Politycy PSL spotkali się w środę z reprezentantami zawodów, których dotyczy pierwsza transza deregulacji.
Pierwszy z zapowiadanych rządowych projektów ws deregulacji ułatwiać ma dostęp do 50 zawodów, w tym m.in.: notariusza, komornika, adwokata, trenerów sportowych, przewodników turystycznych, taksówkarza i geodety.
"To jest bubel prawny. Aż wstyd, że z Sejmu by to wyszło" - powiedział Racki PAP w środę po spotkaniu. Według niego, zapisy projektu sprawiają, że podnoszenie kwalifikacji traci sens. "Szkoła podstawowa, czy gimnazjum nauczy czytać, czy pisać i w niektórych zawodach jest to wystarczające - nie mogę się z tym zgodzić" - podkreślił.
Racki dodał, że większość uczestników środowego spotkania negatywnie odnosiła się do zapisów projektu oceniając, że są nielogiczne i niekonstytucyjne. Według niego największe wątpliwości budziły zapisy dotyczące zawodów pośrednika w handlu nieruchomościami i zarządcy nieruchomości, a także notariusza.
"Projekt sprowadza się do tego, że osoba zaufania publicznego, jaką jest notariusz, będzie mógł być praktycznie każdy" - ocenił. Według niego każdy będzie mógł również zostać pośrednikiem i zarządcą nieruchomości.
"Będziemy do końca walczyli o zmianę niektórych zapisów" - zapowiedział Racki. Stwierdził, że na środowym spotkaniu, w którym brali też udział szef klubu PSL Jan Bury i wicemarszałek Sejmu Eugeniusz Grzeszczak, padło stwierdzenie, że PSL będzie zgłaszało poprawki i "walczyło do końca" o zmianę niektórych zapisów.
Grzeszczak powiedział PAP, że politycy PSL spotkali się z przedstawicielami zawodów, które minister sprawiedliwości Jarosław Gowin chce deregulować, by zapoznać się z ich opiniami. "Te opinie były bardzo krytyczne" - powiedział.
Grzeszczak zaznaczył, że PSL nie może negować projektu deregulacji, bo jest on rządowy, jednak chce wsłuchiwać się w argumenty, by móc je uwzględnić przy zgłaszaniu poprawek.
"Nie można przesądzać, jak będziemy ostatecznie głosować, natomiast chcemy podjąć takie działania, aby ustawa o deregulacji nie demolowała pewnych kwestii" - zaznaczył.
Prezentując w listopadzie ub.r, w Sejmie projekt deregulacji Gowin wskazywał, że daje on szanse na znalezienie pracy przez kilkadziesiąt tysięcy młodych Polaków. Zapewniał, że wynikiem deregulacji będzie podniesienie jakości usług, bo na ich straży nie będą stać licencje ani korporacje, ale "swobodna, uczciwa, sprawiedliwa konkurencja". Według Gowina pozytywnym następstwem zmiany będzie też spadek cen usług.
Jego oponenci argumentowali, że w ten sposób deklarowanego celu nie uda się osiągnąć, a przez "eksperymentowanie na żywym organizmie" obniży się poziom świadczonych usług i nie będzie komu odpowiedzieć za wynikłe z tego błędy.
Do pracy nad projektami powołano w Sejmie nadzwyczajną komisję ds. ustaw deregulacyjnych, na której czele stanął Adam Szejnfeld (PO). W listopadzie przeprowadziła ona dwudniowe wysłuchanie publiczne samorządów i organizacji zrzeszających profesje, do których dostęp rząd chce zliberalizować.
Grzegorz Łakomski