W styczniu zeszłego roku na biurko sędzi Sądu Okręgowego w Lublinie Katarzyny Ż. trafiła sprawa kobiety podejrzanej o zabójstwo ojca. Do rozstrzygnięcia była kwestia przedłużenia jej okresu aresztowania. Sędzia nie zbadała akt kobiety, poprzestała na tym, czego dowiedziała się o sprawie od swego asystenta, który także przygotował projekt postanowienia o przedłużeniu aresztu - taką też decyzję sędzia podjęła. Problem w tym, że okres aresztowania przekraczał już rok, a w takich przypadkach o ewentualnym przedłużeniu aresztu nie decyduje sąd okręgowy, lecz apelacyjny. Sędzia nie dostrzegła tej kwestii - stąd sprawa dyscyplinarna.
Obwiniona Katarzyna Ż. nie negowała przewinienia. Podkreślała zarazem, że sam areszt był zasadny - co potwierdził potem sąd wyższej instancji, a oskarżona o zabójstwo kobieta została za to nieprawomocnie skazana. Na swoją obronę sędzia dodała, że tamtego dnia nieoczekiwanie otrzymała od przewodniczącego wydziału cztery inne, trudne sprawy, które wymagały natychmiastowego rozstrzygnięcia, w zastępstwie innego sędziego. Tym sędzia tłumaczyła swą nieuwagę w sprawie aresztu.
Sąd dyscyplinarny I instancji uznał, że doszło do przewinienia służbowego, ale zarazem stwierdził, że sprawa jest mniejszej wagi i odstąpił od wymierzenia kary. Od tego wyroku odwołał się minister sprawiedliwości, który negował, by była to sprawa mniejszej wagi i wnosił, aby obwinionej sędzi wymierzyć karę upomnienia. W czwartek Sąd Najwyższy rozpoznał jego odwołanie.
"Pani sędzia nie zapoznała się z aktami sprawy i poprzestała na przyjęciu informacji od asystenta i nie zauważyła, że nie jest sądem właściwym do orzekania w tej sprawie. Tego nie można uznać za czyn mniejszej wagi" - mówiła pełnomocniczka ministra Jarosława Gowina Katarzyna Ceglarska-Piłat.
Polemizował z nią obrońca obwinionej sędzia Arkadiusz Śmiech. "Czasem bywa tak, że musimy pracować w pośpiechu - taki jest nawał obowiązków. Rutyna ma pozytywne i negatywne skutki. Areszt przedłużony przez panią sędzię był jak najbardziej zasadny, ale nie zwróciła uwagi na proceduralną kwestię. Fakt, wymiar sprawiedliwości tutaj nie zafunkcjonował prawidłowo. Ale do szkody nie doszło" - przekonywał.
Sama obwiniona podkreślała, że dla niej jako dla sędziego już sam fakt popełnienia błędu jest dolegliwością. "Ta sytuacja odebrała mi chęć do pracy i siłę do pokonywania trudności" - dodała.
SN utrzymał w mocy rozstrzygnięcie I instancji - uznał, że doszło do przewinienia, ale kary nie wymierzył. Jak mówiła sędzia SN Jolanta Strusińska-Żukowska, błąd obwinionej był spowodowany nadmiernymi obowiązkami i nastąpił z winy nieumyślnej.
"Nie było to lekceważenie obowiązków ani niestaranność zawiniona, tylko przeoczenie, którego pani sędzia nie chciała. Czasem trzeba być asertywnym i umieć odmówić przełożonemu przyjmowania dodatkowej pracy" - zakończyła. Orzeczenie jest prawomocne. (PAP)
wkt/ bos/ gma/