Obowiązujący obecnie kodeks pracy pochodzi z 1974 r. Teraz, po 44 latach jego obowiązywania, mogło dojść do gruntownego "przemeblowania" prawa pracy. Zmiany te stoją jednak pod znakiem zapytania, biorąc pod uwagę najnowsze doniesienia medialne.
Sebastian Koczur: Obecnie obowiązujący kodeks pracy pochodzi z innej epoki, jeśli chodzi o ustrój gospodarczo-społeczno-polityczny. Kodeks był jednak gruntownie nowelizowany. Można rzec, że on się "broni" w warunkach gospodarki wolnorynkowej. Nie jest trafny pogląd, że na dzień dzisiejszy prawo pracy nie przystaje do życia i nie chroni pracownika. Można wręcz niekiedy postawić tezę, że kodeks pracy chroni zbyt mocno pracownika. Przy dzisiejszym rozwoju źródeł komunikacji, możliwości znalezienia informacji w Internecie, pracownik może łatwo poznać swoje prawa i roszczenia przeciwko pracodawcy. Z praktyki zawodowej wiem, że ochrona pracownika jest silnie zapisana. Nie przeszkadza to jednak temu, by w nowatorski sposób spojrzeć na prawo pracy i uchwalić nowe regulacje. Komisja przygotowała dwa kodeksy. Przygotowanie przez nią kodeksu zbiorowego prawa pracy uznać należy za zmianę jakościową. Obecnie regulacje w tej materii są mocno rozproszone. Gdyby te przepisy zostały uchwalone, to uporządkowalibyśmy prawo pracy. Tak pewnie jednak się nie stanie.
[-DOKUMENT_HTML-]
Jednym z założeń przyświecających Komisji Kodyfikacyjna Prawa Pracy miała być walka ze "śmieciówkami", które niekiedy zastępują umowy o pracę. Skoncentrujmy się na problemie umów cywilnoprawnych, zawieranych dla obejścia prawa pracy. Jak z Pana doświadczenia, obowiązujące regulacje chronią osoby, które zawierają umowy zlecenia, choć w rzeczywistości świadczą pracę jak pracownicy?
Pojawiają się takie zjawiska. Dlatego Komisja zajęła się tym zagadnieniem. Należy jednak stwierdzić, że obowiązujące przepisy chronią osoby, które w ramach umowy cywilnoprawnej wykonują pracę. Na dzień dzisiejszy pracownik ma jasno zdefiniowane roszczenie o ustalenie istnienia stosunku pracy. Może on w sądzie wykazywać, że strony łączyła umowa o pracę. Tak jak w każdej sprawie, taki spór wiąże się z kwestią dowodzenia. Powód musi więc wykazać, że świadczył pracę na podstawie umowy o pracę.
Czy na dzień dzisiejszy łatwo jest udowodnić tę okoliczność w sądzie?
Taka sprawa może być wygrana, choć proces będzie trwał. Problemem jest właśnie "szybkość" postępowania, gdyż takie procesy trwają kilka lat. Z pewnością jest to związane z limitowaną liczbą sądów pracy. W Krakowie tylko w jednym z czterech sądów rejonowych utworzono wydział pracy. Obsługuje on sprawy pracownicze ze wszystkich tych sądów. Potencjalny powód musi się więc zastanowić, czy opłaca mu się proces, który może trwać dwa-trzy lata. Przepisy dają jednak narzędzia, dzięki którym można ustalić zawarcie umowy o pracę. W takich sprawach czynnie może brać udział inspektor pracy, choć muszę przyznać, że nie spotkałem się w mojej praktyce z takim przypadkiem. Warto zwrócić uwagę, że ustawodawca w ostatnich latach podejmował działania przeciwdziałające obchodzeniu prawa pracy. W szczególności ukrócił on zakusy niektórych przedsiębiorców przed nadużywaniem "śmieciówek", wprowadzając np. regulacje dotyczące minimalnej stawki godzinowej. Pamiętajmy też, że umowy zlecenia są "ozusowane".
Trudno na dzień dzisiejszy powiedzieć, czy propozycje ekspertów będą kiedykolwiek procedowane w Parlamencie. W czwartek rzecznik PIS Beata Mazurek poinformowała, że PiS nie poprze tych propozycji. Gdyby jednak kodeksy uchwalono, warto zwrócić uwagę na jeden z bardziej ciekawych przepisów proponowanej ustawy. Komisja chciała wprowadzić w kodeksie pracy art. 50 o następującym brzmieniu: "istotne wątpliwości dotyczące ustalenia, czy praca jest wykonywana w formie zatrudnienia czy samozatrudnienia, sąd rozstrzyga na korzyść zatrudnienia. Pracodawca zaprzeczający istnieniu stosunku pracy ma obowiązek przeprowadzenia dowodu, że praca nie jest wykonywana pod jego kierownictwem". Jak Pan ocenia tę regulację?
Szereg proponowanych przez ekspertów przepisów (np. art. 46) mówi o "ustaleniu istnienia lub nieistnienia stosunku pracy". Oznacza to, że Komisja nie proponuje wprowadzenia domniemania istnienia stosunku pracy. Zdanie 2 art. 50 nakłada natomiast na pracodawcę obowiązek dowodowy. Ma on przedstawić dowód, że praca nie była wykonywana pod jego kierownictwem. Jak przeprowadzić dowód na ustalenie nieistnienia jakiejś okoliczności? Zasadą powinno być dowodzenie istnienia faktów, a nie ich nieistnienia. Czy pozwany powinien przedstawić sądowi brak maili, brak pism, brak ustnych poleceń - na okoliczność tego, że praca nie była wykonywana pod jego kierownictwem? To trudne dowodowo. Zwróćmy uwagę na użyte w tym zdaniu sformułowanie "pod jego kierownictwem". Z orzecznictwa SN wynika, że kierownictwo pracodawcy nie jest elementem, który rozstrzyga o istnieniu lub nieistnieniu stosunku pracy. SN zwrócił uwagę, że w cywilnoprawnych umowach pojawia się także jakaś forma kierownictwa. Proponowana regulacja wymusza na pracodawcy przeprowadzenie dowodu, że praca nie była wykonywana pod kierownictwem. Jeśli nie przeprowadzi tego dowodu, to sąd ustali stosunek pracy. Przepis ten "wiąże ręce" też samemu sądowi pracy.
[-OFERTA_HTML-]
Kto skorzystałby, w razie uchwalenia takiej regulacji?
Niewątpliwie art. 50 jest bardzo propracowniczy. Powód może bowiem skorzystać na tym, że pozwany jest związany obowiązkiem dowodowym wynikającym z tego przepisu.
Niektórzy członkowie Komisji nie głosowali za przyjęciem proponowanych zmian. Jedną z osób przeciwnych regulacjom była prof. dr. hab. Monika Gładoch. Z jej oświadczenia wynika m.in., że przytoczony wyżej art. 50 godzi w wolność działalności gospodarczej i wolność pracy. Prof. Gładoch stwierdziła też, że przepis ten w praktyce wprowadzi niewzruszalne domniemanie, a pracodawca nie będzie w zasadzie mógł go obalić. Jak Pan zapatruje się na tę kwestię?
Moim zdaniem, takie stwierdzenie jest zbyt "mocne". Paradoksalnie można powiedzieć, że prawo pracy jako takie godzi w wolność gospodarczą. Wolność taką mają jedynie przedsiębiorcy wykonujący jednoosobowo działalność, którzy nie zatrudniają pracowników. Zatrudnienie choć jednej osoby powoduje, że pracodawca "wchodzi" w reżim prawa pracy. Na tej samej zasadzie można by powiedzieć, że minimalne wynagrodzenie za pracę godzi w wolność gospodarczą.
Czy w Pana ocenie możliwe jest wprowadzenie innych mechanizmów prawnych, które lepiej ważyłby interesy osób na "śmieciówkach" - faktycznych pracowników i pracodawców?
Analizowałem proponowany przez Komisję art. 50 kodeksu pracy i wydaje mi się, że można by go ulepszyć.
Po pierwsze, w art. 50 sugerowałbym zastąpić słowo "kierownictwo" słowem "podporządkowanie". Byłoby to bardziej "bezpieczne" rozwiązanie. Można by wówczas łatwo rozróżnić daną umowę na tę "podpadającą" pod prawo pracy od tej właściwej prawu cywilnemu. Słowo "podporządkowanie" ma bowiem szersze znaczenie w prawie pracy niż "kierownictwo". Podporządkowanie wiąże się też z kwestią ekonomiczną czy organizacją.
Po drugie, postawiłbym odważną tezę, by w art. 50 wprowadzić zupełnie inne rozwiązanie prawne. Można by rozważyć wprowadzenie w zdaniu 1 art. 50 jednoznacznego domniemania istnienia stosunku pracy. W zdaniu drugim tego przepisu należałoby jednak wpisać, że powyższe domniemanie może być obalone przez pracodawcę. Pracodawca nie powinien mieć bowiem żadnych ograniczeń czy obowiązków dowodowych w tym zakresie. Taki przepis byłby bardziej przejrzysty.
Los propozycji ekspertów jest mocno niepewny. Czy kodeksy przygotowane przez Komisję podobają się Panu?
Jako osoba, która zna prawo pracy, uznaję kodeksy za ambitne i nowatorskie. Wprowadzają one pewną nową jakość do prawa pracy. Najlepiej to widać na przykładzie art. 1 kodeksu pracy. Proponowany przepis odnosi się do praw człowieka pozostających w związku z wykonywaniem pracy zarobkowej. Zupełnie inaczej wygląda art. 1 obecnie obowiązującego kodeksu pracy. Gdyby jednak doszło do uchwalenia tych regulacji, to z pewnością nowe przepisy będą jednak, zwłaszcza na początku ich obowiązywania, słabo czytelne dla stron stosunku pracy. Można pogubić się w nich, biorąc pod uwagę, że to obszerna nowelizacja. Należy jednak podkreślić, że albo zmieniamy gruntownie prawo pracy, albo tkwimy w tym co jest.
Szkoda będzie Panu propozycji przedstawionych przez Komisję, jeśli projekty trafią do kosza?
Owszem, szkoda, ponieważ pozbawiamy się możliwości dokonania dużego jakościowego skoku w rozwoju prawa pracy w Polsce.
Rozmawiała Aleksandra Partyk
Więcej artykułów dotyczących projektów nowych kodeksów tutaj >>