Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", dyskusja na ten temat wróćiła po głośnym ostatnio odowałniu z delegacji do sądu okręgowego sędzi Justyny Koska-Janusz. - Prawda jednak jest taka, że to, co spotkało warszawską sędzię, równie dobrze jutro może spotkać każdego z setek sędziów, którzy na mocy ministerialnej decyzji orzekają w sądach innych niż ich macierzyste - komentuje gazeta.
Czytaj: "Iustitia": minister mści się za przegrany proces>>
Okazuje się, że również dla samego ministra sprawiedliwości obecne regulacje mogą być mocno kłopotliwe. – Bo co w sytuacji, gdy minister deleguje sędziego na określony czas, np. pół roku, a sędziemu są przydzielane do referatu także takie sprawy, co do których wiadomo, że będą trwać dłużej? Czy musi wówczas przedłużyć sędziemu delegację? W takich przypadkach minister staje się więc niejako zakładnikiem własnych decyzji – mówi Piebiak.
Jak pisze DGP, w resorcie rozważane jest więc albo doprecyzowanie przepisów o delegacjach, albo całkowite ich usunięcie z u.s.p. – To drugie rozwiązanie byłoby właściwsze w przypadku wprowadzenia w życie reformy wymiaru sprawiedliwości. Jednym z głównych jej założeń jest wprowadzenie stanowiska „sędzia sądu powszechnego” w miejsce stanowisk sędziów sądu rejonowego, okręgowego i apelacyjnego. Jeżeli udałoby się to przeprowadzić, to delegacje, przynajmniej te pionowe, straciłyby rację bytu – tłumaczy wiceminister. Na razie jednak decyzja co do ostatecznego kształtu reformy nie zapadła.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna / Autor Małgorzata Kryszkiewicz