Krzysztof Sobczak: Minister sprawiedliwości odwołuje kolejnych prezesów sądów oraz ich zastępców i na ich miejsce mianuje nowych ludzi. Przybywa też protestów przeciwko tej akcji, zarówno wystąpień indywidualnych, jak choćby ta odwołanej prezes Sądu Okręgowego w Krakowie, czy uchwał zgromadzeń sędziowskich. Czy to jest już jakiś masowy ruch?
Krystian Markiewicz: Owszem, jest wielka niezgoda sędziów na to, co się dzieje. To fakt, że jest już tych kilkadziesiąt osób, które przyjęły stanowiska prezesów czy wiceprezesów na podstawie zmienionej w lipcu ustawy. Ale też część z nich już rezygnuje, bo okazuje się, że nie będą mieli z kim współpracować, bo taki jest opór w sądzie.
Czy ta rezygnacja nowego prezesa w Żorach w parę dni po nominacji, to taki właśnie przypadek?
W oświadczeniu tego sędziego podane były dwa motywy – względy osobiste i dobro wymiaru sprawiedliwości. Nie wiemy o jakie względy osobiste mogło chodzić, ale ten drugi motyw ja interpretuję w ten sposób, że gdy nie ma warunków do pracy gwarantujących niezależność sądów i niezawisłość sędziów, to dobro wymiaru sprawiedliwości wymaga dymisji. A tu warto dodać, że to był drugi w Polsce sąd pod względem sprawności postępowania. Dlaczego więc jego został odwołany prezes jednego z najlepszych sądów? To pokazuje, że tak naprawdę nie chodzi o żadną reformę mającą usprawnić sądy, tylko o skok na stanowiska.
Są chętni na te stanowiska.
To prawda, tych kilkadziesiąt stanowisk minister obsadził, ale pamiętajmy, że w Polsce jest 10 tysięcy sędziów. Być może jeszcze znajdą się kandydaci na stanowiska w kolejnych sądach, do tego jest jeszcze stukilkudziesięciu sędziów w Ministerstwie Sprawiedliwości, ale jestem przekonany, że przygniatająca większość sędziów tego nie akceptuje. Przykład pani prezes Beata Morawiec z Krakowa, która nazwała rzecz po imieniu, że opublikowane powody jej dymisji są nieprawdziwe i naruszają jej dobra pokazuje, że nie ma zgody na takie metody. I ona nie jest w tym osamotniona, bo przecież poparła ją większość krakowskich sędziów. Sędziowie pokazują, że nie będą milczeć gdy łamie się prawo i kiedy wysadza się w powietrze wymiar sprawiedliwości.
Czytaj: Zdymisjonowana prezes SO w Krakowie żąda odwołania przez MS zarzutów wobec niej>>
Ale to jakoś nie osłabia impetu ministra, a wiceminister Łukasz Piebiak powiedział niedawno, że nie brakuje kandydatów na zwalniane stanowiska.
Myślę, że jest w tym sporo czarowania rzeczywistości. Znamy już wiele przypadków, gdzie nie może dojść do wymiany kadry kierowniczej właśnie ze względu na brak chętnych. Jak choćby w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach, czy w Sądzie Okręgowym w Gliwicach, gdzie są prowadzone rozmowy i kolejni sędziowie odmawiają przyjęcia funkcji wiceprezesa. Podobnie jest w Sądzie Okręgowym w Łodzi, gdzie niema wszyscy sędziowie stanie w obronie Prezesa tego Sądu. Albo taka sytuacja jak ta w Lublinie, gdzie prezes Sądu Apelacyjnego przedstawił trzech kandydatów na stanowisko wiceprezesa, ale minister żadnego z nich nie chce zaakceptować. A ponieważ inni nie wyrażają zgody, więc tenże prezes sam oddał się do dyspozycji ministra. To pokazuje, że nie jest tak łatwo z tymi kandydatami, którzy chcą służyć obecnej władzy.
Ci potencjalni kandydaci, do których zwracają się przedstawiciele ministra, czują presję środowiska?
Taka presja jest i sędziowie ją czują. To jest widoczne na korytarzach sądowych, o tym się rozmawia i tego nie aprobuje się. Bo nie można tego aprobować, bo to jest niszczenie niezależnych sądów.
Ale raczej będą kolejne dymisje i kolejne nominacje. Minister to jednoznacznie zapowiada. A więc zapewne ma kandydatów te stanowiska.
Być może i mnie to nie dziwi. W każdym zawodzie jest tak, że są ludzie sfrustrowani, którzy uważają, że to co było do tej pory w jakiś sposób ich krzywdziło, że teraz mogą mieć te swoje „pięć minut”. I chcą te pięć minut wykorzystać. Ale cieszy mnie to, że wcale tak łatwo to nie idzie, że takich sędziów nie ma aż tak wielu. No bo kogóż oni stawiają na te stanowiska? Jakie osoby, o jakim autorytecie? Sędziów skazanych za mobbing, mających postępowania dyscyplinarne, ludzi o których nikt nie wiedział, że funkcjonują i stawia się pytanie, kto to w ogóle jest? Albo przywozi się kogoś z innego sądu. Czy tak się tworzy autorytet? I nie chodzi tylko o nasze sędziowskie relacje, ale przychodzą adwokaci pytają, kto to jest? Przecież to jest wstyd dla sądu – mówią. Przecież ludzie o tym wiedzą. Jak na czele sądu ma stać osoba, która wcześniej stosowała mobbing w stosunku do pracowników tego sądu. Jaki to jest przykład? Albo jakim przykładem i autorytetem ma być ktoś, kto do niedawna był pracownikiem Ministerstwa Sprawiedliwości i ma w toku postępowanie dyscyplinarne? To jest przykład i wzór? To ma być szef i twarz sądu?