Specjalistka wskazała, że samorząd woj. śląskiego przygotowuje aktualizację wojewódzkiego programu małej retencji wodnej w bardziej całościowym niż dotąd ujęciu – nie tylko poprzez planowanie budowy sztucznych zbiorników na głównych ciekach wodnych, ale też przez szereg ograniczonych działań w innych miejscach, skąd spływają wody trafiające do wylewających potem rzek.
Czytaj: NIK: w Polsce nie doceniamy małej retencji w walce z suszą i powodziami>>>
Wobec braku odpowiedniego prawa w tym zakresie samorządowcy rozpatrują np. możliwość zachęcenia Narodowego lub Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach do wypracowania preferencji przy finansowaniu proponowanych przez nich rozwiązań.
W czwartek NIK podała, że samorządy z woj. śląskiego i małopolskiego nie wiedziały, które ich obszary są zagrożone powodzią i suszą, a także, że przygotowane tam programy małej retencji były od lat nieaktualne, a ich realizacja bardzo opóźniona. „Tym samym nie można było należycie wykorzystać skutecznego narzędzia, jakim jest mała retencja do walki ze skutkami długotrwałych susz i powodzi” - uznała NIK
W rozmowie z PAP szefowa referatu gospodarki wodnej w Urzędzie Marszałkowskim Woj. Śląskiego zastrzegła m.in., że w przepisach ustaw (Prawo wodne, Ustawa o samorządzie województwa) nie ma jasno sprecyzowanego obowiązku prowadzenia przez samorząd województwa działań dotyczących małej retencji. Efektem jest poważny problem - brak jasnej delegacji realnie uniemożliwia realizację tego typu działań w aspekcie rzeczowym czy finansowym.
„Jeżeli nie jest jasno napisane, że coś jest naszym zadaniem własnym, czy też zleconym z zakresu administracji rządowej, nie powinniśmy na to przeznaczać środków” - wskazała Owczarek-Nowak.
Przyznała, że choć funkcję koordynującą zadania małej retencji można wywodzić z ogólnych przepisów, które nakładają na samorząd województwa obowiązek kreowania polityki regionalnej, w tej sytuacji nie ma możliwości egzekucyjnych. „Nie możemy np. powiedzieć, że daną miejscowość w dolinie rzeki należałoby przesiedlić, bo to będzie doskonałe miejsce np. na retencję wody - choćby ze względów merytorycznych byłoby to jak najbardziej uzasadnione. To jednak nie nasza kompetencja” - wyjaśniła.
Choć organami zobowiązanymi do działań w zakresie polityki wodnej są jednostki administracji rządowej, a rola wykonawcza spoczywa na Regionalnych Zarządach Gospodarki Wodnej, Prawo wodne nie zawiera zapisu, że któraś konkretna instytucja ma obowiązek zajmować się małą retencją.
"Jest powiedziane (w Prawie wodnym – PAP), że ochrona przed powodzią i suszą jest +obowiązkiem organów administracji rządowej i samorządowej+. Konstrukcja tego przepisu uniemożliwia konkretne działania – ma bardzo ogólny wydźwięk. W innym artykule jest natomiast zapis, że jedną z metod zapobiegania powodzi jest rozwijanie systemów sztucznej i naturalnej retencji. Z tych ogólnych przepisów nie sposób wywodzić konkretnych obowiązków” - podkreśliła Owczarek-Nowak.
Wskazała, że programy małej retencji przyjmują obecnie sejmiki województw, podobnie jak w przypadku innych programów wojewódzkich. Problem z programami małej retencji wynika m.in. z faktu ich niedookreślenia w przepisach prawa. W przypadku innych podobnych dokumentów (np. programów ochrony środowiska, programów ochrony powietrza czy planów gospodarki odpadami) prawo określa, co te dokumenty powinny zawierać, jakie procedury obejmować i jakie rodzą obowiązki czy ograniczenia dla innych podmiotów. Niektóre z tych dokumentów zyskują nawet status aktu prawa miejscowego, co podnosi ich rangę.
Bartosz Rakoczy
Wybrane problemy prawa wodnego>>>
W przypadku programów małej retencji nie ma takich mechanizmów prawnych. Owczarek-Nowak oceniła, że wynika to m.in. z historii tego dokumentu. W 1995 r. na szczeblu ministerialnym podpisano porozumienie nt. współpracy w zakresie rozwoju małej retencji - efektem były prace wojewódzkich zarządów melioracji i urządzeń wodnych nad programami małej retencji. Po reformie administracyjnej wojewódzkie zarządy melioracji (wraz z programami) trafiły do województw. Kolejne porozumienie na szczeblu centralnym z 2002 r. m.in. utrzymało wojewódzkie programy jako narzędzie do prowadzenia gospodarki wodnej w zakresie małej retencji.
„W ten sposób samorządy województw dostały zadanie polegające na utrzymywaniu i aktualizowaniu programów małej retencji. I województwa tworzyły te programy, ale z realizacją było już różnie. Bo realizujemy np. te zbiorniki, które wymagane są prawem – jednak nie dlatego, że są to zbiorniki małej retencji, ale dlatego, że to tzw. zbiorniki zaliczane do urządzeń melioracji wodnych podstawowych, czyli istotne do celów rolniczych, a budowa takich urządzeń jest obowiązkiem marszałka województwa” - podkreśliła specjalistka.
„Nikt nie buduje zbiorników dla małej retencji samej w sobie, ale przede wszystkim aby mieć wodę do celów pitnych, pożarowych, rolniczych, rekreacyjnych lub wspomóc ochronę przed powodzią. A mała retencja jest dopiero gdzieś tam w tle” - uściśliła.
Jak zaznaczyła, „słaba realizacja zadań związanych z małą retencją to efekt braku odpowiednich mechanizmów prawnych i finansowych”. „Przez to, mówiąc kolokwialnie, programy małej retencji na dziś stanowią trochę koncerty życzeń” - uznała Owczarek-Nowak. Wskazała, że do programów trafiają najczęściej oddolne inicjatywy projektów takich inwestycji – o ile nie są sprzeczne np. ze względami ekologicznymi.
Jej zdaniem związane z małą retencją problemy systemowe nie są do rozwiązania na poziomie samorządu województwa. Pewną próbą działań może być jednak przygotowywana od pewnego czasu aktualizacja programu małej retencji dla woj. śląskiego (dotychczasowy został zatwierdzony w 2005 i anektowany w 2006 r.).
Aby całościowo ująć problem, w projekcie aktualizacji programu mają znaleźć się różne działania: od budowy zbiorników suchych i mokrych, przez modernizację systemów melioracji wodnych nawadniająco-odwadniających, propagowanie retencji nietechnicznej, spowalnianie spływów powierzchniowych w miastach, aż po upowszechnianie wiedzy w tej dziedzinie. Ma to służyć maksymalnym korzyściom, również w dziedzinie ochrony przed powodziami.
Jak podkreśliła Owczarek-Nowak, chodzi o podejście zgodne z zasadą, że problemów powodziowych nie należy rozwiązywać poprzez interwencje jedynie w dolinie wylewającej rzeki, lecz poprzez szereg działań w całej zlewni, także na niedotykanych powodziami terenach, z których spływają trafiające potem do tej rzeki wody.
„Dotąd programy małej retencji były tworzone jako propozycje budowy zbiorników wodnych. Retencja to jednak o wiele szerszy temat – prócz retencji zbiornikowej (małej i dużej) to gromadzenie wody w systemach melioracji wodnych (rowy melioracyjne, systemy drenarskie), najprzyjaźniejsza naturze retencja naturalna (ochrona torfowisk, bagien, pilnowanie retencji dolin rzecznych) czy mikroretencja (nawet gromadzenie deszczówki w beczkach) i retencja wód opadowych na obszarach zurbanizowanych (np. budowane na Zachodzie tzw. ogrody deszczowe)” - wymieniła specjalistka.
„W tej aktualizacji będziemy chcieli dać ramy również takich przedsięwzięć, łącznie ze sprawami edukacji czy publikacji” - zapowiedziała. Ponieważ samorząd województwa nie ma mocy, by egzekwować takie założenia, sposobem na ich wprowadzenie mogłaby być np. próba przekonania Narodowego lub Wojewódzkiego Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach do wypracowania takich kryteriów pomocowych, aby przewidziane w aktualizacji programu rozwiązania mogły być finansowane chociażby z tego źródła.
Całościowe podejście do aktualizacji programu małej retencji dla woj. śląskiego mogłoby też ułatwić rozwiązywanie problemów z wodą we współpracy z samorządami gminnymi. Samorządy tego szczebla (z prawnie chronioną niezależnością) mogą prowadzić odrębne polityki w tym zakresie. Wynika to z zapisów Ustawy o samorządzie gminnym, zgodnie z którą zaspokajanie zbiorowych potrzeb gminnej wspólnoty samorządowej należy do zadań własnych gminy.
„Inaczej wygląda zarządzanie ryzykiem powodziowym i ochrona przed skutkami suszy (mała retencja jest metodą działania w obydwóch tych przypadkach) w dolinach rzek, a inaczej w górnej części zlewni, na działach wód. Jeżeli chcemy zarządzać ryzykiem powodziowym, powinniśmy zacząć od zatrzymywania wód w całej zlewni, szczególnie w wyższych jej częściach – budować małe zbiorniki, zastawki na rowach, zapobiegać osuszaniu bagien i torfowisk, wykorzystywać retencję kanałową. My zwykle koncentrujemy się na dolinach i korytach dużych rzek – tam budujemy wały przeciwpowodziowe czy duże zbiorniki retencyjne. Tymczasem te wszystkie działania powinny się uzupełniać” - zaznaczyła specjalistka.
Wskazała przy tym, że samorządy gminne jak najbardziej mogą realizować obiekty małej retencji. „Ale jeżeli nie jest napisane otwartym tekstem, że samorząd gminny jest zobowiązany na swoim terenie rozwijać systemy małej retencji wód – np. w granicach określonych planem zarządzania ryzykiem powodziowym, który byłby dobrym narzędziem do tego celu – nie będzie tego robił. Zbuduje zbiornik dla zapewnienia sobie wody pitnej czy dla zaspokojenia innych potrzeb lokalnej społeczności — bo takie obowiązki ma realizować” - uznała.
W tym kontekście jej zdaniem sprawa powinna znajdować odzwierciedlenie w polityce przestrzennej wszystkich samorządów gminnych. „Jeżeli nie będziemy tej spadającej z deszczem wody racjonalne gromadzić wszędzie, gdzie to możliwe, tylko będziemy chcieli jak najszybciej spuszczać ją niżej, do głównej rzeki, nigdy nie poradzimy sobie z tymi problemami” - oceniła Owczarek-Nowak.(PAP)