Dlaczego wybory kandydatów na I Prezesa Sądu Najwyższego przebiegają tak długo? Dlaczego spory między sędziami są tak zaciekłe? Przecież w poprzednich latach wyłaniano kandydatów w jeden dzień.

Czytaj: 
Sędziowie nie wybrali kandydatów na I prezesa Sądu Najwyższego - Zgromadzenie przerwane>>
Zaradkiewicz zrezygnował, Stępkowski pokieruje Sądem Najwyższym>>
 

Przyczyn jest wiele. Po pierwsze - wybory poprzednich pierwszych prezesów odbywały się pod rządami regulaminu ustanowionego przez samo Zgromadzenie Ogólne, a nie przez Prezydenta RP, który stoi po stronie jednej partii.

Po drugie - uprawnienie prezydenckie w tym zakresie ukształtowała ustawa o Sądzie Najwyższym z 8 grudnia 2017 r. , która zmieniła strukturę sądu i mocno nadwyrężyła nie tylko procedury demokratyczne, ale stoi ona w sprzeczności z fundamentalnymi zasadami Konstytucji, czyli między innymi niezawisłością sędziowską.

Po trzecie - nad Sądem Najwyższym - "wiszą" jak miecz Demoklesa - wyroki Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, które stanowią, że nowe Izby SN nie spełniają standardów wynikających z prawa europejskiego. Wobec tego sędziowie wybrani przez KRS w poprzednich latach kwestionują uprawnienia do orzekania osób powołanych do Izby Dyscyplinarnej i Izby Kontroli Nadzwyczajnej z udziałem nowej KRS. Stąd konflikty.

Sędziowie powołani przez nową Krajową Radę Sądownictwa chcą jak najszybciej zakończyć wybory pięciu kandydatów na I prezesa (a nie jak do tej pory dwóch), by przedstawić je Prezydentowi. "Starzy" sędziowie obawiają się, że udział w Zgromadzeniu Ogólnym sędziów, których status jest wątpliwy spowoduje, że na czele SN stanie osoba nieuprawniona. A sam Sąd Najwyższy podzieli los Trybunału Konstytucyjnego.

A przecież Trybunał, niekwestionowany do 2017 roku autorytet prawny, stał się łupem politycznym i organem niewiele dziś znaczącym. Zatem spór w Sądzie Najwyższym o kandydaturę I Prezesa sięga dużo dalej - poza samo Zgromadzenie Ogólne. To jest spór o demokratyczne państwo.

Argumenty tzw. "nowych sędziów", to pragnienie ładu i sprawności, a także sprawiedliwości społecznej. Nie bez znaczenia pierwszym ruchem nowego pełniącego obowiązki I prezesa było usunięcie z hallu Sądu fotografii  pierwszych prezesów z czasów PRL.  Kolejnym krokiem byłoby - jak oświadczył Kamil Zaradkiewicz - budowanie instytucji na "trwałych fundamentach odcinając się od haniebnego dziedzictwa okresu komunizmu".

"Dziedzictwo komunizmu" - to kilku sędziów ze starego rozdania, którzy rozpoczęli orzekanie jeszcze w PRL. W sądach rejonowych. Ale też uczyli się z komunistycznych podręczników prawa, na wydziałach prawa, które wydały też obecnych ministrów, posłów, wysokich urzędników. A więc - ten argument to zasłona dymna. Ma ona uwiarygodnić odświeżony nową krwią Sąd Najwyższy. Jednak w istocie może doprowadzić do katastrofy, którą będzie - upolitycznienie Sądu Najwyższego. A upolitycznienie to wyroki na życzenie władzy, czyli z prokuratorem nigdy nie wygramy!

 

Sprawdź również książkę: Leon Petrażycki i współczesna nauka prawa >>