Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział, że zapłaci 30 tys. zł zadośćuczynienia doktorowi Mirosławowi Garlickiemu, wstrzyma się natomiast z wykupieniem ogłoszeń w telewizji do czasu decyzji Sądu Najwyższego.

Na początku grudnia krakowski sąd apelacyjny utrzymał wyrok, na mocy którego Ziobro musi przeprosić Garlickiego za naruszenie jego dóbr osobistych poprzez wypowiedziane na konferencji prasowej pod jego adresem słowa: "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Sąd apelacyjny zmienił też wysokość zasądzonego kardiochirurgowi przez sąd pierwszej instancji zadośćuczynienia - zwiększając je z 7 tys. zł do 30 tys. zł (kardiochirurg domagał się od Ziobry przeprosin i 70 tys. zł zadośćuczynienia).

30 grudnia 2008 krakowski sąd apelacyjny wydał klauzulę wykonalności wyroku, co oznacza, że sam lekarz lub jego pełnomocnik mogą przystąpić do wykonania wyroku, tj. wystąpić do komornika o ściągnięcie kwoty zadośćuczynienia oraz zamieścić na jego koszt przeprosiny. Pojawienie się takiej możliwości przyspieszyło decyzję Ziobry o wypłacie zadośćuczynienia, chociaż były minister nie rezygnuje jeszcze z walki. - Zapłacę te 30 tys., z zastrzeżeniem zwrotu tych środków w przypadku zmiany wyroku - powiedział Ziobro.

Zbigniew Ziobro ma oczywiście prawo do wykorzystania w swojej obronie całej dostępnej procedury sądowej. Może też twierdzić,  że wyrok uważa za niesprawiedliwy. Nie powinien jednak mówić, zapadł on "w niespotykanym, ekspresowym jak na polskie sądy tempie", ponieważ nie odbyło się to wcale aż tak szybko. A po drugie Ziobro jako minister zapowiadał przyspieszenie biegu spraw w sądach, więc teraz nie powinien krytykować, gdy wymiar sprawiedliwości pracuje trochę szybciej.

Nieuprawnione wydają się też twierdzenia Zbigniewa Ziobry, że sankcje, jakie go spotkały są "horrendalnie wysokie i mogą prowadzić do konfiskaty majątku", jak również zarzut, że została naruszona zasada proporcjonalności w zakresie orzeczenia konsekwencji, jakie ma ponieść. Jak by nie współczuć byłemu ministrowi, którego bardzo mogą dotknąć szacowane na 150 - 200 tys. złotych koszty zakupu nakazanych przez sąd ogłoszeń w głównych stacjach telewizyjnych, to nie można zapomnieć, za co ponosi teraz skutki. Jak może mówić o nieproporcjonalnych konsekwencjach ktoś, kto zatrzymanego lekarza nazwał mordercą i ogłosił to podczas konferencji prasowej transmitowanej przez wszystkie telewizje i radia, opisanej przez wszystkie gazety?