Wyrok zapadł w środę w Sądzie Okręgowym w Opolu. Sąd ukarał w ten sposób właściciela firmy deweloperskiej i budowlanej Czesława W., który na podstawie sfałszowanych m.in. dokumentów bankowych sprzedał blisko 40 mieszkań w Opolu. Mężczyzna miał postawionych 81 zarzutów.
Dotyczyły one oszustw, wyłudzenia poświadczenia nieprawdy w akcie notarialnym oraz wprowadzania w błąd co do stanu prawnego nieruchomości, a także fałszowania dokumentów. Sąd uznał, że W. jest winny wszystkich zarzucanych mu czynów.
Uzasadniając wyrok sędzia Dariusz Kita zaznaczył, że pięcioletni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej dotyczy nie tylko działalności prowadzonej we własnym imieniu i na własny rachunek, ale też spraw innych osób prowadzących działalność w charakterze ich pełnomocnika, prowadzenia spółek jawnych i cywilnych w charakterze wspólnika lub pełnomocnika tych spółek czy np. występowania jako pełnomocnik spółek zajmujących się kupnem i sprzedażą nieruchomości, wynajmem i zarządzaniem nieruchomościami, pośrednictwem w obrocie nieruchomościami czy zarządzaniem nieruchomościami wykonywanym na zlecenie stałe. „W ocenie sądu umożliwienie oskarżonemu prowadzenia takiej działalności gospodarczej w dalszym ciągu zagrażałoby istotnym dobrom chronionym prawem” – uznał sędzia Kita.
Czesław W. ma też pokryć koszty zastępstwa adwokackiego wobec 26 pokrzywdzonych – w sumie ponad 38 tys. zł i zapłacić na rzecz Skarbu Państwa tytułem poniesionych wydatków i opłat sądowych w sumie ponad 10 tys. zł.
Obowiązek naprawienia szkody wobec sześciu pokrzywdzonych (blisko 1 mln zł) dotyczy osób, które W. wprowadził w błąd i skłonił do przekazania sobie kwot wskazanych w wyroku (w wysokości od 100 tys. zł do 293 tys. zł), w zamian za co obiecał przeniesienie własności nieruchomości i wydanie mieszkań. „Ta obietnica nie została zrealizowana” – mówił sędzia.
Inną grupą pokrzywdzonych byli ci, którzy wpłacili pieniądze i na podstawie sporządzonych u notariusza umów dostali potwierdzenie własności lokali. Sąd uznał, że doszło w ich przypadku do wprowadzenia w błąd i niekorzystnego rozporządzenia mieniem, ale otrzymali oni ekwiwalenty w postaci mieszkań, których są właścicielami.
Jedna z kobiet pokrzywdzonych w ten sposób, która ma mieszkanie i akt notarialny potwierdzający jej własność, powiedziała po wyroku, że jest dobrej myśli i wierzy, że sprawa dobrze się dla niej skończy. „Kupowaliśmy te mieszkania w dobrej wierze. Nie wiedzieliśmy, że dokumenty, na podstawie których nam je sprzedawano, były sfałszowane, a bank, który dał kredyt, nie odzyskał pieniędzy” – mówiła. Zaznaczyła jednak, że „niepewność pozostaje”. „Ciężko stwierdzić, czy, kto i kiedy może się upomnieć o pieniądze. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle, jak nas niektórzy straszą i że nie będziemy znowu płacić za te mieszkania” – dodała.
W ocenie sądu czyn Czesława W. „cechuje wysoki stopień społecznej szkodliwości”. Jak uzasadniano - oskarżony dopuścił się wszystkich przestępstw „działając umyślnie i mając pełne rozeznanie co do tego”, co robi. „Wymierzana kara zatem powinna być surową” – zaznaczył sędzia Kita.
Dodał, że Czesław W. był już wielokrotnie karany; w jego karcie karnej z lutego 2016 zarejestrowano 11 skazań. Sąd wziął jednak pod uwagę także to, że W. przyznał się do popełnienia zarzuconych mu przestępstw, wyraził skruchę i wolę naprawienia szkód. „W żadnym wypadku sąd nie znalazł jednak najmniejszych podstaw do tego, o co wnosiła obrona – aby rozważać warunkowe zawieszenie wykonania kary” – uznał sędzia.
Dowiedz się więcej z książki | |
Prawo budowlane. Komentarz
|
Proces Czesława W. ruszył w lutym 2015 r. Z aktu oskarżenia wynikało, że W. w latach 2007-2010, posługując się sfałszowanymi dokumentami banku, miał sprzedać blisko 40 mieszkań za ponad 10 mln zł. Większość zarzutów dotyczyła oszustw, których skutkiem było tzw. niekorzystne rozporządzenie mieniem znacznej wartości przez kupujących, którzy byli przekonani, iż kupowane przez nich mieszkania nie są obciążone hipoteką.
Tymczasem w rzeczywistości tak było, gdyż deweloper wziął kredyt na ich wybudowanie. Mężczyzna przedkładał też przy podpisywaniu aktów notarialnych sfałszowane zaświadczenie o tzw. samodzielności lokali, które wydawać miał opolski urząd miasta. Pokrzywdzonych w ten sposób zostało blisko 70 osób.
W. przyznał się w trakcie śledztwa i sprawy do zarzucanych czynów. Zeznał m.in., że fałszowane dokumenty wymyślał i tworzył sam na firmowym komputerze, a używane do nich pieczątki skanował. Część dokumentów miał fałszować np. dlatego, że nie miał czasu czekać na właściwe, wydawane np. przez urząd miasta. Swoje postępowanie tłumaczył m.in. kwestią załamania się rynku nieruchomości. W trakcie procesu W. chciał się dobrowolnie poddać karze, ale nie zgodziła się na to część pokrzywdzonych. (PAP)