Spór dotyczył rozliczenia się pracownika przedsiębiorstwa, który dysponował pełnomocnictwem do prowadzenia biznesu, a jednocześnie był konkubentem właścicielki. Sąd Najwyższy w Izbie Pracy przyjął skargę kasacyjną, ale ocenił, że muszą ją rozpatrzyć sędziowie z Izby Cywilnej.
Powódka wniosła pozew w styczniu 1999 r. do sądu pracy. Sąd Okręgowy w marcu 2000 r. uwzględnił powództwo o zwrot zaliczek wartości 940 tys. zł. od Piotra K.
Piotr K. prowadził z powódką Małgorzatą P. wspólne gospodarstwo domowe przez ponad 11 lat do 1996 r. Ze związku urodziła im się córka. Małgorzata P. prowadziła przedsiębiorstwo handlu hurtowego i udzieliła Piotrowi K. pełnomocnictwa do prowadzenia spraw związanych z działalnością firmy. Dodatkowo zwarła z pozwanym umowę o pracę na czas nieokreślony na stanowisku dyrektora ekonomiczno-finansowego.
Upadek wspólnej firmy
Powódka od tego czasu nie zajmowała się prowadzeniem przedsiębiorstwa, kończyła studia, zajmowała się dzieckiem. Powód był upoważniony do dysponowania kontami bankowymi. Po kilku latach firma upadła z powodu katastrofalnej sytuacji finansowej i zadłużenia w ZUS.
Czytaj: SA: Wyrok bez rozprawy skutkował nieważnością procesu
Niesporne było, że Piotr K. pobrał zaliczki od stycznia do maja 1992 r. w wysokości 940 tys. zł w ramach pełnomocnictwa, bez wiedzy powódki i nie rozliczył się z nich.
Sąd I instancji uwzględnił powództwo i stwierdził, że 3-letni okres przedawnienia dla odpowiedzialności pracowniczej został przekroczony. Natomiast pobrane zaliczki były pieniędzmi pobranymi nie przez pracownika, lecz przez pełnomocnika "na poczet przyszłych dochodów".
Oddalenie apelacji pozwanego
Sąd Apelacyjny oddalił 14 stycznia 2011 r. apelację pozwanego, potwierdził za Sądem Okręgowym, że Piotr K. odpowiada z art. 415 kc., a nie z kodeksu pracy z art. 114 i art. 124. Ma to znaczenie dla terminu przedawnienia i sąd II instancji przyjął 10-letni okres.
Sąd Najwyższy w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych pierwszy raz rozpatrywał tę sprawę 12 kwietnia 2012 r. Orzekł wówczas, że słuszna jest skarga kasacyjna Piotra K. w zakresie nieprecyzyjnego określenia odpowiedzialności za dług i szkodę. Poprzestanie na twierdzeniu, że podstawą odpowiedzialności za dług jest stosunek pełnomocnictwa, a nie stosunek pracy, niewiele wyjaśnia - zaznaczył SN.
Naprawienie szkody
Sąd Najwyższy zarzucił wówczas Sądowi Apelacyjnemu, że nie wziął pod uwagę art. 471 kodeksu cywilnego , wedle którego " dłużnik obowiązany jest do naprawienia szkody wynikłej z niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania, chyba że niewykonanie lub nienależyte wykonanie jest następstwem okoliczności, za które dłużnik odpowiedzialności nie ponosi."
Ponadto zdaniem SN zabrakło odniesienia się sądu II instancji do faktu, że Piotr K. pobrał zaliczki na utrzymanie i wspólne zakupy nieruchomości. SN miał wątpliwości, czy pobrane zaliczki stanowiły czyn niedozwolony z art. 415 kc.
Odesłanie do Izby Cywilnej SN
Sprawa po latach wróciła do Sądu Najwyższego i na rozprawie 9 maja 2018 r. skład orzekający w Izbie Pracy wydał postanowienie, w którym stwierdził, że z zarzutów kasacji wynika, iż jest to sprawa cywilna, a nie z zakresu stosunku pracy. Przewodnicząca składu sędzia Małgorzata Wrębiakowska-Marzec przekazała ją do rozpatrzenia Izbie Cywilnej SN.
Sędziowie Izby Cywilnej na rozprawie 31 sierpnia dostrzegli brak podpisu jednego sędziego pod "wyrokiem" Sądu Apelacyjnego.
Uchylenie "czynności"
Sędzia sprawozdawca Agnieszka Piotrowska spytała pełnomocników stron, co w takiej sytuacji należy zrobić.
Pełnomocnik interwenienta ubocznego, radca prawny Elżbieta Kosińska-Kozak twierdziła, że nie ma w tej sprawie rozstrzygnięcia, a skargę kasacyjną należy odrzucić. Należy podjąć procedurę odtworzenia postępowania.
Czytaj: WSA wywołał problem wyroków TK wydanych z udziałem "dublerów"
Zdaniem radcy prawnego Jana Rostafińskiego wyroku nie ma i akta sprawy należy zwrócić Sądowi Apelacyjnemu.
Sąd Najwyższy po wysłuchaniu stron, uchylił "czynność określoną jako wyrok Sądu Apelacyjnego".
Dlatego SN uchylił czynność
- W doktrynie panują przynajmniej dwa poglądy dotyczące konsekwencji prawnych braku podpisu sędziego pod orzeczeniem. Według jednej grupy poglądów charakter czynności, gdzie widnieje tylko część podpisów składu orzekającego - to jest nieistniejący wyrok. Zdaniem innej grupy autorów - wyrok istnieje, lecz jest obciążony wadą i musi zostać uchylony - wyjaśniała sędzia Piotrowska. - W tej sprawie Sąd Najwyższy stwierdza, że wyroku nie ma.
Złożenie środka zaskarżenia wymaga odrzucenia.
- Pozostawienie w obrocie takiego "działania" zagraża bezpieczeństwu prawnemu i mogą spowodować poważne perturbacje - podkreśliła sędzia Piotrowska.
Dlatego SN uchylił czynność, która nie jest wyrokiem dla jasności postępowania. A zatem sprawa będzie się dalej toczyć w II instancji.
Sygnatura akt I CSK 300/18, postanowienie z 31 sierpnia 2018 r.