Od tego roku co prawda zwiększyła się z 800 mln do 1 mld zł kwota przeznaczona na Fundusz Rozwoju Przewozów Autobusowych w Ministerstwie Infrastruktury. Z roku na rok zwiększa się także liczba dofinansowanych przywróconych połączeń autobusowych. Dla porównania, w 2019 r. dofinansowano 1228 linii komunikacyjnych, w ubiegłym roku było ich ok. 6703. Patrząc na same liczby, można wnioskować, że jest lepiej, ale większe dofinansowania na komunikację niekoniecznie przekładają się na praktykę i realne rozwiązywanie problemów. 

Dopłaty nie pomagają w dojeździe do przychodni

Środki Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych są przeznaczone dla samorządów na dofinansowanie zadań zapewnianiających funkcjonowanie przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej, z wyłączeniem komunikacji miejskiej. Dofinansowanie jest przyznawane w formie dopłaty do kwoty deficytu pojedynczej linii komunikacyjnej w przewozach autobusowych o charakterze użyteczności publicznej. - Kwota dofinansowania do każdego kilometra to 3 zł. Dopłacie ze środków Funduszu podlegają linie komunikacyjne niefunkcjonujące co najmniej 3 miesiące przed dniem wejścia w życie ustawy z 16 maja 2019 r. o Funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej, oraz na które umowa o świadczenie usług w zakresie publicznego transportu zbiorowego została zawarta po dniu wejścia jej w życie – mówi nam Anna Szumańska, rzecznik prasowy Biura Komunikacji Ministerstwa Infrastruktury (MI).

Resort ma także drugi mechanizm wsparcia samorządów, który ma przeciwdziałać wykluczeniu komunikacyjnemu. – Są to środki na inwestycje drogowe realizowane przez władze samorządowe z Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg – mówi Anna Szumańska. Środki mogą być przeznaczone m.in. na remont, budowę i przebudowę dróg gminnych, powiatowych i wojewódzkich. Wydaje się jednak, na co wskazuje praktyka, że nie rozwiązuje to całkowicie problemu z dojazdem do placówki medycznej.

Na wsi choruje się inaczej

Dr Paweł Grabowski, specjalista medycyny paliatywnej, bioetyk, który w 2009 r. założył Fundację Hospicjum Proroka Eliasza na Podlasiu – pierwsze w Polsce wiejskie hospicjum domowe, w rozmowie z Prawo.pl mówi, że na wsi choruje się inaczej i umiera się inaczej. Szczególnie na terenie wyludniającym się, do którego trafił, gdzie gęstość zaludnienia jest kilkusetkrotnie mniejsza niż w dużym mieście. - Zrozumiałem, że to oznacza brak dostępności. Do tego dochodzi wykluczenie komunikacyjne. Są wsie, gdzie do przystanku idzie się 45 minut, nie ma sklepu, oprócz obwoźnego raz w tygodniu. Jak ma sobie z tym poradzić starsza kobieta, która ma nieuleczalnie chorego męża albo osoba chora z balkonikiem - pyta. Dodaje, że zdarza się, że zerwie się linia z prądem. - Do dziś są wioski wykluczone informatycznie, nie jestem w stanie wystawić tam e-recepty, bo nie ma zasięgu - dodaje.

Czytaj też: Dr Grabowski: Są wioski, gdzie nie mogę wystawić e-recepty, bo nie ma zasięgu

Problem nie dotyczy oczywiście tylko Podlasia. - W onkologii mamy pacjentów, którzy nie są w stanie korzystać z programów lekowych, ponieważ nie mają jak dojechać na leczenie – mówiła na jednym z posiedzeń sejmowej Podkomisji stałej do spraw zdrowia publicznego Dorota Korycińska, prezes Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej i Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska–Alba Julia.

Potwierdza to także Wojciech Wiśniewski, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich. - Przez 3 lata miałem przyjemność i zaszczyt pracować dla Onkofundacji Alivia, która wspiera pacjentów onkologicznych. Każdego roku 10–12 proc. z wielomilionowego programu wsparcia „Skarbonka” trafiało nie na jakieś technologie za pół miliona, a najczęściej na refinansowanie kilometrówek dla pacjentów, którzy mają problem w dostępie do opieki. Tak było wówczas, a według mojej najlepszej wiedzy nie zmieniło się to do dzisiaj - mówi. Powołał się na amerykańskie badania, które wskazują, że jeżeli dystans dzielący pacjenta od ośrodka przekracza 80 km lub godzinę jazdy, to rozpoznanie choroby nowotworowej następuje później. Alivia także w czasie pandemii, dzięki wsparciu darczyńców, dowoziła pacjentów do placówek medycznych. Z tej możliwości skorzystało kilka tysięcy chorych.

Premia do transportu, który ułatwi dostęp do ochrony zdrowia

To, że wykluczenie transportowe to także wykluczenie zdrowotne, nie ma wątpliwości Jan Harasymowicz, asystent społeczny posłanki Joanny Wichy, który specjalizuje się w budownictwie, infrastrukturze i transporcie. - Mamy doniesienia medialne o tym, że np. karetka utknęła gdzieś w błocie i nie dojechała do pacjenta – mówił na posiedzeniu podkomisji.

W jego ocenie warto byłoby, aby MI premiowało poprawę dostępności ochrony zdrowia w punktacji dotyczącej programów dofinansowania do transportu publicznego. Innym rozwiązaniem, jak podkreślił, mogłoby być uruchomienie przez resort zdrowia cyklicznego programu dojazdów medyków. - Zespół składający się np. z lekarza czy lekarki oraz pielęgniarza bądź pielęgniarki dojeżdżałby do mniejszych miejscowości, przykładowo na poziomie miejscowości sołeckich, które są całkowicie wykluczone transportowo - mówi. 

Jak dodał, wykluczenie transportowe w Polsce sięga nawet kilkunastu milionów osób. Jan Harasymowicz wskazuje, że brak swobodnego dostępu do leczenia może powodować poważne konsekwencje zdrowotne. – Wykluczenie transportowe powoduje też to, że zamiast przystąpić do prawidłowego leczenia, osoby próbują leczyć się na własną rękę, czy to za pomocą jakiejś suplementacji, czy to za pomocą leków bez recepty, które niekoniecznie akurat w danym przypadku mogą być skuteczne. A bez właściwej pomocy lekarskiej mogą być zupełnie nieskuteczne bądź przeciwskuteczne - zaznaczył.

Polacy żyją krócej

Analiza danych w raporcie „Sytuacja zdrowotna ludności Polski i jej uwarunkowania”, opracowanym przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny, wskazuje, że nastąpiło zasadnicze pogorszenie stanu zdrowia Polaków. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety żyją krócej, na co wpływ miała także pandemia Covid-19. - Skrócenie długości życia mieszkańców miast w 2020 r. było wyraźnie związane z wielkością miasta, tj. im większe miasto, tym było ono mniejsze. Z analizy raportu wynika, że najmniej korzystnym środowiskiem zamieszkania w Polsce są najmniejsze miasta poniżej 5 tys. mieszkańców, których ludność żyje najkrócej, natomiast przeciętnie najdłużej żyją mieszkańcy największych miast, z wyjątkiem Łodzi, bowiem łodzianie żyją nawet krócej niż mieszkańcy miasteczek – mówi Kinga Jabłuszewska, naczelnik wydziału w Departamencie Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia.