Analitycy podkreślają, że ceny ofertowe, czyli wyjściowe mieszkań, są prawie zawsze wyższe od transakcyjnych, gdyż zwyczajowo sprzedający schodzi z ceny, aby nabywca miał poczucie, że udało mu się coś utargować. Obniżki wynosiły zazwyczaj około 5 proc., choć kryzys spowodował, że mogą być większe.
"Bardziej do wyobraźni przemawiają chyba jednak konkretne kwoty. Z naszych wyliczeń wynika, że przy jednej transakcji nabywcy może zostać w kieszeni nawet 16 tys. złotych, więc jest o co walczyć" - powiedział PAP pełnomocnik zarządu w agencji nieruchomości Emmerson Jarosław Skoczeń.
Z wyliczeń Emmersona wynika, że średnia różnica pomiędzy cenami ofertowymi i transakcyjnymi mieszkań z rynku wtórnego zwiększa się nieprzerwanie od początku tego roku. W styczniu było to średnio 13,3 tys. zł, w lutym - 15,4 tys., a w marcu - 16 tys. zł.
"Nie mamy jeszcze danych za kwiecień, ale wszystko wskazuje na to, że ta różnica pozostanie na tym samym poziomie lub nawet się zwiększy" - powiedział PAP Skoczeń.
Dodał, że obecna sytuacja świadczy o tym, że na rynku nieruchomości nie należy oczekiwać większych zmian. Mamy bowiem do czynienia z rynkiem kupującego, z czego skwapliwie starają się korzystać osoby poszukujące mieszkania. Właściciele lokali mieszkalnych, którym zależy na znalezieniu nabywcy muszą nieraz znacznie schodzić z ceny. Wyjątkowo duże obniżki sięgają nie kilkunastu, ale nawet kilkuset tysięcy złotych.
Z danych agencji nieruchomości Metrohouse wynika, że od początku tego roku liderem pod względem wzrostu różnic między cenami ofertowymi i transakcyjnymi była Gdynia, gdzie różnica ta wynosiła ok. 12 proc., podczas gdy w Gdańsku było to ok. 4-7 proc. w marcu, a w Warszawie - ok. 6 proc. Nieduże różnice między cenami ofertowymi i transakcyjnymi, w granicach 3 proc., notowano w ostatnich miesiącach w Poznaniu. (PAP)
ska/ mki/ itm/