Art. 29 ustawy Prawo zamówień publicznych nakazuje wprawdzie zamawiającemu w sposób jednoznaczny i wyczerpujący określić przedmiot zamówienia, jednak w praktyce zdarza się, że wykonawcy nie mają precyzyjnych i jasnych przesłanek, aby skalkulować oferowaną cenę.
Przykładem niech będą przetargi na wykonanie projektów kanalizacji w gminach, powszechne ostatnio ze względu na możliwość skorzystania z dotacji unijnych. Z punktu widzenia gminy najważniejsze jest podłączenie do kanalizacji określonej liczby budynków. Tymczasem zamawiający wskazuje, że wykonawca, kalkulując oferowaną cenę, powinien uwzględnić długość kanalizacji sanitarnej. Długość ta na etapie określania przedmiotu zamówienia bywa trudna do oszacowania, więc zamawiający określa ją w sposób orientacyjny. Od wykonawców wymaga jednak podania konkretnej ceny, która w przeważającej części przetargów jest jedynym albo głównym kryterium przy wyborze ofert.
Przedsiębiorca może oczywiście zadawać pytania w trybie Prawa zamówień publicznych, domagać się wyjaśnień od zamawiającego. Rynek narzuca jednak tak silną konkurencję, że przedsiębiorcy często dowiadują się o zwiększonym zakresie umowy dopiero w trakcie jej realizacji. Zresztą nawet gdy przedsiębiorcy się dopytują, otrzymują odpowiedź, że orientacyjna długość kanalizacji jest taka a taka, ale wiążąca jest liczba budynków do podłączenia. Po czym okazuje się, że orientacyjna długość została przez zamawiającego drastycznie zaniżona, bo trzeba było zaprojektować kanalizację dwu- lub trzykrotnie dłuższą i same koszty realizacji umowy przewyższyły wartość wynagrodzenia ryczałtowego.
Więcej >>>
Wygrany przetarg może być dla firmy porażką
Wszyscy walczą o to, żeby wygrać przetarg. A czy można potem żałować wygranej? Owszem, można, jeśli specyfikacja istotnych warunków zamówienia została określona przez zamawiającego w sposób nieprecyzyjny lub wręcz wadliwy - twierdzi adwokat Paweł Mazur, doradca w kancelarii Wardyński i Wspólnicy.