Lotna Brygada Opozycji od dawna jest solą w oku partii rządzącej - wsławiła się wieloma happeningami, jawnie wykpiwając poczynania Prawa i Sprawiedliwości. Często sprawy znajdowały swój finał w sądzie i wcale niekoniecznie z wynikiem korzystnym dla oskarżycieli.

 Tym razem prokuratura uznała, że lepiej zapobiegać niż leczyć i postanowiła dość kreatywnie spojrzeć na prawo karne - tak to materialne, jak i procesowe. Prokurator w ramach środka zapobiegawczego w postaci dozoru policyjnego nałożył na podejrzanego obowiązek:

  • stawiania się raz w tygodniu na komisariacie;
  • powstrzymania się od zbliżania się na odległość mniejszą niż 400 metrów od krawędzi Placu Piłsudskiego w Warszawie podczas odbywania się uroczystości, obrzędów religijnych w pobliżu Pomnika Ofiar Tragedii Smoleńskiej.

 

W lakonicznym uzasadnieniu, które udostępniono naszemu portalowi, prokurator wskazał, że aktywista podejrzany jest o: "popełnienie czynów z art. 193 k.k. i inne". Natomiast materiał dowodowy, a w szczególności zeznania policjantów wskazują na popełnienie czynów. Dodał też, że w sprawie zachodzi groźba matactwa procesowego z art. 258 par. 1 pkt 2 k.p.k. i stąd właśnie konieczność zastosowania tego środka.

Czytaj takżeKodeks ma chronić przed mową nienawiści, ale nie osoby LGBT+ >>

Plac jak prywatna posesja

Ciekawy jest już sam zarzut, który postawiono podejrzanemu, a mianowicie naruszenie miru domowego.

- Okoliczności sprawy znam tylko z mediów. W skrócie powiem tak: mam nieodparte wrażenie, że szukano przysłowiowego paragrafu na człowieka. Z uzasadnienia postanowienia nie wynika, co kryje się pod „i inne przestępstwa”, ale sam zarzut popełnienia chociażby czynu ściganego z art. 193 k.k. budzi moje wątpliwości– mówi dr Paweł Czarnecki, adiunkt w Katedrze Postępowania Karnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Składanie kwiatów na placu to nie jest – Mir domowy można naruszyć, gdy ingeruje się w przestrzeń innej osoby, wchodzi do jej domu, na ogrodzone podwórko, w niektórych przypadkach do samochodu. Natomiast trudno ten zarzut stawiać wobec miejsc publicznych takich jak Plac Piłsudskiego czy budynek , bo co do zasady wszyscy mamy prawo nimi dysponować. Wątpliwe jest zastosowanie tego przepisu do sytuacji, gdy ktoś zakłócał legalne zgromadzenie, nie twierdzę, że to postawa prawnie obojętna, ale od tego jest zupełnie inny przepis, tj. art. 52 Kodeksu wykroczeń czy choćby nieobyczajny wybryk z art. 51 tego samego kodeksu– podkreśla dr Czarnecki. Zauważa jednak – co może być istotne akurat w tej sprawie – że w przypadku wykroczeń nie ma mowy o stosowaniu środków zapobiegawczych. - To byłoby jak strzelanie z armaty do wróbla, czyli szafowanie surowym zakazem, poważnie wkraczającym w wolność jednostki w sytuacji, gdy samo naruszenie ma stosunkowo błahy charakter – mówi prawnik.

- To byłoby jak strzelanie z armaty do wróbla, czyli szafowanie surowym zakazem, poważnie wkraczającym w wolność jednostki w sytuacji, gdy samo naruszenie ma stosunkowo błahy charakter – mówi prawnik.

W podobnym tonie wypowiada się sędzia Jolanta Jeżewska z Sądu Rejonowego w Gdyni.  - Postanowienie jest napisane w sposób, który nie waham się nazwać żenującym. Sam prokurator pisze o obawie matactwa procesowego, ale zupełnie nie wiąże tego z zastosowanymi środkami. Bo matactwo procesowe polega na tym, że będziemy w jakiś sposób utrudniać postępowanie - mówi - Jeśli nie miałaby być to ucieczka, a rozumiem, że nie o to chodzi to dlaczego zastosowano dozór policyjny? Zarzut z kolei dotyczy naruszenia miru domowego, jest dopisane "i inne", ale sam zarzut z art. 193 Kodeksu karnego, jest zarzutem dość błahym zagrożonym karą grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do roku. I to abstrahując zupełnie od tego, czy rzeczywiście naruszono mir domowy, bo przypominam naruszenie miru domowego polega na tym, że wchodzi się do jakiejś przestrzeni, która jest przestrzenią odgrodzoną czy to murami, bo jest to dom, lokal, albo na ogrodzony teren. Pytanie czy tak było - dodaje. 

Czytaj: Prokurator, a nie sąd, ma decydować o małym świadku koronnym>>  

Prokuratura przeciera szlaki

Rozmówcy Prawo.pl nie ukrywają, że są zaskoczeni przytaczanym im uzasadnieniem. Część z nich określa go nawet jako "śmieszno-tragiczne". Szkopuł tkwi m.in. w tym, na podstawie czego prokuratura zastosowała taki a nie inny środek. Chodzi bowiem art. 258 par. pkt. 2 k.p.k. w myśl którego - przypomnijmy -  środki zapobiegawcze można stosować, jeżeli zachodzi uzasadniona obawa, że oskarżony będzie nakłaniał do składania fałszywych zeznań lub wyjaśnień albo w inny bezprawny sposób utrudniał postępowanie karne.

- Jest to – zdaje się – pierwsza taka sytuacja. Można więc domniemywać, że gdyby nie oczywista konotacja polityczna, prokurator nie zdecydowałby się na zastosowanie tego środka zapobiegawczego, który jest stosowany wyjątkowo rzadko. Ma on przede wszystkim funkcję procesową. Należy pamiętać, że zakaz zbliżania się do określonych miejsc dotyczy zazwyczaj sytuacji, w których mogą w tych miejscach znajdować się osoby pokrzywdzone zarzucanym mu przestępstwem lub zachodzi potrzeba uniemożliwienia podejrzanemu zacierania ewentualnych śladów przestępstwa czy niszczenia dowodów rzeczowych – przesłanki te jednak nie występują w omawianej sprawie - mówi adwokat Marcin Ajs, karnista, autor bloga Punkt Karny.

 

Postępowanie karne. Testy
-10%

Sebastian Kowalski, Katarzyna Osiak-Krynicka

Sprawdź  

Cena promocyjna: 35.1 zł

|

Cena regularna: 39 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 27.3 zł


Także doktor Czarnecki mówi, że dozór policji z różnymi obowiązkami czy zakazy określonego zachowania jako środki zapobiegawcze, jeszcze przed wyrokiem sądu stosuje się po to, by chronić jakąś osobę – np. ofiarę przemocy czy ostatnio osoby wykonujące zawody medyczne.

- Prokurator może stosować zakaz przebywania w mieszkaniu albo zakaz zbliżania się do szkoły, wykonywania zawodu, jeżeli chodzi o np. o jakieś przestępstwo pedofilskie czy związane z użyciem przemocy. W każdym razie robi się to, gdy wynika to z potrzeby chronienia czyjejś wolności i sytuacja jest na tyle poważna, że niezbędne jest to, zanim sąd będzie miał szansę wypowiedzieć się co do przestępstwa zastosuje podobny środek karny po osądzeniu sprawcy np. w trybie art. 41a Kodeksu karnego– mówi. Na marginesie już samo zatrzymanie sprawców było długotrwałe, zarzuty wydumane, no ale bez nich stosować środków zapobiegawczych w ogóle nie można. Eksperci nie mają zatem wątpliwości, że nałożony środek zastosowano niezgodnie z celem, w jakim go przewidziano.

 

Ochrona przed matactwem... prewencyjnie

Eksperci nie mają zatem wątpliwości, że nałożony środek zastosowano niezgodnie z celem, w jakim go przewidziano.

- Z uzasadnienia postanowienia wynika, że zakaz zbliżania się do pomnika ma w tej sytuacji dążyć do zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania ze względu na obawę matactwa procesowego. Innymi słowy przyjęto, iż potencjalne zbliżenie się podejrzanego do pomnika zagraża bezprawnym wpłynięciem przez niego na przebieg toczącego się postępowania. Nie podjęto jednak dostatecznego wysiłku, aby uzasadnić w jaki to sposób podejrzany miałby utrudniać postępowanie karne. To założenie jest nie tylko czysto hipotetyczne, ale przede wszystkim absurdalne - mówi adwokat Marcin Ajs.

Nie ma wątpliwości, że jedynym celem prokuratora stosującego taki środek było zabezpieczenie nie toku postępowania karnego, a "przebiegu uroczystości odbywających się przy Pomniku Ofiar Tragedii Smoleńskiej, organizowanych przez polityków partii rządzącej. To z kolei czyni ten środek oczywiście bezzasadnym". 

Sędzia Jeżewska przypomina, że środki zapobiegawcze są środkami, które stanowią ewidentne naruszenie wolności osoby podejrzanej czy oskarżonej. - Dlatego ich stosowanie jest ściśle reglamentowane i Kodeks postępowania karnego wskazuje najpierw przesłankę ogólną kiedy można je stosować -  czyli, że musi być uprawdopodobnione, że ta osoba dopuściła się tego czynu, a następnie rozmaite przesłanki szczególne. Jedną z nich przesłanka matactwa, czy utrudniania postępowania polegająca na tym, że w jakiś sposób będziemy w ten materiał dowodowy ingerować. Ale trzeba podejmować środki adekwatne, jeśli jest obawa matactwa to najpoważniejszym środkiem jest tymczasowe aresztowanie, innym zakaz zbliżania się do danej osoby, bo to gwarantuje, że nie będziemy mogli na nią wpływać - wskazuje sędzia.

Poszóstny Toe loop prokuratora

Wątpliwości co do tej ostatniej kwestii ma też dr Czarnecki. - Jak niby ten zakaz miałby zapobiec mataczeniu w przypadku tego konkretnego postępowania? – zastanawia się. – Gdyby w jakiejś sprawie np. gróźb czy pobicia sąd podejrzanego tymczasowo aresztował i tym samym uniemożliwił kontakt z pokrzywdzonym, to ma to sens - nie będzie w stanie mu grozić lub nakłaniać do składania fałszywych zeznań. A tutaj? Co miałby niby zrobić z tym placem? Zniszczyć dowody i zatrzeć ślady? Jeżeli jakieś są, to przecież dawno je zabezpieczono – czy to ślady daktyloskopijne, czy też np. nagrania z monitoringu. Uważam, że jest to naruszenie wolności konstytucyjnych, przekroczenie przepisów prawa karnego i prawa karnego procesowego. Jestem przekonany, że stoją za tym powody polityczne – uważa dr Czarnecki.

Sędzia Jeżewska dodaje, że zakaz zbliżania się do placu na odległość nie mniejszą niż 400 metrów trudno nawet komentować. - Nie sądzę by coś takiego utrzymało się w sądzie, bo to jest kuriozum. To pokazuje, że prawo jest wykorzystywane instrumentalnie, że gwarancje procesowe nie są przestrzegane. To nie jest jedynie naginanie prawa, to manipulowanie prawem, celowe działanie zmierzające do określonych doraźnych celów, w tym przypadku politycznych. Gdyby prokurator, który to wymyślił był łyżwiarzem można by powiedzieć, że wykonał poszóstnego Toe loopa - podsumowuje. 

Paragraf w służbie rządzących?

Prawnicy nie ukrywają, że to coraz częstsza sytuacja kiedy to przepisy już nie tylko są wykorzystywane, ale też tworzone pod sytuacje, które mogłyby w jakiś sposób zagrażać rządzącym. Tu warto przypomnieć "awanturę" sprzed roku. W związku z manifestacjami po wyroku TK ograniczającym legalne stosowanie aborcji wydano polecenia dla prokuratorów by stosowali wobec protestujących m.in. art. 254 Kodeksu karnego. Zgodnie z nim, kto bierze czynny udział w zbiegowisku wiedząc, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osobę lub mienie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. A jeżeli następstwem gwałtownego zamachu jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu, uczestnik takiego zbiegowiska podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Prokurator Krajowy wskazał równocześnie, że każde zachowanie osoby organizującej nielegalną demonstrację, podżegającej lub nawołującej do udziału w niej "winno być przede wszystkim" oceniane w kontekście wyczerpania znamion czynu zabronionego z art. 165 par. 1, pkt. 1 - w zakresie sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób poprzez spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego. Grozi za to od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.

Warto też wspomnieć o konsultowanym obecnie projekcie noweli Kodeksu karnego, a konkretnie zmianach w art. 256. Dodano do niego paragraf 1a, według którego penalizowane będzie publiczne propagowanie ideologii nazistowskiej, komunistycznej, faszystowskiej lub - i to budzi wątpliwości - ideologii nawołującej do użycia przemocy w celu wpływania na życie polityczne lub społeczne. - Może to rodzić ryzyko dowolnej interpretacji i powodować zagrożenie, że przepis ten będzie wykorzystywany w walce z przeciwnikami politycznymi oraz przeciwko osobom krytykującym działania władzy lub walczącym o swoje prawa. Można sobie wyobrazić sytuację, w której przepis ten będzie narzędziem, po które sięgać się będzie w kontekście protestów, demonstracji czy też innego sposobu okazywania sprzeciwu wobec decyzji władzy i wprowadzanych zmian - mówi adwokatka Patrycja Dyluś-Borcz.