- Z całą pewnością byliśmy w tej dziedzinie opóźnieni już na starcie nowego ustroju w 1990 roku - mówi. I jako dowód przywołuje swoje osobiste doświadczenie z tamtego okresu. Otóż  w związku z doktoratem musiał zdać egzamin z języka obcego. Wybrał niemiecki i z wielkim zdziwieniem i strachem odebrał wylosowane zadanie, jakim było przetłumaczenie tekstu dotyczącego ochrony danych osobowych. - W Niemczech od dawna była już taka ustawa (Datenschutzgesetz) i spora literatura na ten temat, a my prawie w ogóle nie znaliśmy takiego problemu, no i prawie żadnych regulacji w tej dziedzinie nie było. To zadanie wiązało się dla mnie nie tylko z trudnością językową, ale także merytoryczną. Nie zajmowaliśmy się tym w Polsce i to pokazuje skalę naszych opóźnień - mówi.

Polska musiała nadrabiać zaległości

Dr Proksa stwierdza, że potem, szczególnie po wstąpieniu do Unii Europejskiej,  my to nadrabialiśmy i dość szybko krajowy system ochrony danych osobowych powstał, ale niełatwo było pokonać dystans w tej dziedzinie w stosunku do starych członków wspólnoty. I dlatego, jego zdaniem, wejście w życie w tym roku nowej unijnej regulacji, czyli rozporządzenia RODO, tam nie wywołało takich napięć jak w Polsce. - Tam nie było trzęsienia ziemi z tego powodu, a u nas trochę tak - mówi.

Jednak zdaniem byłego prezesa RCL wejście nowych regulacji w życie nie powinno wywoływać aż tyle napięć. - Bo to przecież nie są obce przepisy, Polska też uczestniczyła w ich tworzeniu w ramach unijnej procedury. Po prostu należało wcześniej przystąpić do ich wdrażania, z odpowiednim wyprzedzeniem przygotować przepisy wykonawcze i zmiany w innych ustawach, które są konieczne w związku z wprowadzeniem RODO. Nie powinno się pozostawiać wszystkiego na ostatni moment - mówi dr Proksa.

 

Dłuższe tradycje stosowania prawa

Jego zdaniem to, że w niektórych państwach Unii Europejskiej jest mniej problemów związanych w wdrażaniem rozporządzenia RODO nie wynika z tego, że miały one większy wpływ na tworzenie tej regulacji i opracowały ją "pod siebie", tylko z tego, że mają one dłuższe tradycje stosowania takiego prawa. - Dlatego jego wprowadzenie nie było dla nich kłopotliwe. Dla nas też nie powinno być, bo przecież już od wielu lat mieliśmy system ochrony danych osobowych, ale jak się okazuje, wysoki standard ochrony tych danych nie zakorzenił się jeszcze dostatecznie mocno i wrósł w naszą świadomość.

Dobry unijny standard legislacji

Były szef RCL przyznaje, że nie wszystkie przepisy unijne są w Polsce uznawane za dobre i przydatne, ale stwierdza, że zarówno generalnie jak i w przypadku ochrony danych osobowych, zasługują one na uznanie. - Unijny standard legislacji, zarówno pod względem merytorycznym jak i formalnym jest wysoki. To jest ten poziom cywilizacyjny, o który walczono i o którym marzono, a teraz to mamy. A jeśli powstają czasem jakieś wątpliwości, to jako państwo członkowskie możemy mieć większy realny wpływ zarówno na to, co jest przedmiotem regulacji, jak na sposób uregulowania - podkreśla dr Aleksander Proksa. I dodaje, że jeśli są jakieś kłopoty we wdrażania tych czy innych unijnych przepisów, to winy i przyczyny należy raczej szukać w kraju niż w organach Wspólnoty. – Bo to jest pytanie, czy my akceptujemy tak wyrafinowane regulacje i tworzące tak złożony system ochrony. Jesteśmy przecież już na tym samym poziomie cywilizacyjnym co kraje starej Unii, a więc powinniśmy uznawać te same standardy - podsumowuje.

 

Warto przeczytać:

UODO: Pięć najczęstszych błędów przy stosowaniu RODO

Milionowe kary za nieprzestrzeganie RODO

Źle wdrożone RODO to straty dla firm