Urzędnicy z Nysy proponują bezrobotnym roboty publiczne na minimum miesiąc. Te osoby, które nie podejmują proponowanej pracy są skreślane z listy bezrobotnych i tracą prawo do ubezpieczenia i zasiłku. Według ekonomistów zastosowanie takiego rozwiązania w kraju dałoby oszczędności rzędu 2 mld zł.
Kosiniak-Kamysz powiedział w Rzeszowie, że oferowanie bezrobotnym prac społecznie pożytecznych i robót interwencyjnych jest stosowane także w innych urzędach pracy.
„Jest grupa osób, dla których taki rodzaj pracy jest jedyną możliwością powrotu na rynek pracy. Mam na myśli osoby, które przez wiele lat były bezrobotne i korzystają z pomocy społecznej. Im nie tylko trudno znaleźć pracę, ale ich trudno oswoić z rynkiem pracy. Dlatego potrzebne jest to przejście i danie szansy na prace w ten sposób. Jest to jest skuteczne przywracanie na rynek pracy” - wyjaśnił minister.
W ocenie Kosiniaka-Kamysza te zadania mają charakter socjalny i w czasach spowolnienia gospodarczego są potrzebne, mimo że, jak zauważył, efektywność zatrudnieniowa jest niższa niż w przypadku np. staży zawodowych.
Przypomniał, że zwrócił się w ubiegłym tygodniu do ministra finansów o odblokowanie 0,5 mld zł w ramach Funduszu Pracy. Pieniądze miałyby być przeznaczone na wspomaganie aktywności zawodowej. „Jeśli uda się je uruchomić to 85 tys. osób będzie mogło skorzystać np. z programu prac społecznie użytecznych czy robót publicznych” - dodał.