Krzysztof Sobczak: Czy klauzula besteselerowa może mieć zastosowanie w sporze pisarza Andrzeja Sapkowskiego z producentem gry Wiedźmin w związku z wyjątkowym sukcesem handlowym tego produktu. Przypomnijmy, że pisarz zgodził się kiedyś na 35 tys. złotych, a teraz chce podwyższenia tego honorarium do 60 mln.

Ewa Nowińska: Może, ale sugerowałabym ostrożność w jej traktowaniu i stosowaniu. To jest odpowiednia baza do ewentualnych roszczeń o podwyższenie honorarium w związku z niespodziewanym sukcesem rynkowym produktu, do którego powstania przyczyniło się dzieło autora. Trzeba jednak pamiętać o drugiej stronie tego medalu, a mianowicie o skutkach, jakie mogłoby przynieść przesadne korzystanie z tej klauzuli. Czy w ten sposób nie podcinałoby się skrzydeł tym, którzy przygotowują taki produkt i wprowadzają na rynek.

Autor, którego dzieło zostało wykorzystane do stworzenia takiego produktu ma chyba prawo do odpowiedniego wynagrodzenia?

Oczywiście, że ma. Ale dla mnie fascynujące jest pytanie, ten wsad autora wpłynął na sukces rynkowy tej produkcji. Żeby sięgnąć po inny przykład, to ciekawe jest, na ile książka Alexandry Ripley, bazujących na "Przeminęło z wiatrem" Margaret Mitchell jest tego podstawowego dzieła, a na ile są to nowe utwory. Tam powtarzają się podstawowi bohaterowie, ale to już zupełnie inne dzieło.

Czytaj: Prof. Markiewicz: Andrzej Sapkowski może żądać dodatkowej zapłaty za "Wiedźmina” >>

Czy tę klauzulę bestselerową należy traktować jako środek do usuwania lub niwelowania dysproporcji pomiędzy wynagrodzeniem dla autora wynegocjowanym przed uruchomieniem projektu a zyskami osiągniętym przez producenta na skutek sukcesu rynkowego?

Taka jest idea tego przepisu. Ale zawsze w takiej sytuacji potrzebna jest ocena wpływu tego autora na osiągnięty sukces. Ja nie zazdroszczę sądowi, który będzie musiał rozstrzygnąć spór pomiędzy Andrzejem Sapkowskim i producentem gry „Wiedźmin”. Bo będzie musiał ocenić, na ile jest to utwór wypromowany przez producenta, a na ile ta popularność jest efektem wartości, która została zaczerpnięta z książek Sapkowskiego. Według mnie bardzo trudno będzie to określić. Bo raczej trudno będzie wykazać, że użytkownicy gier zdecydowali się na zakup właśnie tej, bo wcześniej czytali książki Sapkowskiego, albo przynajmniej dotarła do nich sława tej serii, bądź przynajmniej informacje o ich atrakcyjności.

Wyobrażam sobie, że linia walki Andrzeja Sapkowskiego będzie taka, że może i nie czytali jego książek, ale on stworzył w nich tak genialnego bohatera, którego producent ubrał tylko w formułę gry komputerowej. Uznaję wasz wkład, ale wy docencie też mój.

Możliwa jest taka argumentacja, ale druga strona może stwierdzić, że zaczerpnęła z książek tylko pomysł. Ubrali go we własne szaty i osiągnęli sukces. Trzeba więc ocenić, na ile ten pomysł bez tych szat zrobiłby aż taką karierę. Nie zazdroszczę sądowi tego zadania.

 

Cena promocyjna: 55.2 zł

|

Cena regularna: 69 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł


Ale z drugiej strony, co by dały te szaty, gdyby nie ten podstawowy pomysł. Technologia i umiejętności marketingowe producenta mogły nie przynieść aż takiego sukcesu.

To też prawda. Ale wracając do "Przeminęło z wiatrem", tam też był ten problem, na ile sam pomysł i postaci zaczerpnięte z książki Margaret Mitchell wpłynęły na sukces jej kontynuatorki. Na pewno to miało wpływ - może w 50 procentach? - bo wiele pokoleń czytelników było fanami tej książki i jej bohaterów. Jednak "Scarlet" Alexandry Ripley to już całkiem inny utwór. Tak samo ta gra jest innym utworem. Producent wziął pomył i znakomicie go wykorzystał, a następnie wypromował na rynku gier. No i dobrze na tym zarobił. Jakaś partycypacja autora pomysłu w tym sukcesie ekonomicznym jest uzasadniona i zapewne zostanie przyznana przez sąd. Ale czy aż tak wysoka, jak chce autor?

Może to być precedensowa sprawa?

Może, bo ona dotyka poważnego problemu przejmowania i przerabiania różnych utworów na inną technikę i sprzedawania ich w innej postaci. Sprawa jest trudna, ponieważ to jest inny przekaz, przeważnie do innego odbiorcy.

Uczestnicy tego rynku i wspierający ich prawnicy muszą się nauczyć rozwiązywać takie dylematy.  Zaleźć jakiś sposób na opisanie i uregulowanie tego typu relacji?

To jest wyzwanie, chociaż w tym przypadku przewiduję, że rozstrzygnięcie sądu zapadnie na zasadzie słuszności. Prawdopodobnie sąd uzna, że te 35 tys. złotych to za mało, ale z drugiej strony dlaczego mamy odnosić się do tych korzyści, które uzyskał producent w efekcie działań, w których autor pomysłu nie miał już udziału. Sąd będzie tu musiał przyjąć jakieś sprawiedliwe proporcje.