Krzysztof Sobczak: Pani kadencja kończy się 30 kwietnia. Na 21 kwietnia zwołane zostało Zgromadzenie Ogólne Sędziów, ale ono nie może się odbyć z powodu wciąż trwającego zagrożenia koronawirusem. To co teraz będzie?

Małgorzata Gersdorf:  Zgromadzenie nie odbędzie się, właśnie w środę 15 kwietnia podjęłam decyzję o odwołaniu tego terminu. To już był trzeci wyznaczony przeze mnie termin. Pierwszy był wyznaczony na 17 marca, następny na 31 marca i kolejny na 21 kwietnia. Wszystkie musiałam odwołać z powodu rozwijającej się epidemii koronawirusa. Zresztą te dwa ostatnie terminy to już były po zakreślonym w ustawie czasie nie mniej niż sześciu tygodni przed upływem kadencji na dokonanie tej czynności.

Ta nadzwyczajna sytuacja jest usprawiedliwieniem, ale kiedyś te wybory kandydatów, spośród których prezydent powoła pierwszego prezesa, powinny się odbyć.

Oczywiście, i dlatego wyznaczyłam ten trzeci termin na 21 kwietnia, ale teraz okazuje się, że on też jest nierealny. W tej sytuacji, jaką obecnie mamy w kraju, gdy skala epidemii osiąga chyba swój szczyt, zabronione są takie zgromadzenia, a w tym powinno wziąć 97 osób plus obsługa. Do tego wielu sędziów, którzy mieszkają w różnych miastach, sygnalizowało mi swoje obawy przed koniecznością przyjazdu do Warszawy. A to w większości są ludzie starsi, czyli z tej grupy najbardziej zagrożonej zakażeniem.

Kto będzie kierował Sądem Najwyższym po 30 kwietnia, jeśli do tego czasu nie zostanie powołany nowy pierwszy prezes?

Nie ma takiego ryzyka, żeby Sąd Najwyższy pozostał bez kierownictwa. Jeśli nie będzie powołanego pierwszego prezesa to po moim odejściu na zasadzie art. 14 paragraf 2 ustawy o Sądzie Najwyższym obowiązki przejmie najstarszy stażem prezes kierujący izbą,

Pani będzie musiała powołać tego najstarszego stażem prezesa do pełnienia obowiązków?

Nie, on obejmie te obowiązki z mocy ustawy.

A jeśli w końcu odbędzie się zgromadzenie, to widzi pani jakichś kandydatów, którzy mogą być zgłoszeni?

Gdyby takie zgromadzenie odbyło się, to na pewno na pewno "starzy" sędziowie, czyli ci powołani przed powstaniem nowej Krajowej Rady Sądownictwa, zgłoszą swojego kandydata.

 

On będzie raczej bez szans u prezydenta.

Zapewne tak, ale zgłoszą dla zasady. Ale nie wiem, kto to mógłby być.

A spośród tych sędziów, którzy mogą liczyć na aprobatę prezydenta, ma pani jakieś typy?

Mówi się o sędzi Małgorzacie Manowskiej z Izby Cywilnej, że może być zgłoszona i wtedy mogłaby być powołana przez prezydenta. A druga potencjalna kandydatka, o której się mówi, to Joanna Lemańska, prezes kierująca Izbą Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Obie są już z nowego naboru do Sądu Najwyższego i obie mają solidne przygotowanie zawodowe i naukowe, więc przynajmniej pod tym względem mają przewagę w stosunku do znacznej części nowych sędziów.

A gdyby jedna z tych pań została powołana przez prezydenta, to jakie byłyby rokowania na pełnienie roli pierwszego prezesa.

Jak już mówiłam, nie mam zastrzeżeń do ich przygotowania merytorycznego, obie też nie angażowały się jakoś wyraziście, w przeciwieństwie do niektórych nowych sędziów, w spory toczące się w ostatnich latach wokół Sądu Najwyższego. Ale obu pań dotyczy "grzech pierworodny", jakim jest powołanie ich na urząd z udziałem powołanej niezgodnie z konstytucją Krajowej Rady Sądownictwa.
Atutem pani Manowskiej jest to, że jest sędzią, przed powołaniem do Sądu Najwyższego orzekała w sądzie apelacyjnym, a więc można zakładać, że ma zakodowane pewne sędziowskie cechy i standardy, że chce i potrafi być niezależnym sędzią.

Spodziewa się pani, że mimo tego "grzechu pierworodnego", gdyby została pierwszym prezesem to mogłaby się oderwać od politycznych konotacji i zostać niezależnym szefem Sądu Najwyższego? Przypomnijmy, że od dawna jest związana z PiS, była wiceministrem sprawiedliwości u boku Zbigniewa Ziobro, cały czas jest dyrektorem podległej ministrowi Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury.

To prawda i tych konotacji nie da się łatwo wymazać. Ale nie można wykluczyć takiego scenariusza, o którym pan mówi w odniesieniu do obu tych kandydatek, bo historia zna takie przypadki. Bardzo jestem ciekawa, jak to się potoczy, ale na pewno będzie to już inny Sąd Najwyższy. Pozostaje w nim kilkudziesięciu "starych" sędziów, w tym jeszcze przez jakiś czas ja, no i ta grupa będzie na razie stanowić większość w Sądzie Najwyższym. Na pewno wzmocni się ta nowa mniejszość, która będzie uzupełniana przez kolejne nominacje. A ponieważ pozostaje spór o status nowych sędziów i ich prawo do orzekania, to nie umiem sobie wyobrazić, jak nowy pierwszy prezes sobie z tym poradzi. Poważny rozdźwięk pomiędzy tymi dwoma grupami sędziów jest faktem, więc nie wiem czy i jak mój następca zechce go niwelować. Mam nadzieje jednak, że Sąd Najwyższy pozostanie nadal niezależnym sądem z niezawisłymi sędziami.