Przedstawiciele rządu zapowiadają, że cięcia będą jak najmniej bolesne dla obywateli, ale skutki wszyscy odczujemy pośrednio.
Premier Donald Tusk zapowiedział, że w sierpniu poznamy szczegóły nowelizacji tegorocznego budżetu. Tegoroczny deficyt ma być większy o 16 mld zł od planowanego. Jednocześnie poszczególne ministerstwa mają pracować nad cięciami wydatków, co ma przynieść oszczędności w kwocie prawie 9 mld zł. Planowane przez rząd oszczędności to efekt mniejszych niż zakładał wcześniej resort finansów wpływów do kasy państwa.
- Niestety, w naszym kraju od 20 lat większość cięć odbywała się nie tam, gdzie należałoby ciąć, tylko tam, gdzie było można, a to się zwykle odbywało kosztem przyszłego wzrostu - mówi Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich.
Zdaniem ekonomisty tym razem prawdopodobnie będzie tak samo. Nieoficjalnie mówi się o cięciach w obronności czy infrastrukturze, bo tam najłatwiej ograniczyć środki.
- Siłą rzeczy ktoś nie wyda na coś pieniędzy, nie zakupi jakichś towarów, więc ktoś inny nie zarobi - mówi ekonomista. - Każdy większy deficyt, oszczędności wynikające z tego czy podwyżki podatków Polacy odczują w formie pośredniej, a nie bezpośredniej.
Petru przypomina, że większości wydatków nie da się ruszyć ze względu na to, że są to wydatki sztywne, określone ustawowo.
- Jest cała masa wydatków, które są nieefektywne w kraju, czego dobrym przykładem są nadużycia w rentach inwalidzkich czy zasiłkach chorobowych - mówi prezes Towarzystwa Ekonomistów Polskich. - Jeśli ktoś nadużywa, to te pieniądze powinny być obcięte jako pierwsze, a nie są, dlatego że trzeba by zmienić ustawę i podjąć działania, które mogą być niepopularne w odczuciu społecznym. -
Innym przykładem cięć, które przyniosłyby spore oszczędności, jest według Petru ograniczenia przywilejów emerytalne górników.
- To są ewidentnie miejsca, gdzie pieniądze są marnotrawione, I to duże miliardy złotych. Oczywiście, pewna grupa by to odczuła, ale w długim okresie przez to, że musieliby dłużej pracować, stworzyliby więcej PKB w Polsce - mówi Ryszard Petru. - To jest niepopularne, w związku z tym szukamy oszczędności tam, gdzie jest to możliwe i tym samym spowalniamy potencjalny wzrost gospodarczy w tym kraju.