Czytaj: Dwoje sędziów wskazanych przez poprzednią KRS zasili SN >>
Małgorzata Wąsek-Wiaderek i Paweł Wiliński są profesorami z uznanym dorobkiem naukowym, oboje też mają za sobą solidną praktykę ekspercką związaną z orzecznictwem - ona w Sądzie Najwyższym, on w Trybunale Konstytucyjnym. Oboje też przeszli porządną weryfikację jako kandydaci, według procedury wymaganej przez poprzednią ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa.
Jednak raczej nie te argumenty zdecydowały o wreczeniu im nominacji, bo prezydent o tym wszystkim wiedział od czerwca ubiegłego roku, kiedy to trafiły do niego te wnioski. Zresztą nie po to chyba proponował i wspierał zmiany w ustawach o KRS i Sądzie Najwyższym obniżające te wszystkie standardy, by teraz siegnąć po kandydatów wybranych według tych z obrzydzeniem odrzuconych zasad.
Nie po to chyba też prezydent tyle razy powtarzał tezę o "sędziowskiej kaście" i o potrzebie odnowy w Sądzie Najwyższym, by teraz powołać sędziów, którzy symbolami takiej "odnowy" być nie mogą. Nie dlatego, że pracowali w tym złym Sądzie Najwyższym, tylko dlatego, że spełniają wszystkie kryteria przypisywane "kaście". Oboje są wręcz wzorcowymi kadydatami na sędziów najważniejszego sądu, ale według tradycyjnych zasad. I przeciwieństwem tych kryteriów, które przy poparciu prezydenta wprowadziła obecna władza.
Czytaj: Prezydent nie powołuje trójki sędziów do SN >>
Czy teraz Wąsek-Wiaderek i Wiliński nie mieliby szans na uzyskanie pozytywnej opinii KRS i nominacji prezydenta? Być może mieliby, gdyby byli jakoś związani z ministrem sprawiedliwości, albo przygotowali jakieś ekspertyzy uzasadniające "dobrą zmianę" w wymiarze sprawiedliwości. Ale oni tego nie zrobili i dlatego przez prawie półtora roku ich dukumenty leżały u prezydenta.
Dlaczego więc teraz zostali powołani? Jedyny powód jaki może się nasuwać, to zaplanowane na 16 listopada wysłuchanie przed Wielką Izbą Trybunału Sprawiedliwości UE. Polski rząd będzie tam prezentował stanowisko wobec skargi dotyczącej zgodności z unijnym prawem nowej ustawy o Sądzie Najwyższym i być może chce pokazać, że do SN powołuje się teraz nie tylko kolegów i współpracowników ministra-prokuratora generalnego. Tylko ktoś może spytać, dlaczego te nominacje czekały półtora roku i zostały wręczone właśnie teraz. A także, czy te wyjątki od reguły coś zmieniają?