Firma badawcza stwierdziła, że co trzeci polski pracownik surfuje w sprawach prywatnych godzinę tygodniowo, a co czwarty ponad 6 godzin w tygodniu.

Nie podoba się to pracodawcom, którzy twierdzą, że tracą na tym znaczne kwoty, głównie z powodu mniejszej wydajności pracownika. Zapobiegając zjawisku cyberslackingu niektórzy kupują oprogramowanie, które ma na celu stałe śledzenie pracy przy komputerze. Tym samym np. wysyłane zza biurka e-maile do znajomych czy zakupy w sklepach internetowych stają się wiedzą pracodawcy.

I w tym miejscu powstaje problem. Zgodnie z prawem bowiem, e-maile wysyłane z konta firmowego (nie mówiąc już o wykorzystywaniu jedynie firmowego komputera, ale prywatnej skrzynce pocztowej), mimo że formalnie są korespondencją firmową, to jednak nie powinny być czytane przez pracodawcę, gdyż w ten sposób złamałby on tajemnicę korespondencji.

Prawo pozwala na monitoring, ale zabrania też inwigilacji pracowników. Oznacza to, że muszą być oni wprost, najlepiej na piśmie, poinformowani, że podlegają takiemu internetowemu nadzorowi. W przeciwnym razie pracownik może pracodawcę zaskarżyć o naruszenie tajemnicy korespondencji. Tyle, że pracodawca może stwierdzić, że pracownik, który zamiast wykonywać swoje obowiązki służbowe śledzi strony internetowe, narusza dyscyplinę pracy. Może dać mu za to upomnienie lub nawet naganę - najpierw ustną, potem pisemną, aż w końcu użyć tego pretekstu przy najbliższej okazji do zwolnienia.

Źródło: http://www.fzz.org.pl/