Zabrakło w tej sprawie wrażliwości lekarskiej, co jest nie tylko zarzutem pod adresem chirurga, ale całego zespołu medycznego szpitala. Sprawa ta obrazuje stosunek lekarzy do pacjenta, który narusza zasady etyki zawodowej – stwierdził Sąd Najwyższy, ale nie zaostrzył kary chirurgowi.
Sprawa rozpoczęła się 13 sierpnia 2009 roku, gdy do szpitala w Chorzowie przywieziono 74-letniego Romualda P., w bardzo złym stanie. Z nóg spływała ropa, i z powodu zaawansowanej miażdżycy nogi zaczęły gnić. Sprawujący wówczas na oddziale chirurgii dyżur dr Ż.M. zlecił amputację obu kończyn. Jednak wcześniej nie uzyskał od pacjenta pisemnej zgody na dokonanie zabiegu, jak to nakazuje ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Stanowi ona, że „lekarz może wykonać zabieg operacyjny albo zastosować metodę leczenia lub diagnostyki stwarzającą podwyższone ryzyko dla pacjenta, po uzyskaniu jego pisemnej zgody” (art. 34).
Podobnie kodeks etyki lekarskiej wskazuje wyraźnie, że postępowanie diagnostyczne, lecznicze i zapobiegawcze wymaga zgody pacjenta. Jeżeli pacjent nie jest zdolny do świadomego wyrażenia zgody, powinien ją wyrazić jego przedstawiciel ustawowy lub osoba faktycznie opiekująca się pacjentem (art. 15).
Nagana dla chirurga
Skargę na lekarza do samorządu lekarskiego wnieśli synowie, którzy oskarżyli chirurga o spowodowanie śmierci ich ojca, gdyż pacjent po trzech tygodniach po operacji zmarł.
Sąd lekarski I instancji w Kielcach uznał 3 listopada 2011 r., że dr Ż.M. jest winny dwóch czynów: dokonania zabiegu bez pisemnej zgody pacjenta oraz nieprawidłowości w prowadzeni dokumentacji medycznej.
Lekarz został ukarany naganą.
Naczelny Sąd Lekarski w marcu 2012 r. utrzymał to orzeczenie w mocy. Kasację od orzeczenia złożył pełnomocnik synów pacjenta, uznając wymierzoną karę za rażąco łagodną w stosunku do popełnionego przewinienia. Żądali dla chirurga kary surowszej.
SN: adekwatna kara
Obwiniony dr Ż.M. w czasie rozprawy w Sądzie Najwyższym 12 marca br. powiedział:
- Ordynator oddziału jest jak dyrektor kopalni – odpowiada za katastrofy, które się zdarzają na jego terenie. Z pokorą przyjąłem orzeczenie Wyższego Sądu Dyscyplinarnego. To moja wina, że nie dopilnowałem, aby zgoda pacjenta była wyrażona na piśmie.
Dodał, że pacjent po operacji czuł się dobrze, a rany zaczynały się goić. Zmarł na innym oddziale – na neurologii.
Sąd Najwyższy oddalił kasację pokrzywdzonych synów pacjenta. Orzekł, że wina lekarza jest oczywista, a kara wymierzona przez Wyższy Sąd Dyscyplinarny – adekwatna do przewinienia.
- Nie ma większej szkodliwości czynu niż to przypisuje autor kasacji – powiedział sędzia Jerzy Grubba. – Należało zawiadomić rodzinę pacjenta o tak poważnym zabiegu. Lekarz mógł zatelefonować do synów, gdyż dysponował numerem. Zabrakło w tej sprawie wrażliwości lekarskiej, co jest nie tylko zarzutem pod adresem chirurga, ale całego zespołu medycznego.
Sprawa ta obrazuje stosunek lekarzy do pacjenta, który narusza zasady etyki zawodowej – dodał.
Warto zaznaczyć, że proces cywilny o odszkodowanie dla rodziny zmarłego nadal się toczy. Zdaniem sędziego sprawozdawcy sprawa ta powinna też zainteresować prokuratora.
Orzeczenie z 12 marca 2013 r. (sygn. akt SDI 42/12)
Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska
\