Z artykułu w „Gazecie Prawnej” dowiadujemy się, że winowajcą jest Ustawa o udziale społeczeństwa w ochronie środowiska. To jej przepisy skutecznie blokują rozpoczęcie kilkudziesięciu największych inwestycji infrastrukturalnych w Polsce. Z danych zebranych przez "GP" wynika, ze wśród najbardziej zagrożonych znajdują się inwestycje: drogowe, kolejowe, wodno-ściekowe oraz spalarnie odpadów, o wartości powyżej 40 mld zł. Problemem może być np. z budową odcinka autostrady A4 między Krakowem a Tarnowem. Wśród zagrożonych są też inwestycje kolejowe, wodno-ściekowe oraz spalarnie odpadów o łącznej szacowanej wartości przekraczającej nawet 40 mld zł.
Dzieje się tak dlatego – czytamy w artykule - że decyzje wydawane według starego prawa opierały się często na podstawie opracowań składanych przez inwestorów, w których brakowało np. udokumentowania udziału społeczeństwa w konsultacjach lub wariantowaniu inwestycji. Nowe prawo przewiduje, że przedsięwzięcia mogące znacząco lub potencjalnie znacząco oddziaływać na środowisko oraz na obszary Natura 2000 wymagają przeprowadzenia oceny. W ramach oceny określone muszą zostać: środowisko, zdrowie i warunki życia ludzi, dobra materialne, zabytki, dostępność kopalin, sposoby zapobiegania i zmniejszania negatywnego wpływu na środowisko przewidzianych inwestycji oraz zakres monitoringu przedsięwzięcia.
To wszystko wymaga przygotowania dodatkowych analiz i opinii, zgromadzenia odpowiednich dokumentów. Potem właściwe urzędy muszą to ocenić, sprawdzić czy nie ma podstaw do zakwestionowania przedstawianych opracowań itd. Także, czy były w sprawie projektu przeprowadzone konsultacje społeczne, czy nie będzie podstaw do protestów itd.
Tego wymaga prawo. Z jego zmiany jest obecnie trochę zamieszania, które może oznaczać opóźnienie w rozpoczęciu inwestycji, ale w perspektywie pozwoli uniknąć podobnych skandali, jak ten w przypadku obwodnicy Augustowa zablokowanej przez Trybunał Europejski z powodu błędów w przygotowaniu inwestycji – podkreśla słusznie "GP". Artykuł „Gazety Prawnej” wywołał spore zainteresowanie, jego fragmenty opublikowały niemal wszystkie portale internetowe. Ciekawe natomiast są wnioski, jakie redaktorzy serwisów wyciągają z lektury tego samego tekstu.
„Gazeta Prawna” swój tekst tytułuje zwyczajnie: „Opóźnią się inwestycje za 40 mld zł”. W Onet.pl pada pytanie: "Co opóźnia największe inwestycje infrastrukturalne?" No właśnie co? Wyjaśnia to jednoznacznie tytuł dodany do cytowanego artykułu z „GP” w serwisie internetowym „Gazety Wyborczej”. - "Gazeta Prawna": Urzędnicy opóźniają ważne inwestycje"! A dalej te same informacje co w „GP” i powtórzone w innych serwisach.
Tymczasem w artykule, który jest podstawą do tych wszystkich cytatów nie ma wcale pytania o to, kto opóźnia, ani oskarżenia, że to urzędnicy. Inwestycje opóźnia chwilowo nowe prawo, które jest lepsze od poprzedniego, lepiej chroni interes społeczny, ale stawia inwestorom trochę dodatkowych wymagań. Także urzędnikom daje więcej pracy, ale czy to powód do oskarżania ich o antyspołeczne działanie? Ot, zadziałał po raz kolejny stereotyp, dość częsty wśród dziennikarzy, że urzędnik to z zasady szkodnik.
Co opóźnia największe inwestycje? Wiadomo, urzędnicy!
Nowa ustawa o udziale społeczeństwa w ochronie środowiska wymaga od inwestorów przedstawienia przez wielu dodatkowych analiz o skutkach inwestycji dla środowiska. Zmienione przepisy wywołały trochę zamieszania, co może opóźnić rozpoczęcie niektórych projektów. Czy są jednak podstawy do oskarżania urzędników o sabotaż?