Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska: Skąd się bierze źródło rozbieżności w uchwałach siódemkowych między Izba Cywilną a Izbą Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego w sprawach o ochronę dóbr osobistych i zadośćuczynienie? Zdaniem tej drugiej Izby osobie bliskiej poszkodowanego, który na skutek czynu niedozwolonego doznał ciężkiego i trwałego rozstroju zdrowia, nie przysługuje zadośćuczynienie pieniężne. Sędziowie Izby Cywilnej - w tym pani - twierdzi inaczej. Dlaczego?

Marta Romańska:  Trzeba zacząć od kwestii organizacyjnych, które są bardzo niepokojące, bo do takich sytuacji, jak ta, o której rozmawiamy, może dochodzić także w przyszłości, w sprawach o dowolnym przedmiocie i dużej doniosłości społecznej.  W strukturze SN pojawiła się Izba Kontroli Nadzwyczajnej, której kompetencje – ze względu na nadzwyczajny środek prawny, do rozpoznawania którego została umocowana – wkraczają w sferę spraw i postępowań cywilnych, karnych, pracy, ubezpieczeń społecznych. Osobnym problemem jest to, że skarga nadzwyczajna nie została w przemyślany sposób włączona w system środków zaskarżenia, jej konstrukcja jest niespójna choćby z konstrukcją skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem prawomocnego orzeczenia. Marnuje się w ten sposób siły i środki wymiaru sprawiedliwości, a ma to miejsce w sytuacji, gdy słyszymy, że z uwagi na nadchodzący kryzys należałoby rozsądnie wydawać pieniądze budżetowe i oszczędzać. Ilość spraw powierzonych do rozpoznawania Izbie Kontroli Nadzwyczajnej nie jest imponująca. Ta Izba wyraźnie odstaje poziomem obciążenia od pozostałych, pomijam Dyscyplinarną, z przyczyn oczywistych.

W związku z rozpoznawaniem skarg nadzwyczajnych, Izba Kontroli Nadzwyczajnej zajmuje się także sprawami cywilnymi, w tym takimi, w których występują problemy objaśnione wcześniej w Izbie Cywilnej. Jej kompetencje zaczynają się przenikać z kompetencjami Izby Cywilnej i odnosi się wrażenie, że powstała Izba nad Izbami, która właściwiej zinterpretuje przepisy, o wykładni których wypowiadały się przez całe lata Izba Cywilna, Karna, Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. W składach rozpoznających sprawy cywilne w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej zasiadają – tak samo, jak w składzie, który podjął omawianą uchwałę – nie tylko prawnicy specjalizujący się w prawie cywilnym, ale i specjaliści w prawie karnym i administracyjnym.

Czytaj: Prof. Zoll: TK nie może oceniać uchwał Sądu Najwyższego>>

Dobrze byłoby zachować w działalności orzeczniczej wartość, która dla Sądu Najwyższego była dotąd wartością samą w sobie, a mianowicie jednolitość orzecznictwa. Taki obowiązek nakłada na Sąd Najwyższy ustawa. Oczywiście, są przepisy, do ustalenia wykładni których dochodzi się długo, z różnych powodów. Jeśli ich wykładnia powoduje wątpliwości, to te wątpliwości zwykle rozstrzyga najpierw skład trzech sędziów. Jeśli skład innych trzech sędziów ma wątpliwości, co do tej wykładni, to problemem zajmuje się skład siedmiu sędziów. Jeśli skład siedmiu sędziów wypowie się w jakiejś sprawie, to nie znaczy, że jest to ponadczasowa interpretacja, mająca mieć zastosowanie na zawsze. Ta zmiana jednak nie odbywa się drogą uchwalania kolejnej „siódemki”, przeciwko innej „siódemce”. W takim przypadku problem przedstawiany jest składowi całej Izby. Tymczasem uchwała siedmiu sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej zapadła ze świadomością istnienia uchwały siedmiu sędziów Izby Cywilnej SN w tej samej kwestii prawnej... Ściślej – trzech uchwał siedmiu sędziów, z tej samej daty, lecz w wydanych w innych sprawach.

Jeśli organizacyjnie ustawodawca tworzy takie możliwości wykładani i stosowania prawa na najwyższych szczeblach wymiaru sprawiedliwości, to jest to dziwne i niepokojące. Jeśli już, to uchwała tego rodzaju mogłaby być podjęta przez całą Izbę Kontroli Nadzwyczajnej.

Jakie będą konsekwencje dwóch odmiennych uchwał?

Niepewność w procesie stosowania prawa. Do Izby Cywilnej wpłynął wniosek Rzecznika Finansowego z 13 grudnia 2019 r. z pytaniem, która z tych uchwał ma kształtować praktykę i jak uczestnicy obrotu prawnego mają postępować wobec rozbieżności między uchwałami wydanymi w składach siedmiu sędziów w obu Izbach SN. Rzecznik – jak wynika z uzasadnienia wniosku – przychyla się raczej do stanowiska Izby Cywilnej, twierdząc, że podziela pogląd wyrażony w uchwale siedmiu sędziów tej Izby i we wcześniejszych orzeczeniach, a swoją praktykę do tego poglądu dostosowały firmy ubezpieczeniowe i inni adresaci norm prawa cywilnego. Problem dotyczy wykładni art. 23 kc, art. 24 kc, art. 448 kc.

Czyli powództwa o ochronę dóbr osobistych.

Sposób uregulowania ochrony dóbr osobistych  jest uwarunkowany tradycją historyczną. Prawo cywilne normowało najpierw i bardziej szczegółowo stosunki majątkowe. To, co jest dobrem niematerialnym człowieka stopniowo zyskiwało bazę dla ochrony prawnej na gruncie prawa cywilnego.

Najściślej związanymi z człowiekiem są takie wartości niematerialne jak życie i zdrowie. One najwcześniej objęte zostały ochroną prawną. W przedwojennych przepisach Kodeksu zobowiązań ustawodawca przewidział stanowiące ku temu podstawy, odpowiedniki  dzisiejszych art. 444 - 446 k.c.. Na tej podstawie roszczeń o naprawienie szkody majątkowej i krzywdy wywołanej rozstrojem zdrowia mógł żądać ten, czyje dobro w tej postaci ucierpiało. Życie jest taką wartością, której utraty nie skompensujmy temu, przy kim pozostawała. W razie utraty życia przez zobowiązanego do alimentacji ustawodawca przewidział jednak roszczenie kompensujące szkodę majątkową, odnoszącą się do utraty środków utrzymania na rzecz tego, wobec kogo zmarły spełniał obowiązek alimentacyjny. W art. 166 kodeksu zobowiązań ustawodawca stworzył podstawę do naprawienia krzywdy wyrządzonej najbliższym członkom rodziny zmarłego, a dobrem, które w ten sposób chronił nie było przecież życie, bo to dobro odeszło z tego świata ze zmarłym, ale wieź rodzinna, emocjonalna, która zmarłego łączyła z najbliższymi członkami rodziny. Przepis wyraźnie stanowił o doznanej przez nich krzywdzie moralnej, krzywdzie własnej, doznanej wskutek utraty własnego, a nie cudzego dobra. Zadośćuczynienia były przyznawane dla tych osób pod rządami Kodeksu zobowiązań. W minionym ustroju zostały uznane za niestosowaną formę rekompensaty krzywdy.

Czytaj: SN: Izba Dyscyplinarna nie jest legalnym sądem>>

Z czasem ochrona dóbr osobistych zyskała podstawy w art. 23 i 24 k.c. oraz art. 448 k.c., obok tej ochrony, dla której podstawą są art. 444 - 446 k.c., a w ramach otwartego katalogu dóbr osobistych sądy zaczęły udzielać ochrony, także majątkowej, nie tylko zdrowiu.

Trzeba jednak zauważyć, że istnienie dobra osobistego w postaci więzi rodzinnych jest przedmiotem sporów, nie tyko w polskim orzecznictwie, ale i w nauce. W innych systemach prawnych ochrona jest mu udzielana coraz powszechniej.

Było to więc zerwanie więzi rodzinnych? Czy Izba Kontroli Nadzwyczajnej tych wartości nie uznaje za godne ochrony?

Izba Kontroli Nadzwyczajnej wypowiedziała się wprost o tym, że spowodowanie stanu wegetatywnego nie uzasadnia roszczenia najbliższej osoby o zadośćuczynienie, ale w motywach poddała w wątpliwość także uwzględnianie więzi rodzinnych jako doba osobistego. Krytycy stanowiska o takim charakterze dóbr osobistych wychodzą z założenia, że dobrem osobistym mogą być wyłącznie wartości osobiste bezpośrednio związane z jednostką, a nie te o charakterze interpersonalnym. Więź rodzinna wymaga relacji dwojga ludzi ze sobą i dobro to istnieje, jeśli ludzie tworzą takie relacje.

Ja twierdzę, że człowiek jest niewątpliwie istotą społeczną i szereg dóbr osobistych jest konsekwencją jego społecznego funkcjonowania. Wystarczy wymienić dobre imię, któremu nikt nie odmawia przymiotu dobra osobistego, a które nie istnieje bez kontekstu społecznego, bez oceny, jak człowiek może być odbierany przez innych i ile w ich oczach stracić. Dalej wymienię tożsamość, która w pewnym jej aspekcie jest konsekwencją pochodzenia od określonych osób, a w innym – społeczności, w której człowiek funkcjonuje. Nikt dziś nie kwestionuje miejsca kultu pamięci osoby zmarłej wśród dóbr osobistych, a wynika on przecież z uprzedniej więzi z nim.

Innym argumentem podnoszonym w tej dyskusji jest twierdzenie, że dobro osobiste jest wartością, z której ludzie korzystają uniwersalnie, a – nieco upraszczając – nie każdy ma rodzinę. W klasyfikacji ustalanej obiektywnie nie może jednak chodzić o to, jakie wartości niematerialne w danym czasie wiążą się z tym a nie innym człowiekiem, ale o to, jakie wartości są mu potencjalnie, jako człowiekowi właściwe i dla jego człowieczeństwa charakterystyczne. Człowiek zawsze ma rodziców, co jest istotne dla jego tożsamości. Inne więzi stworzy lub nie, ale ma ku temu potencjał. Nawiasem mówiąc, za dobro osobiste system uznaje też twórczość naukową, artystyczną, a przecież wielu ludziom nie zdarzyło się stworzyć dzieła o takim charakterze. Za dobro osobiste uważa się wolność w różnych jej aspektach, a wielu ludzi przez całe swoje życie z tej wartości, choćby w wymiarze przemieszczania się, nie korzysta.

Akceptowanie więzi rodzinnej w katalogu dóbr osobistych to jest znamię czasu. Do tej wartości coraz częściej odwołują się też międzynarodowe organy ochrony prawnej. Ostatnio na przykład, Europejski Trybunał Praw Człowieka w sprawie  Solska i Rybicka przeciwko Polsce, a zatem dotyczącej naruszenia praw w związku z ekshumacjami po katastrofie smoleńskiej uznał, że ekshumacja szczątków zmarłych mężów skarżących, przeprowadzona pomimo sprzeciwu skarżących, może zostać uznana za zakłócającą ich relacje rodzinne w taki sposób i w takim stopniu, że stanowiła ingerencję w ich prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego. 

A zatem, początek rozbieżności w linii orzeczniczej kształtowanej w obu Izbach Sądu Najwyższego tkwi w różnym rozumieniu relacji między najbliższymi jako dobra osobistego. I ten wątek przewija się przez orzecznictwo jako zagadnienie dyskusyjne. Ustawodawca od czerwca 2008 roku stworzył szerokie podstawy dochodzenia zadośćuczynień za naruszenia dóbr osobistych, a po czym ustalił też normę (art. 446 § 4 k.c.), która jest odpowiednikiem dawnego art. 166 Kodeksu zobowiązań. Przepis stanowi, że zadośćuczynienia można dochodzić w razie śmierci - wskutek czynu niedozwolonego - osoby najbliższej. Są tacy, którzy dochodzących takich roszczeń nazywają pośrednio poszkodowanymi. Za wartość, w którą godzi czyn niedozwolony, powodujący skutek w postaci śmierci, uznają zatem wyłącznie życie. Tymczasem sprawca wypadku drogowego zwykle nie narusza normy, która zakazuje zabijania człowieka, ale normę, która wyznacza zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Wskutek tego naruszenia ktoś traci życie, a ktoś mu najbliższy dobro w postaci więzi łączącej go ze zmarłym.

Osobną kwestią jest sposób kompensowania naruszenia, gdy dobro jest niematerialne i żadna siła ani kwota pieniędzy nie może go przywrócić cierpiącemu. Pieniądze w tym wszystkim są półśrodkiem, ale takim, po który sięgamy z braku jakiegokolwiek innego.

Czy zadośćuczynienie za zerwanie więzi należy się rodzinie, gdy osoba najbliższa nie umiera a pozostaje w stanie wegetatywnym czy bardzo ciężkim uszkodzeniem ciała?

Jeśli więź rodzinna istniała, jako wartość, była pielęgnowana, to znalezienie się najbliższego nagle w stanie wegetatywnym prowadzi do faktycznego jej zerwania, nie z woli i na skutek działania osób sobie najbliższych, ale przez czynnik zewnętrzny. Taka sytuacja zmienia jakość funkcjonowania rodziny, chociaż jej członek żyje. W takiej relacji też istnieją emocje, ale są to zwykle emocje bez interakcji, jednostronne. Relacje wzajemne budują więź. Trudno o jej budowanie, gdy najbliższy wymaga zaspakajania potrzeb bytowych, fizjologicznych, ale na powrót relacji właściwych funkcjonowaniu w rodzinie nie ma co liczyć. Moim zdaniem, osoba, którą spotkało takie nieszczęście także doznaje krzywdy, a jej dotkliwość bywa większa niż w razie śmierci najbliższego. Zdarza się, że pozostaje w roli opiekuna osoby w stanie wegetatywnym, przyglądającego się cierpieniu najbliższego, dłużej niż trwałby okres żałoby, po przeżyciu której ludzie zwykle układają sobie świat na nowo. Powiedzenie powodowi w takiej sytuacji, że niewiele się u niego zmieniło, że czyn niedozwolony wywołał skutki tylko dla zdrowia jego najbliższego jest niesłuszne.

W takiej sytuacji I prezes SN powinien zwołać obrady połączonych izb w celu usunięcia rozbieżności w drodze uchwały?

Być może tak. Problemem jest jednak, szczególnie po wejściu w życie ustawy z 20 grudnia 2019 r. zmieniającej ustawę o Sądzie Najwyższym, już nie tylko status sędziów, ale i całej Izby Kontroli Nadzwyczajnej. W świetle tej nowelizacji zyskała ona status sądu nad Sądem Najwyższym, co zbliża jej pozycję do pozycji Izby Dyscyplinarnej w SN.

Z drugiej strony zaistniała rozbieżność w orzecznictwie nie dotyczy wszystkich roszczeń we wszystkich sytuacjach. Zdarzają się przecież powództwa o zadośćuczynienie, gdy stopień uszczerbku na zdrowiu najbliższych powodom nie prowadzi do stanów wegetatywnych. Takich przypadków nie dotyczy uchwała Izby Cywilnej ani też Izby Kontroli Nadzwyczajnej.

20 kwietnia Trybunał Konstytucyjny powiedział w orzeczeniu, że uchwała 3 połączonych Izb nie istnieje. Jak pani sędzia odbiera te postanowienia, jako sędzia sprawozdawca uchwały z 23 stycznia 2020 r.?

Dziwi mnie, że Trybunał zebrał się mimo zakazu zgromadzeń w okresie pandemii. Sąd Najwyższy dostosował swoje działania do obowiązujących zakazów. Skoro TK, mimo zagrożenia, jakie przez to stworzył, postanowił jednak orzekać, to powinien zachować obowiązującą go zasadę rozpoznania spraw w kolejności wpływu. Przypominam, że spór kompetencyjny Prezydenta z SN pozostaje nierozstrzygnięty od 2017 r. W tamtym jednak przypadku, jakieś przynajmniej potencjalne pole do stwierdzenia sporu kompetencyjnego istniało, bo chodziło o konkretną sprawę. SN miał w niej wyjaśnić zagadnienie prawne. Tymczasem Prezydent uznał, że przed wyjaśnieniem tego zagadnienia przez SN, niejako w miejsce tego wyjaśnienia, może wykonać własną kompetencję - prawo łaski wobec Mariusza K., którego status – w związku z zawieszeniem postępowania przed SN w oczekiwaniu na rozstrzygnięcie sygnalizowanego sporu kompetencyjnego – nadal pozostawia wątpliwości.

Przyznam, że nie spodziewałam się po TK innych orzeczeń niż te, które zapadły w odniesieniu do uchwały z 23 stycznia 2020 r.

Obstaję przy stanowisku, że o żadnym sporze kompetencyjnym nie ma mowy. Jestem całkowicie przekonana, że ani Prezydent, ani Premier, ani Sejm nie pozostawał w sporze kompetencyjnym z Sądem Najwyższym, gdyż Konstytucja i ustawy zwykłe nie przyznają tym organom takich kompetencji, jakie ma Sąd Najwyższy, sprawujący nadzór judykacyjny nad pozostałymi sądami. SN nie stworzył w uchwale, której byłam sprawozdawcą żadnej nowej normy. Wyłożył normy istniejące w systemie prawym od dziesięcioleci, a to jest kompetencja tylko sądów sprawujących wymiar sprawiedliwości. TK nie ma takiego statusu i nie wolno mu orzekać o jakimkolwiek orzeczeniu sądowym, w tym także uchwale połączonych Izb SN.

 

Cena promocyjna: 66.75 zł

|

Cena regularna: 89 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 71.2 zł