Ale katastrofy nie będzie, bo zanim do niej dojdzie, to współkierowany przez dr. Królikowskiego resort zmieni prawo karne i filozofię karania, na skutek czego oczekujących na więzienny wikt i opierunek będzie mniej.
Ale tymczasem sytuacja jest poważna, ponieważ na miejsce w zakładzie karnym, oprócz ponad 80 tys. skazanych i tymczasowo aresztowanych, którzy już tam przebywają, czeka 71 tysięcy osób skazanych na karę pozbawienia wolności, ale jeszcze nie wezwanych do jej odbycia. Do tego dochodzi 200 Polaków skazanych w innych krajach, którym zgodnie z różnymi międzynarodowymi umowami to Polska powinna się zająć. No i jeszcze jedna duża liczba, a mianowicie 400 tys. osób skazywanych wielokrotnie na kary pozbawienia wolności w zawieszeniu, którym ze względu na recydywę te kary powinny być odwieszone.
Nie ma pewności, czy to koniec wyliczanki wiceministra, bo autor tych słów miał rękę zajętą kieliszkiem z winem, więc nie mógł notować. Szczegóły pochodzą z głowy czyli z niczego, ale wiceminister mówił to oficjalnie i bez kieliszka.
Rzecz działa się w czwartkowy wieczór podczas noworocznego spotkania adwokatury polskiej. Wiceminister Królikowski przepraszał za nieobecność swojego szefa, życzył adwokatom wszystkiego najlepszego i zapowiadał wyzwania na ten nowy rok. A jedno z nich to właśnie konieczność zrobienia czegoś z tym tłumem oczekujących na miejsca w polskich więzieniach.
Tylko skąd wiceminister wziął te liczby? To prawda, problem jest. Ale nie aż taki. W zakładach karny mamy teraz osiemdziesiąt parę tysięcy osób, i to jest stanowczo za dużo. Bo to jest mniej więcej podobnie jak w Niemczech, ale więcej niż we Włoszech czy Wielkiej Brytanii, które są przecież od Polski znacznie większe. Faktem jest też, że dość duża liczba skazanych czeka na miejsce w zakładzie karnym, ale to jest coś około 40 tysięcy, a nie ponad 70 tys. Problemem, który wisi nad polskim więziennictwem są też Polacy skazani w innych krajach UE, którzy zgodnie ze wspólnotowymi zasadami powinni trafić do ojczystych więzień. Ale to zdaje się jest góra kilkanaście tysięcy. Racja, że gdyby ich nam naraz przysłali to mielibyśmy w więziennictwie katastrofę. Tylko z tego powodu, wcale nie trzeba do tego nie wiadomo skąd wziętych 200 tysięcy.
Rzeczywiście problemy są, ale nie aż takie, jak je opisał wiceminister. Pomyliło mu się coś, czy może są jakieś fakty, o których nie wie nie tylko szeroka opinia publiczna, ale nawet fachowcy? W każdym razie dla piszącego te słowa, który coś tam już o tych liczbach słyszał, rewelacje wiceministra Michała Królikowskiego są całkowitym zaskoczeniem. Czekamy na dalsze szczegóły.