Instytucja świadka koronnego jest uregulowana w ustawie z 25 czerwca 1997 r. o świadku koronnym. Jej wprowadzenie uzasadniano m.in. ówczesną sytuacją - prężnie działającymi zorganizowanymi grupami przestępczymi, specjalizującymi się w trudnych do wykrycia przestępstwach - handlu narkotykami, bronią, ludźmi czy przestępczością gospodarczą. – Instytucja ta została stworzona w Polsce w latach 90. ubiegłego wieku dla walki z przestępczością zorganizowaną i na pewno świadkowie koronni, najczęściej tzw. mały świadek koronny uregulowany w Kodeksie karnym, w istotny sposób przyczynili się do zapanowania nad tym zjawiskiem – przypomina dr hab. Jacek Potulski, karnista, profesor Uniwersytetu Gdańskiego i praktykujący adwokat. Jednak okazało się, że jest to broń obosieczna - z jednej strony bardzo skuteczna, ale zdarza się też, że niesprawdzone lub celowo nieprawdziwe informacje doprowadzają do skazania lub procesów niewinnych osób. – Owszem zdarzają się wynaturzenia w stosowaniu tej instytucji, ale też korzystają z niej często osoby, które zostały wmanewrowane w jakiś proceder, np. szef zmusił je do zrobienia czegoś niezgodnego z prawem – przyznaje prof. Potulski.

Czytaj: Prokurator coraz silniejszy - zdecyduje i o małym świadku koronnym>>

 

Mały świadek koronny dla skruszonych urzędników

Zasadniczą instytucją jest świadek koronny, czyli współpracujący z organami ścigania i sądem uczestnik grupy przestępczej, który może liczyć na bezkarność za zeznania pozwalające na ukaranie jej członków. Jest też mały świadek koronny, którego łatwiej ustanowić, ale ma on też mniejsze uprawnienia, bo co do zasady może liczyć tylko na złagodzenie kary. I to ta instytucja zdaje się przeżywać obecnie „swoje pięć minut” przy okazji kolejnych postępowań karnych w ramach rozliczeń nieprawidłowości z okresu sprawowania władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. Najbardziej znany przypadek to zeznania Tomasza Mraza, byłego (od kwietnia 2020 do listopada 2022 r.) dyrektora od Funduszu Sprawiedliwości w Ministerstwie Sprawiedliwości. W jego przypadku jest jednoznaczna informacja, że ma status małego świadka koronnego. Nie ma takiej informacji w przypadku Justyny G., byłej szefowej działu zakupów Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Dzięki jej zeznaniom prokuratura przedstawiła zarzuty jej prezesowi Michałowi Kuczmierowskiemu i twórcy marki Red is Bad Pawłowi Sz. A kobietę, po złożeniu obszernych wyjaśnień, wypuszczono z aresztu. Wiele więc wskazuje na to, że także ma status małego świadka koronnego. – Rzeczywiście widzimy teraz wykorzystywanie tej instytucji do zachęcania urzędników, by opowiadali o działaniach swoich byłych przełożonych, wręcz można mówić o pewnym jej renesansie – przyznaje prof. Potulski. Do tego, jego zdaniem, wypowiedzi Justyny G. po opuszczeniu placówki penitencjarnej mogą sugerować, że był to „areszt wydobywczy”. – Zamknięcie na kilka tygodni takiej osoby w areszcie, która przecież nie jest jakimś bandytą, może ją skłonić do współpracy - dodaje.

 

Stworzone przez PiS polityczne narzędzie?

Pojawianie się kolejnych „skruszonych urzędników” różnych instytucji rządowych, którzy pokazują nieprawidłowości i nadużycia swoich byłych politycznych szefów, budzą duże emocje w obecnej opozycji. Politycy PiS próbują bagatelizować zeznania byłych urzędników, ale też na różne sposoby deprecjonować instytucję świadka koronnego. - W oparciu o zeznania takich osób bodnarowcy oskarżają ks. Olszewskiego, posła Romanowskiego. Podobnie rozpętano aferę z Agencją Rezerw Materiałowych, gdzie kluczowe zeznania złożyła Justyna G. Świadkowie koronni byli już wykorzystywani przez Tuska do walki z przeciwnikami, np. środowiskami kibicowskimi. To właśnie świadek koronny bezpodstawnie obciążał „Starucha” – napisała we wrześniu "Gazeta Polska Codziennie". Pomijając polityczne akcenty w tej opinii, trzeba przyznać, że instytucję małego świadka koronnego łatwiej jest teraz wykorzystać, niż przez pierwszych ponad 20 lat jej funkcjonowania, bo decyduje o tym tylko prokurator. Jednak politycy PiS nie powinni teraz narzekać, że „bodnarowcy” mogą korzystać z ułatwienia, które to oni wprowadzili. Otóż od początku 2023 r. obowiązuje zmiana (nowelizacja kodeksu postępowania karnego z 2022 r.), dotycząca małego świadka koronnego, zgodnie z którą złagodzenie kary możliwe jest tylko na wniosek prokuratora. 

Adwokat Mikołaj Pietrzak, dziekan ORA w Warszawie w wypowiedzi dla serwisu Prawo.pl ocenił wtedy, że w reformie prawa karnego materialnego została przemycona procesowa zmiana, które w istocie ogranicza swobodę sądu i redukuje gwarancje podsądnego, ponieważ nadzwyczajne złagodzenie kary zostało ograniczone do sytuacji, gdy wniosek o nie złoży prokurator. - Do tej pory było tak, że jeżeli taka osoba wykazywała się współpracą, to nawet jeśli prokurator miał odmienne stanowisko, ale sąd obiektywnie stwierdził, że doszło do takiej "współpracującej postawy", stosował nadzwyczajne złagodzenie kary - podkreślał.

- Takie rozwiązanie zwiększa wpływ władzy wykonawczej na proces sądowy, kosztem autonomii sądu, a co za tym idzie – ogranicza prawo do obrony i zwiększa instrumentarium nacisku prokuratorskiego na świadków i podejrzanych. Od początku przy wprowadzaniu takich zmian obawy budziło to, że ograniczają prawo do obrony, czy przyznają nieproporcjonalne uprawnienia prokuraturze – jako instytucji wciąż pozostającej w rękach rządu – dodaje adwokat Filip Rak z kancelarii Wardyński i Wspólnicy. - Można wręcz powiedzieć, że wprowadzona w 2022 roku zmiana ubezwłasnowolniła w tym zakresie sąd – uważa dr Marek Skwarcow, sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku i wykładowca na wydziale prawa tamtejszego uniwersytetu. - Jest postępowanie przygotowawcze, w którym gospodarzem jest prokurator, którego nikt nie krępuje w wydawaniu decyzji merytorycznych. A potem jest postępowanie sądowe, w którym sędzia jest krępowany decyzjami prokuratora. Wystarczy, że on stwierdzi, że się sprzeciwia i sąd nie może nic zrobić. A prokurator przecież nie jest organem niezawisłym, tam jest zasada jednolitości i podporządkowania. To wręcz fundamentalny problem dla wymiaru sprawiedliwości – powiedział serwisowi Prawo.pl.

 

Kto sieje wiatr, zbiera burzę

Prof. Jacek Potulski ocenia, że to rażąco ogranicza swobodę wypowiedzi kandydata na małego świadka koronnego. – Bo on tak naprawdę musi spełnić oczekiwania prokuratora, żeby skorzystać z tego statusu. Nie chodzi więc o to, by było sprawiedliwie i zgodnie z rzeczywistością, tylko żeby ułatwiło to prokuraturze sformułowanie oskarżenia – wskazuje.

I dodaje, że prokuratura zawsze miała większą łatwość w stosowaniu „małego” niż „dużego” świadka koronnego, a po zmianach z 2022 roku jest to jeszcze łatwiejsze. – Dzięki tym nowym przepisom ma o wiele większe możliwości nacisku na takie osoby. A ci, którzy stworzyli te regulacje, teraz ponoszą ich konsekwencje. Kto sieje wiatr, zbiera burzę – komentuje. - W środowisku prawniczym panowało pesymistyczne, mam nadzieję, przekonanie, że te instytucje nie zostaną prędko uchylone nawet po wyborach, ponieważ wzmacniają pozycję każdej władzy wykonawczej, która rzadko kiedy ma tendencję do samoograniczania się – dodaje mec. Rak.

 

Katarzyna Dudka, Hanna Paluszkiewicz

Sprawdź  

Jest projekt, ale ze zmianą nie ma pośpiechu?

Zmiana tego przepisu była wymieniana jako jeden z priorytetów pracującej od kilku miesięcy Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego. - Potrzebne są zmiany w trybach konsensualnych czy instytucji małego świadka koronnego, gdzie prokurator stał się panem postępowania. Potrzebne są zmiany dotyczące relacji między sądem a prokuratorem. Nie chodzi tutaj tylko o zachowanie równowagi sił między stronami postępowania, ale o istotę procesu karnego, w którym to sąd sądzi i wymierza sprawiedliwość, a prokurator oskarża. Nie może być tak, że to prokurator decyduje o tym, co się dzieje w postępowaniu sądowym – powiedział prof. Włodzimierz Wróbel, wymieniając najpilniejsze zmiany proponowane przez Komisję.

– Rzeczywiście, tak zakładamy, Komisja to zaproponowała, ale projekt od czterech miesięcy leży w ministerstwie i nie wiadomo, kiedy pójdzie do dalszych prac. Czyżby rząd nie spieszył się, bo w tym przypadku ma przydatne narzędzie? – zastanawia się prof. Jacek Potulski. A minister Adam Bodnar mówi już o około stu postępowaniach w sprawie nadużyć w różnych resortach i instytucjach publicznych. - Mimo deklaracji oraz upływu roku od objęcia rządów, obecna władza wciąż nie przedstawiła projektu kompleksowej nowelizacji prawa i procedury karnej, która odwracałaby te zmiany. Taki projekt musi jednak powstać. Jeśli niedemokratyczne rozwiązania nie zostaną odwrócone, pozostaniemy w zaklętym kole ograniczania autonomii jednostek na rzecz stale rosnącej w siłę władzy. Wciąż wierzę, że obecny rząd zmierzy się z tym problemem, bo jak pokazują bieżące wydarzenia, każdy przypadek korzystania ze środków stworzonych przez poprzednią ekipę tę wiarygodność obniża – podsumowuje mec. Rak. - To taka przypadłość każdej władzy, że jeśli poprzednia, uznawana za co najmniej autorytarną, przyzna sobie jakieś uprawnienia, to ta nowa nagle zapomina o tym autorytaryzmie, jeśli te przepisy są jej przydatne. A przynajmniej nie spieszy się z ich anulowaniem – dodaje prof. Potulski.