Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska: W projekcie ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych zapisano, że wszyscy neo-sędziowie awansowani przez neo-KRS nie mogą nadal zajmować swoich stanowisk. Czy uważa Pan, że jest to sprawiedliwe, czy to jest słuszny kierunek zmian zmierzających do naprawienia praworządności?
Dr Tomasz Zalasiński: Zgadzam się, że status tzw. neo-sędziów powinien zostać przez ustawodawcę możliwie szybko wyjaśniony, z zachowaniem wszelkich standardów niezależności i niezawisłości sędziowskiej oraz sprawiedliwości społecznej i pewności prawa. Doskonale, że ustawodawcę w wypracowaniu prawidłowego rozwiązania wspierają organizacje zrzeszające sędziów. Pragnę zauważyć, że nie można w tych ocenach generalizować i łączyć statusu sędziów sądów powszechnych i sędziów SN. W przypadku „neo-sędziów” zasiadających w SN, mamy bowiem do czynienia z kwalifikowaną postacią wadliwości prawnej przy ich powołaniu. Mianowicie są to osoby powołane na podstawie konkursu ogłoszonego przez Prezydenta na podstawie aktów pozbawionych kontrasygnaty prezesa Rady Ministrów. Konstytucja mówi wprost, że akty Prezydenta wymagają kontrasygnaty dla ich ważności. Należy to rozumieć w ten sposób, że wszystkie akty Prezydenta pozbawione kontrasygnaty są z mocy Konstytucji nieważne. Zwracał na to uwagę zarówno NSA, jak i TSUE. Naczelny Sąd Administracyjny uchylił, jako sprzeczne z prawem, wszystkie uchwały „neoKRS”, dotyczące powołań na stanowiska sędziowskie w SN. Wydał także postanowienie zabezpieczające, mając na celu zapobiegnięcie powołaniu na te stanowiska osób nieuprawnionych. Z tych względów nowa KRS będzie musiała kształtować skład SN od podstaw.
Czy wszystkie orzeczenia wydane przez neo-sędziów są nieważne?
W przypadku sędziów sądów powszechnych, powołanych przez „neoKRS”, powołania te dotknięte są wadą prawną, która nie powoduje nieważności z mocy Konstytucji. Ustawodawca ma zatem szerszą paletę możliwości rozwiązania tego problemu. Jak rozumiem, w wypracowaniu go wspierają ustawodawcę organizacje sędziowskie. Z punktu widzenia zaufania obywateli do państwa i pewności prawa najbezpieczniejsze wydaje się powtórzenie wszystkich konkursów na stanowiska sędziowskie w sądach powszechnych przeprowadzonych przez „neoKRS”.
Wyroki wydane przez neo-sędziów powinny się ostać dlatego, że kształtują one sytuację prawną jednostki. Wszelkie zmiany w obszarze wymiaru sprawiedliwości powinny zostać wprowadzone z uwzględnieniem zasady zaufania obywateli do państwa i pewności prawa. Nie wyobrażam sobie tego, że prawodawca podważa tysiące wyroków wydanych w sprawach indywidualnych. Prawidłowy kierunek w tym zakresie wyznaczył niegdyś TK w orzeczeniu dotyczących asesorów, utrzymując w mocy wszystkie ich rozstrzygnięcia. W przypadku „neosędziów” należy postąpić analogicznie.
Czy przewiduje Pan wznowienia tych postępowań prowadzonych przez neo-sędziów, z których obywatele nie są zadowoleni?
Kształtując kierunek reformy systemu wymiaru sprawiedliwości podstawowymi zasadami, którymi powinien kierować się ustawodawca, muszą być zasady ochrony zaufania obywateli do państwa i pewności prawa. Reforma nie jest dla sędziów, ale dla obywateli.
Czy słuszna jest praktyka przenoszenia sędziów z jednej Izby SN do innej lub orzekania w dwóch jednocześnie?
Kwestia organizacji wewnętrznej SN ma drugorzędne znaczenie. Fundamentalne jednak jest kto w jakiej izbie orzeka. W państwie demokratycznym, funkcjonującym z niezależną i niezawisłą strukturą wymiary sprawiedliwości trudne do wyobrażenia byłoby np. przeniesienie sędziego SN z Izby Cywilnej do Izby Karnej SN. Miejsce Izbie SN jest bowiem ukoronowaniem dorobku zawodowego sędziego w danej dziedzinie prawa. W Sądzie Najwyższym nie można zatem dowolnie przenosić sędziego z jednej izby do drugiej, gdyż odbywa się to z gigantyczną stratą dla obszaru, w którym się dany sędzia specjalizuje. Nie oceniam takiego działania jako roztropnego. Wręcz przeciwnie. Cierpi na tym jakość orzecznictwa.
Dodam, ze praktyka przenoszenie „neosędziów” SN do innych izb w żadnym stopniu nie uzdrowi ich statusu.
W tym kontekście warto przypomnieć sprzeciw sędziego Grzegorczyka, wylosowanego do Izby Odpowiedzialności Zawodowej, którego Prezydent wyznaczył na sędziego tej Izby i który zaskarżył decyzję do Strasburga.
Sędziowie mają prawo i obowiązek walczyć o niezależność i niezawisłość wymiaru sprawiedliwości. Jeśli w tym celu niezbędne jest złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, to tak trzeba zrobić. Całemu procesowi deformowania systemu wymiaru sprawiedliwości towarzyszył bardzo aktywny opór sędziów SN i sądów powszechnych, którzy składali pytania prejudycjalne do ETPCz i TSUE. To jest naturalna konsekwencja, to są instrumenty ochrony niezależności i niezawisłości sądów, które posiada sędzia.
Prezydent zapowiada odsyłanie do TK lub wetowanie każdej uchwalonej przez Sejm ustawy, zwłaszcza dotyczącej wymiaru sprawiedliwości. Czy musimy czekać do końca kadencji Prezydenta z ich uchwalaniem?
Jestem zdania, że obecna większość polityczna ma tak wyrazisty mandat społeczny, któremu towarzyszy wręcz obowiązek niezwłocznego przygotowania, wniesienia i procedowania ustaw w pierwszej i drugiej izbie parlamentu. Nie obawiałbym się przedkładać ich Prezydentowi w obawie, że zostaną zawetowane lub skierowane do TK. Jeśli Prezydent chce się temu mandatowi przeciwstawić, robi to na własną odpowiedzialność.
Biorąc pod uwagę warunki współpracy z Prezydentem, zasadne jest prowadzenie procesu stanowienia prawa w sposób maksymalnie transparentny, włączając w to udział obywateli i ich organizacji.
Pojawiają się głosy niektórych prawników, że Trybunał Konstytucyjny w obecnej formie jest zbędny, czy słusznie?
Genezą kontynentalnego sądownictwa konstytucyjnego jest zinstytucjonalizowana ochrona praw jednostki. W Polsce TK rozpoczął orzekanie w 1985 roku, czyli w okresie, gdy wychodziliśmy z trudnej sytuacji prawnej i ograniczeń w zakresie wolności jednostki. TK jest tzw. negatywnym ustawodawcą, co oznacza, że ma prawo do usuwania niekonstytucyjnych przepisów z systemu prawnego. Broni zatem obywatela przed bezprawiem legislacyjnym, a orzeczenia mają moc równą ustawie. Podobnego skutku nie sposób osiągnąć w drodze tzw. rozproszonej kontroli konstytucyjności.
Obecnie nie mamy jednak TK w kształcie ustrojowym znanym polskiej Konstytucji. Mamy instytucję, która nie mieści się w konstytucyjnej koncepcji podziału władzy, pełniąc funkcję – użyję terminologii piłkarskiej – ustrojowego libero, tj. gracza, który może w zależności od potrzeb, grać na każdej pozycji. TK przypisuje sobie zatem – wbrew Konstytucji – kompetencje z zakresu władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, zaniedbując przy tym kompetencje własne w stopniu haniebnym. Można w tym zakresie podać wiele przykładów, rozstrzygnięcie dotyczące aborcji lub to dotyczące kadencji RPO było przecież jawnym wyręczaniem ustawodawcy, kreowaniem norm konstytucyjnych i rozstrzyganiem w oparciu o nie spraw fundamentalnych dla obywateli i ustroju państwa. W zakresie dotyczącym ustroju Prokuratury TK przyjmuje natomiast pozycję Rady Państwa, organu wykonawczego dyktującemu Radzie Ministrów i Ministrowi Sprawiedliwości – w drodze postanowień tymczasowych – jakie osoby mogą, a jakie nie powinny, pełnić funkcji w Prokuraturze. Dochodzi do tego jeszcze spór TK z UE, TSUE i Sądem Najwyższym.
Wobec tego niezbędne jest odtworzenie TK jako organu niezawisłego i niezależnego stojącego na straży konstytucyjności ustaw, właśnie dlatego, że abstrakcyjny charakter orzeczeń TK ma istotne znaczenie dla obywateli. I tego zadania nie są w stanie wypełnić sądy stosując rozproszoną kontrolę konstytucyjności.