Według Hausnera, kompromis w sprawie OFE jest możliwy, ale on sam staje "ramię w ramię z Leszkiem Balcerowiczem". Były prezes NBP krytykuje rządowy projekt zmian w systemie emerytalnym, bo według niego de facto demontuje on system; proponuje, by rząd raczej dokończył prywatyzację.

 

Zdaniem Hausnera, pełnomocnika rządu ds. reformy systemu zabezpieczenia społecznego z 1997 r., w obecnie proponowanych przez rząd zmianach chodzi "wyłącznie o utrzymanie bazy społecznej i materialnej". Przypomniał, że sprawa zaczęła się od wypowiedzi minister pracy i polityki społecznej Jolanty Fedak. "W istocie rzeczy chodzi o to, by zostało tak jak jest. Aby istniał odrębny system finansowy dla ludności rolniczej, żeby istniał KRUS. Aby ludność ta miała tak jak teraz ubezpieczenia zdrowotnie, choć nie płaci składek" - powiedział. Według niego, PSL nie chce reformy rolniczego systemu emerytalnego, a to oznacza, że podtrzymuje "skansenizację polskiej wsi".

 

W opinii byłego wicepremiera, politykom PO może chodzić o przejęcie aktywów OFE do ZUS i w ten sposób "utrwalenie władzy polityków". "W istocie rzeczy chodzi o osiągnięcie tego samego, co chce Orban (Wiktor Orban, premier Węgier - PAP), ale inną ścieżką" - powiedział. "Państwo, które uzależnia materialnie obywateli od siebie, podkopuje swoje demokratyczne fundamenty, a ci, którzy to robią, otwierają drogę do rządów autorytarnych" - dodał Hausner.

 

Ostra krytyka, z którą wystąpił członek RPP Jerzy Hausner przeciw rządowym planom wobec OFE może świadczyć o tym, że także RPP z rosnącym pesymizmem ocenia stan finansów publicznych - sądzi bank BNP Paribas. Skoro "do debaty ws. OFE włączył się Jerzy Hausner, wygląda na to, że także RPP coraz bardziej pesymistycznie ocenia stan finansów publicznych" - podano.

 

Prof. Marek Góra, dyrektor biura pełnomocnika rządu ds. reformy zabezpieczenia społecznego w 1997 r., powiedział w środę dziennikarzom, że OFE to część systemu emerytalnego i "na pewno nie należy zmieniać proporcji przepływu składki" - ocenił. Powiedział, że chciałby, by system emerytalny był wolny od gry politycznej i mógł przez dziesięciolecia dobrze służyć Polakom: zbierał ich składki, pomnażał je i wypłacał w przyszłości emerytury.

 

Pytany, czego w reformie emerytalnej zaniechano, Góra odparł: "Na samym początku nie objęto wszystkich grup społecznych tym systemem, a potem dwie grupy zostały z niego wyłączone z powodów stricte politycznych - mundurowi oraz górnicy". Druga rzecz to taka, że nie wyrównano wieku emerytalnego mężczyzn i kobiet. To jest też problem, który nam się +odbija czkawką i jeszcze długo będzie się odbijać+. To trzeba zrobić możliwie szybko" - podkreślił.

 

Kolejną kwestią - jak dodał Góra - jest "dodefiniowanie sposobu funkcjonowania tej części systemu, którą zarządza ZUS". W jego opinii, obecna dyskusja na temat zmian w OFE "burzy zaufanie społeczeństwa do systemu emerytalnego".

 

Prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych (IGTE) Ewa Lewicka-Banaszak podkreśliła podczas V Forum Finansowego, że "obniżenie składki do OFE zmniejsza dywersyfikację systemu emerytalnego, a więc narusza jego bezpieczeństwo". Oceniła, że rząd próbuje wykazać, że waloryzacja kont w ZUS będzie korzystniejsza niż stopy zwrotu uzyskiwane przez OFE. Dodała, że wyliczenia rządu są obarczone "bardzo poważną wadą". Jak zaznaczyła, w symulacjach rządowych wzrost PKB w Polsce w 2040 r. wyniesie ok. 2,3 proc., podczas gdy Komisja Europejska szacuje 0,3 proc. "Różnica jest dramatycznie wielka. Jeśli ma ona wpływ na wynik symulacji, jest to największe +pokrętło+, jakiego można użyć przy prezentowaniu korzyści dla klienta, wynikających z przeniesienia składki z jednego miejsca do drugiego" - podkreśliła.

 

"Przy takim poziomie prowadzenia dialogu nigdy nie dojdziemy do rzetelnej, poważnej dyskusji. W symulacjach rządowych wyszło nam, że z ZUS możemy uzyskać więcej niż z OFE, mimo że przenosi się składkę w miejsce, w którym ona nie pracuje" - dodała.

 

 

Zmian bronili przedstawiciele rządu. Minister w kancelarii premiera Michał Boni powiedział, że widoczny jest przyrost długu publicznego w bardzo wysokiej skali, co rodzi oczywiste zagrożenia nie tylko dla przekroczenia drugiego progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych (55 proc. w relacji do PKB - PAP), ale zagrożenie dla finansów publicznych w ogóle.

 

"Pytanie, które dziś trzeba sobie zadać jest takie, czy możemy to unieść, czy nie należałoby jednak zmniejszyć tego przyrostu długu publicznego" - powiedział. Dodał, że odpowiedź, iż przyrost ten należy zmniejszyć, jest zawarta w rządowym projekcie zmian dotyczących nowego podziału składek emerytalnych.

 

"Projekt nie mówi, że likwidujemy drugi filar, nie mówi, że likwidujemy oszczędzanie w drugim filarze, ale mówi, że zmniejszamy przepływy gotówkowe w trudnych warunkach" - wyjaśnił. "To podzielenie się odpowiedzialnością i odpowiedź na wyzwania" - dodał.

 

Bronił także założeń makroekonomicznych przyjętych przez rząd na najbliższe kilkadziesiąt lat (np. przewidywanego wzrostu PKB, wzrostu płac czy wzrostu zatrudnienia). Nie zgodził się z tezą, że są one "nadmiernie optymistyczne".

"Należy zakładać, że Polska będzie gonić świat i Europę i będzie mieć relatywnie wysokie tempo wzrostu gospodarczego" - powiedział.

 

Boni powiedział, że przy okazji dyskusji nad rządową propozycją zmian w systemie emerytalnym potrzebna jest także publiczna rozmowa na inne tematy. Wskazał m.in. na reformę KRUS i służb mundurowych, podniesienie wieku emerytalnego czy składki rentowej.

 

Także wiceminister finansów Ludwik Kotecki zwrócił uwagę na konieczność ograniczania przyrostu długu publicznego. "Świat się zmienił w 2010 r. Relacja długu do PKB jest czynnikiem decydującym o konkurencyjności krajów (...). Rynki finansowe zmieniły postrzeganie tego, co się dzieje z długiem publicznym" - wyjaśnił.

 

Poinformował, że rząd emituje dług, aby zasypać dziurę w ZUS, z kolei za pieniądze, które ZUS przekazuje OFE, fundusze kupują obligacje skarbowe. Według Koteckiego to "bezsensowny obieg pieniądza". Wskazał, że państwo nie ma żadnych swoich pieniędzy, a to co wydaje, pochodzi np. z podatków. "Gdybyśmy tę reformę przeprowadzili rok temu, to podwyżki VAT w tym roku (2011 - PAP) by nie było" - poinformował.

 

Dodał, że dla państwa nie ma znaczenia, czy wydatki na emerytury finansowane są z aktualnych składek emerytalnych, czy z wyższych podatków, ale zapewnił, że one nie jest zwolennikiem ani podnoszenia podatków, ani składki rentowej.

 

Zgodnie z rządowym projektem zamiast 7,3 proc. składki, do OFE ma trafiać 2,3 proc., a 5 proc. będzie księgowane na kontach osobistych w ZUS. Rząd chce w ten sposób ograniczyć przyrost długu publicznego i deficytu.

 

mmu/ asw/ dol/ pad/ gma/