Jak nówi Gazecie Wyborczej, politycy mieliby decydować, kto zostanie sędzią, dzięki całkowitemu zdominowaniu Krajowej Rady Sądownictwa przez osoby wybrane z ich woli.
Czytaj: Rząd już ma plan zmian w wymiarze sprawiedliwości>>
Do tego prezydent wybierałby sędziego spośród kilku kandydatów. Tym samym decydowałby, kto może pełnić tę funkcję.
Prezes "Iustitii" podkreśla, że władza polityczna miałaby decydować nie tylko o tym, kto zostanie sędzią, ale i o tym, kto ma przestać nim być. Postępowania dyscyplinarne ma prowadzić jakaś specjalna izba Sądu Najwyższego, nad którą kontrolę sprawowaliby politycy: prezydent, mianując jej prezesa, i prokurator generalny – przez prokuratorów, którzy mieliby być rzecznikami dyscyplinarnymi.
W takiej sytuacji trudno będzie mówić, że władza sądownicza jest niezależna od politycznej. A to jest warunek konieczny, by sądy były sądami nie tylko z nazwy - stwierdza Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
Źródło: Gazeta Wyborcza / Autor: Ewa Siedlecka
Czytaj: Stowarzyszenia sędziowskie: rząd zmierza do podporządkowania sądów politykom>>