Wytyczne dotyczące ciszy wyborczej i referendalnej opublikowała Państwowa Komisja Wyborcza na swojej stronie internetowej - wskazuje w nich, że od północy 13 października 2023 r. aż do zakończenia głosowania, zabronione jest prowadzenie agitacji wyborczej w jakiejkolwiek formie, w szczególności  zwoływanie zgromadzeń, organizowanie pochodów i manifestacji, wygłaszanie przemówień oraz rozpowszechnianie materiałów wyborczych (art. 107 par. 1
kodeksu wyborczego). Zabronione jest również prowadzenie kampanii referendalnej w jakiejkolwiek formie, w szczególności zwoływanie zgromadzeń, organizowanie pochodów i manifestacji, wygłaszanie przemówień, rozdawanie ulotek.

 

Łączenie kart do głosowania do Sejmu, Senatu i referendum>>

 

Można mówić o frekwencji, ale tylko w wyborach

Agitacją nie są akcje zachęcające do udziału w wyborach - można je prowadzić i w sobotę, i w niedzielę. Co innego namawianie do udziału w referendum - jak wskazuje PKW, frekwencja jest elementem kampanii referendalnej - działania tego rodzaju nie mogą być zatem prowadzone w czasie tzw. ciszy referendalnej. Ale o ile jasne jest, że w czasie ciszy zakazane jest intencjonalne działanie na rzecz podwyższenia frekwencji w referendum, to zastanawia, czy dozwolone jest publikowanie informacji o cząstkowej frekwencji w czasie, gdy otwarte są lokale wyborcze. Jest to utartą praktyką przy relacjonowaniu przebiegu głosowania.

- W przypadku referendum informowanie o frekwencji może być traktowane jako agitacja ze względu na fakt, że od frekwencji zależy wiążący wynik referendum - mówi dr Kamil Stępniak, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. - Jest to zatem element przedmiotowo istotny dla tego głosowania, mam więc wątpliwości, czy publikowanie w czasie ciszy informacji o tym, jaką frekwencję odnotowano w referendum, nie będzie naruszeniem przepisów - wskazuje.

 

Nowość
Prawo wyborcze w Polsce
-20%

Cena promocyjna: 55.2 zł

|

Cena regularna: 69 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 48.3 zł


Dr hab. Krzysztof Urbaniak, prof. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, wskazuje natomiast, że w przepisach jest luka. - Osobiście uważam, że można podawać cząstkowa frekwencję na daną godzinę, nie ma żadnego przepisu, który zakazywałby tego wprost, a obywatel ma prawo do informacji - podkreśla. - Cisza referendalna i wyborcza dotyczy prowadzenia kampanii i agitacji, czyli podejmowania działań, które miałyby kogoś skłonić do podjęcia decyzji politycznych. W przypadku krótkich notek prasowych o tym, ile osób już zagłosowało, nie widziałbym takiego niebezpieczeństwa - ocenia.

 

Rząd z immunitetem na łamanie ciszy?

Problematyczny z punktu widzenia zachowania ciszy wyborczej i referendalnej okazać się może art. 58 ustawy o referendum ogólnokrajowym. Według tego przepisu nie jest kampanią referendalną przekazywanie przez organy władzy państwowej, w tym przez organ zarządzający referendum, informacji mających na celu przedstawianie i wyjaśnianie treści pytań lub zaproponowanych wariantów rozwiązań oraz udzielanie odpowiedzi na pytania obywateli dotyczące referendum. Przy tak gorącej kampanii i pytaniach, które, delikatnie mówiąc, nie są szczególnie neutralne, może to stwarzać pole do nadużyć. Pozwala bowiem koalicji rządzącej na częściowe kontynuowanie kampanii w trakcie trwania ciszy wyborczej np. w formie wyjaśniania wątpliwości zagubionym obywatelom.

 

Sprawdź również książkę: Prawo wyborcze w Polsce >>


- W mojej ocenie przepis daje możliwość obejścia ciszy referendalnej, bo choć - co do zasady - przepis nie pozwala na wartościujące wypowiedzi, to w praktyce niewiele da się zrobić, gdy się takie pojawią - mówi prof. Urbaniak. Wskazuje przy tym, że jego zdaniem nie wpłynie to raczej znacząco na wyniki wyborów. We wspomnianych wyżej wytycznych, być może pomna tego PKW zaapelowała: "o powstrzymanie się od wszelkich działań, które mogłyby zostać uznane za prowadzenie agitacji wyborczej i kampanii referendalnej w czasie, gdy jest to zabronione".

 

Za agitację grzywna, za sondaż milionowa kara

Naruszenie przepisów o ciszy wyborczej jest wykroczeniem. Osoba, która w okresie od zakończenia kampanii wyborczej aż do zakończenia głosowania prowadzi agitację wyborczą podlega karze grzywny od 20 zł do 5 tys. zł (art. 498 kodeksu wyborczego). Analogicznie jest w przypadku naruszenia ciszy referendalnej (art. 84 ustawy o referendum ogólnokrajowym. Znacząco wyższe sumy zapłaci natomiast osoba, która opublikuje sondaże - grozi za to kara aż do miliona złotych (art. 85 ustawy referendalnej i art. 500 kodeksu wyborczego).

 

Wpis z zagranicy, czyn popełniony w Polsce

Warto pamiętać, że cisza wyborcza nie obowiązuje za granicą.  - W 2015 r. zdarzył się przypadek, że jeden z kandydatów do Sejmu miał mieć koncert w Wielkiej Brytanii. Wtedy przewodniczący PKW jednoznacznie wypowiedział się, że nawet jeżeli koncert taki odbędzie się, to nie stanowi to naruszenia ciszy wyborczej, ponieważ ta poza granicami kraju nie obowiązuje - mówi dr Stępniak.

 

Jednak nie żyjemy już raczej w czasach, gdy swoje poglądy wykrzykuje się na ulicy lub drukuje się kartki z zachętami do głosowania na naszą ulubioną opcje, przeważająca część takich czynów będzie miała miejsce w internecie i to niekoniecznie na polskich serwerach, tylko np. na dawnym Twitterze (obecnie X). W takim wypadku można przyjąć zgoła odmienną interpretację.

- Jeśli ktoś za pomocą mediów społecznościowych w okresie ciszy wyborczej publikuje określone posty, komentarze, tweety, chociażby na temat sondaży to tak naprawdę dopuszcza się wykroczenia przewidzianego w kodeksie wyborczym lub w ustawie o referendum ogólnokrajowym - mówi Prawo.pl dr Paweł Czarnecki z Katedry Postępowania Karnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Nawet jeśli w wykroczeniach obowiązuje ogólna zasada, że odpowiedzialność za granicą zachodzi tylko wtedy, gdy przepis szczególny taką odpowiedzialność przewiduje. Jednakże tak naprawdę sprawca (niezależnie od tego, czy jest obywatelem polskim lub cudzoziemcem, który zamieszcza na Facebook, Portalu X, Tik Toku czy na innej platformie w Internecie określone treści, tak naprawdę działa w dwóch miejscach. Miejsce działania może być za granicą, ale przecież skutek nastąpił lub według zamiaru sprawcy miał nastąpić w Polsce - wskazuje. Tym samym sprawca podlega jurysdykcji polskich sądów orzekających w sprawach o wykroczenia. - W praktyce nikt tego nie ściga, zresztą wydaje się, że cisza wyborcza jest anachronizmem, wiele państw ogranicza ją wyłącznie do dnia wyborów, chociaż gdzieniegdzie trwa nawet kilka dni. Uważam, że w dobie rozwoju internetu czy mass mediów wystarczający byłby zakaz agitacji w lokalach wyborczych - podkreśla dr Czarnecki.

 

Nie trzeba usuwać już opublikowanych materiałów

Trzeba zaznaczyć również, że przepisy kodeksu wyborczego i ustawy o referendum ogólnokrajowym nie wymagają usunięcia z przestrzeni publicznej z chwilą zakończenia kampanii wyborczej i referendalnej wcześniej rozpowszechnionych materiałów wyborczych i referendalnych.

Jak jednak podkreśla PKW, materiały te nie mogą być jednak przemieszczane ani modyfikowane. - Ze względu jednak na zakaz agitacji wyborczej i kampanii referendalnej w siedzibach komisji wyborczych materiały znajdujące się w tych siedzibach muszą być usunięte przed rozpoczęciem głosowania. W razie stwierdzenia, że na terenie nieruchomości, na którym mieści się lokal wyborczy, znajdują się materiały wyborcze lub referendalne, obwodowa komisja wyborcza obowiązana jest je usunąć - czytamy w wytycznych.