Podczas wtorkowej rozprawy obrona i oskarżony wnieśli o uniewinnienie, natomiast prokurator - o utrzymanie w mocy wyroku sądu rejonowego.
Oskarżony lekarz konsekwentnie utrzymuje, że jest niewinny, ponieważ kwalifikując organy do przeszczepu nie wiedział o zakażeniu dawcy nowotworem. Andrzej P. mówił podczas rozprawy, że sam czuje się ofiarą niedoskonałego systemu rozpoznawania nowotworów, gdyż badania histopatologiczne, które zlecił, nie były wystarczająco dokładne.
Krajowy konsultant ds. transplantacji prof. Wojciech Rowiński, który zeznawał w procesie jako biegły, nie wskazał jednoznacznie, czy oskarżony lekarz powinien był odstąpić od przeszczepu. Zaznaczył, że podejrzenie występowania grasiczaka u dawcy organów nie musiało być kategorycznym przeciwwskazaniem do przeszczepu, gdyż mógł on mieć postać łagodną nowotworu. Jak tłumaczył Rowiński, dopiero po fakcie, gdy okazało się, że dawca był chory na nowotwór inny niż wskazywały początkowe przypuszczenia, wobec braku pełnych badań, można stwierdzić, że bezpieczniej było zrezygnować z przeszczepu.
Prof. Rowiński przytoczył dane, z których wynika, że przeniesienie nowotworu po przeszczepie organów zdarza się niezwykle rzadko. W Polsce na 16,5 tys. przeszczepów nerek od osób zmarłych tylko czterokrotnie doszło do przeniesienia choroby nowotworowej. Choroba u dawcy nie była rozpoznana.
Prof. Rowiński podkreślił, że w ostatnich latach na świecie dopuszcza się już przeszczepy od dawców z rozpoznanym nowotworem, co wynika z braku organów do przeszczepu i zagrożenia śmiercią pacjentów oczekujących na przeszczep. Dzieje się tak przy porozumieniu lekarzy i pacjentów.
Proces 69-letniego Andrzeja P., będącego obecnie na emeryturze, dotyczy przeszczepów nerek, w czerwcu 2005 r. pobranych od 19-letniego dawcy. Nerki przeszczepiono dwóm pacjentom. Po przeszczepie zachorowali oni na białaczkę limfoblastyczną i zmarli.
Sąd rejonowy w listopadzie ubiegłego roku uznał lekarza winnym tego, że jako koordynator ds. transplantacji w szpitalu specjalistycznym nr 4 w Lublinie zakwalifikował nerki do przeszczepu, mimo że doraźne badania wycinków grasicy pobranych od dawcy wskazywały na możliwość zainfekowania jego organizmu komórkami nowotworowymi.
Badania te wskazywały na zainfekowanie komórkami grasiczaka. Późniejsze badania genetyczne i molekularne, przeprowadzone po przeszczepach, wykazały, że nie był to nowotwór grasicy, tylko chłoniak, który spowodował u pacjentów białaczkę limfoblastyczną - chorobę nowotworową krwi.
Andrzej P. wyjaśniał, że podczas pobierania narządów od dawcy lekarze widzieli zmiany w grasicy. Na jego wniosek zdecydowano o zbadaniu tkanki, choć nie było takiego wymogu. Następnego dnia Andrzej P. - jak twierdzi - otrzymał telefonicznie informacje od lekarza badającego materiał, że nie ma w nim niczego podejrzanego.
W pierwej instancji Andrzej P. został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i dwa tysiące złotych grzywny. (PAP)
kop/ bos/
W środę wyrok w procesie apelacyjnym za przeszczep nerek z rakiem
Podczas wtorkowej rozprawy obrona i oskarżony wnieśli o uniewinnienie, natomiast prokurator - o utrzymanie w mocy wyroku sądu rejonowego.Oskarżony...