że gmina podzielona była na 15 okręgów musiał zgłosić co najmniej 8 osób. Figura przyznaje, że na kandydowanie zdecydował się dość późno i znalezienie kandydatów na radnych okazało się wielkim problemem.

- W każdej małej gminie, jest pewna liczba osób aktywnych – mówi Dariusz Figura.

Wspomina, że osoby z którymi chciał współpracować, miały już inne zobowiązania. Niektórych mieszkańców musiał wręcz namawiać, bo mieli opory, że np. w jakimś okręgu będą musieli konkurować z osobami powszechnie lubianymi i szanowanymi, że to popsuje ich relacje i może być źle odebrane. Pojawił się też „wątek geograficzny”, czyli sytuacja, kiedy w skład jednego okręgu wchodziły dwie czy trzy przedzielone polami wsie, których mieszkańcy się nie znają. Tu spotkał się z kalkulacją kandydatów, czy np. głosy wyborców z tej samej wsi się nie rozbiją na dwu kandydatów, a w rezultacie dostanie się do rady kandydat z innej wsi.

Czytaj też w LEX: Pozycja prawna klubów radnych >

- Mówi się, że aby być skutecznym wójtem, burmistrzem czy prezydentem trzeba mieć przynajmniej połowę plus jednego radnego, bo to zapewnia spokojną pracę. Według mnie jest najbardziej problematyczna sprawa, bo jeśli wójt, burmistrz czy prezydent ma w radzie większość budowaną od momentu wyborów, radni nie weryfikują krytycznie jego działań. Jego władza staje się absolutna. Radni uznają, że wygodnie być radnymi władzy. A jeśli premiuje się bezkrytyczność, rada przestaje być organem kontroli władzy, to po co się wysilać – uważa Figura.

Sprawdź też w LEX: Jakich dokumentów może żądać radny jednostki samorządu terytorialnego? >

 

Ustawodawca szukał kompromisu

Grzegorz Kubalski, zastępca dyrektora Biura Związku Powiatów Polskich, prawnik, ekspert w zakresie zarządzania publicznego w samorządzie terytorialnym, przypomina, że wspomniany przepis kodeksu Wyborczego, a który wcześniej funkcjonował w ordynacji wyborczej, jest niedoskonałą, ale jednak próbą znalezienia systemowego powiązania między organem wykonawczym a organem stanowiącym. Wraz ze zmianą sposobu wyboru organu wykonawczego - z wyboru przez organ stanowiący na wybór bezpośredni - trzeba było znaleźć jakiś sposób ułatwiający wybranemu wójtowi, burmistrzowi czy prezydentowi miasta uzyskanie odpowiedniej większości w radzie gminy.

- Pomysłem na to było, aby kandydat, startując w wyborach musiał przedstawić co najmniej taką liczbę kandydatów na radnych, która w przypadku ich wyboru dałaby mu taką właśnie większość. Chodziło o zmniejszenie liczby przypadków, w których byłaby kohabitacja, że wójt, burmistrz prezydent będzie reprezentował jedną opcję, w przypadku gdy w radzie większość mają jego przeciwnicy. Moim zdaniem ten przepis niekoniecznie powinien być w jakikolwiek sposób usuwany dopóty, dopóki nie nastąpią ewentualnie systemowe zmiany dotyczące ustroju samorządowego na poziomie gminnym – uważa Grzegorz Kubalski. Podkreśla, że jeśli ktoś ma aspiracje zostać lokalnym włodarzem, to powinien wykazać się cechami lidera - zdolnością do pociągnięcia za sobą ludzi. Jeżeli ma problem ze znalezieniem kandydatów, którzy chcieliby razem z nim wystartować i tworzyć pewien wspólny blok, to pojawia się pytanie, czy on rzeczywiście ma zdolności przywódcze, umiejętność zgromadzenia ludzi wokół siebie.

Czytaj też w LEX: Zakazy łączenia stanowisk i podejmowania określonej aktywności przez radnych >

 

Aby radnym chciało się chcieć

Z aktywnością radnych bywa różnie. Joanna Ciesielka z fundacji Teatrikon (swoim zasięgiem obejmuje woj. lubelskie, małopolskie, podkarpackie, świętokrzyskie), ekspertka Fundacji Batorego, ma pozytywne doświadczenia ze współpracy z radnymi w poprzedniej kadencji w woj. małopolskim i świętokrzyskim, ale jak podkreśla, w większości byli to radni opozycyjni wobec wójta, burmistrza czy prezydenta. Uważa, że być może właśnie z tego ich aktywność wynikała.

- Taka sytuacja była m.in. w Skarżysku Kamiennej i powiecie skarżyskim. Aktywny radny opozycji w wiosennych wyborach został wiceprezydentem tego miasta – mówi Ciesielka.

W jej opinii pomysły podwyższenia diet czy doposażania radnych np. w telefony czy komputery nie skłonią ich do większej aktywności. Ważne, by świadomi obywatele wybierali odpowiednich ludzi, a potem sprawdzali, czy ci ludzie spełniają ich oczekiwania.

- Bardziej niż dieta zmobilizowałaby radnych odpowiedzialność przed mieszkańcami. Presja, że muszą się wykazać – uważa Ciesielka. A presja pojawia się zazwyczaj, gdy samorząd ma zająć się sprawami, które wywołują kontrowersje. Tak było np. w Lublinie, gdy samorząd sprzedał tereny zielone deweloperom.

- Ludzie protestowali, przychodzili na sesje. Przeciwników i zwolenników prezydenta zjednoczył temat, a nie polityczne rozgrywki. Ale normalnie, bez gwałtownych sytuacji, samo bieżące funkcjonowanie samorządu niekoniecznie obywateli interesuje – ocenia Joanna Ciesielka. 

Zobacz też szkolenie online: Jak nie stracić mandatu? Czyli radny nie wszystko czynić może >

Agnieszka Maszkowska, prezes Fundacji Laboratorium Badań i Działań Społecznych "SocLab" w Białymstoku, uczestniczka akcji „Masz Głos”, dostrzega, że nowo wybrani radni starają się aktywnie działać i informować wyborców, co robią. Ma nadzieję, że nie jest to tylko chwilowe działanie.

Zobacz też szkolenie online: Radny niekoniecznie bezradny, czyli prawa radnego >

 

Radny dietetyk

Grzegorz Kubalski zauważa, że obowiązujące przepisy de facto zniechęcają wiele osób aktywnych, takich, które osiągnęły sukces w życiu, a teraz chcą coś zrobić dla lokalnej społeczności, do kandydowania na radnego. Po pierwsze z powodu obowiązku złożenia oświadczenia o stanie majątkowym, „wyspowiadania się” z tego, czego dorobili się do tej pory, dokładnego rozpisania i pokazania publicznie.

Zobacz szkolenie online: Obowiązki radnego >

- W polskiej mentalności społecznej niekoniecznie jest to najfortunniejsze. Przepisy antykorupcyjne są ukształtowane w taki sposób, żeby dawać pozór chronienia czegoś. Po drugie - przepisy antykorupcyjne nie spełniają swojej roli. Zamiast być ukierunkowane na wykrywanie i piętnowanie patologii, stwarzają jedynie pozory ochrony jakichś wartości. Np. jest zakaz prowadzenia działalności gospodarczej na mieniu gminy, jeśli jest się radnym. Jeżeli chciałby nim zostać lokalny sklepikarz, który akurat w budynku należącym do gminy swój sklep prowadzi, to musiałby go zamknąć, mimo iż przecież na zostaniu radnym nic w tej kwestii nie zyskał. Takie właśnie absurdy wykluczają z kandydowania osoby bardziej aktywne – wskazuje Kubalski.

Jego zdaniem kolejną sprawą jest wysokość diet. Wprowadzono je w 1990 r. z myślą o zrekompensowaniu utraconego zarobku. Nie było to problemem, dopóki dieta była w racjonalnej wysokości. W momencie, kiedy nastąpiło podniesienie wysokości maksymalnej diety, która stała się porównywalna z minimalnym wynagrodzeniem za pracę, pojawiła się grupa osób zainteresowanych objęciem funkcji radnego, bo to było dla nich opłacalne. Szczególnie na obszarach wiejskich, peryferyjnych.

Czytaj też w LEX: Problematyka ustalania wysokości diet radnych i sołtysów >

- Stąd się wzięła instytucja „dietetyków”. Stało się tak, że najlepiej być bezdomnym, bezrobotnym i radnym – ironizuje Grzegorz Kubalski. Wskazuje jeszcze na element sprawczości. Jeśli ktoś ma zostać radnym tylko po to, żeby zrobić tyle, na ile pozwala mu ustawa, a ma inne pomysły, to lepszym rozwiązaniem jest pójście w kierunku organizacji pozarządowych, założenie własnego stowarzyszenia albo fundacji.   

Zobacz też szkolenia online:

Pieniądze się liczą, czyli rola rady w gospodarce finansowej >

Lokalny parlament, czyli zadania, struktura i codzienność działania rad >

Dobrze napisana uchwała, czyli o zasadach techniki prawodawczej w samorządzie terytorialnym >